Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

2025. Trudny rok dla polskiej demokracji

Wszystko wskazuje na to, że rok 2025 będzie czasem nieznanej dotąd próby ognia i zimnej wody dla polskiej demokracji. Czy za 12 miesięcy będzie po niej jeszcze co zbierać?

2025. Przełomowy rok dla polskiej demokracji
2025. Przełomowy rok dla polskiej demokracji/Jacek Slomion/Reporter

Nie lubię narzekać, bo uważam, że narzekanie jest, po pierwsze, niegrzeczne. A po drugie narcystyczne. A ja nie chcę być ani niegrzeczny, ani narcystyczny. Jest jednak jeszcze gorszy publicystyczny grzech niż narcyzm i niegrzeczność. To oderwanie od rzeczywistości. A widoki na 2025 są w polskiej polityce takie, że mówienie wam w tym momencie "don't worry, be happy" byłoby właśnie przejawem nielichego odklejenia.

Koń, jaki jest - każdy widzi. I każdy, kto ma oczy, musi widzieć, że groźba "domknięcia systemu" jest bardzo realna. Mamy rząd, który przyznał sobie prawo do rządzenia w trybie stanu wyjątkowego (patrz: "demokracja walcząca"). No tak czy nie? Mamy ogromną część elit opiniotwórczych, medialnych czy prawniczych, które ten stan bez mrugnięcia uzasadnią, choćby się waliło i paliło. No tak czy nie? Mamy Berlin i Brukselę, które dały Tuskowi carte blanche na robienie w Polsce, co mu się podoba, byle tylko było się Warszawa Unii jak za PiS-u nie stawiała. No tak czy nie?

Na domiar złego idzie drugi rok rządów uśmiechniętej koalicji. A historia i doświadczenie uczą, że drugi rok czteroletniej kadencji parlamentarnej to zawsze czas, gdy władza jest w zenicie swojej potęgi. Pierwsze koty poszły już za płoty, a jednocześnie do wyborów, gdy trzeba będzie się zatroszczyć o przedłużenie mandatu, ciągle kawał czasu. Niejednemu poprzednikowi zakręciło się wtedy w głowie z upojenia władzą.

Wyłączone bezpieczniki

W takich warunkach przyjdzie nam się w maju zmierzyć z wyborami prezydenckimi. Normalnie może nie byłyby takie ważne. Ale nie w "demokracji walczącej", gdy większość parlamentarna daje sobie przyzwolenie na wszystko, czego tylko zapragnie. Ot, choćby najnowszy projekt zmiany ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora. Chodzi o art. 5a stanowiący, że "poseł i senator (...) względem którego wydano postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania nie wykonuje obowiązków wynikających z ustawy (czyli poselskich - przyp. R.W.)". 

Nie trzeba być prawnikiem, by wiedzieć, że taki przepis to w zasadzie likwidacja wszelkich praw politycznych dla partii opozycyjnych w parlamencie. To koniec systemu demokratycznego, jaki znaliśmy dotychczas. I to na dodatek forsowany przez te same środowiska, które przez osiem lat rządów PiS dniem i nocą przekonywały, jak kluczowe jest to, by w systemie demokratycznym istniały właśnie... "bezpieczniki". To znaczy mechanizmy gwarantujące, że wola parlamentarnej większości nie przerodzi się w tyranię niezważającą na nic.

Jeśli więc przyznanie sobie przez rząd faktycznej władzy "wygaszania" mandatów poselskich wedle własnego widzimisię nie jest likwidacją demokratycznych bezpieczników, to cóż by takim zamachem na demokrację być miało? No tak czy nie?

Oczywiście obecny prezydent nigdy - i dzięki Bogu - takiej ustawy nie podpisze. Ale czy mamy tak gwarancję w przypadku zwycięstwa kandydata KO Rafała Trzaskowskiego w wiosennych wyborach? Oczywiście, że nie mamy.

Ale jeszcze smutniejsze, że takiej pewności nie daje nawet wygrana kandydata popieranego przez PiS ani też kogokolwiek innego

A może będzie ich trzech?

Grudniowy kryzys wokół PKW przyniósł cały szereg deklaracji zgłaszanych przez bardzo wielu wpływowych polityków (z marszałkiem sejmu Szymonem Hołownią na czele), którzy mówili rzeczy, od których jeszcze parę lat temu włos by się każdemu demokracie zjeżył na głowie. I na wszystkich innych częściach ciała też. To znaczy, że tak w zasadzie to nie wiadomo, kto powinien uznawać wynik wyborów prezydenckich. 

Zobacz również:

Mamy więc sytuację, w której nie tylko nie wiemy, kto zostanie prezydentem, ale tak na dobrą sprawę nie możemy mieć pewności, że za 12 miesięcy nie będziemy witać 2026 albo bez prezydenta, z prezydentami dwoma albo nawet i trzema (starym twierdzącym, że pełni obowiązki do czasu wyboru nowego, marszałkiem Sejmu upierającym się, że teraz rządzi on oraz nieuznawanym prezydentem elektem). Wspaniała perspektywa, nieprawdaż?

Uwierzcie, naprawdę wolałbym dziś pisać o tym, że "prawa pracownicze", "nierówności" albo "wyzwania ze strony nowych technologii". Ale byłoby to przecież wobec was - drodzy czytelnicy - żenująco nieuczciwe. Dlatego mam nadzieję, że wybaczycie te smętne tony na początek 2025 roku.

Przyjmijcie życzenia, byśmy jakoś przez to przeszli. To nasz obowiązek. Wieki polskiej historii patrząc na nas. 

Rafał Woś

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Bosak w "Graffiti": Ważne, żeby wygrał ktokolwiek, byle nie Trzaskowski/Polsat News/Polsat News

Zobacz także