Piotr Witwicki, Natalia Fedorczenko, Interia: Pierwsze pytanie będzie oczywiście dotyczyć wojny... Ołeksandr Usyk: - Ukraina zwycięży, nie ma wątpliwości. Skąd czerpiesz taką pewność? - Wierzę w Boga. Kiedy wierzysz w Boga, to wierzysz w dobro i jego zwycięstwo. To nie my napadliśmy, to na nas napadnięto. Bóg jest sprawiedliwy i chroni tych, którzy mają rację. Co czujesz, gdy słyszysz, jak Putin z uporem maniaka powtarza: Ukraina i Rosja to bracia, Ukraińcy i Rosjanie, to jeden naród. - Po 24 lutego nie uważam tak absolutnie. Przekaz Putina jest skierowany do tych, którzy mu ślepo wierzą i nie mają pojęcia co się naprawdę dzieje. Żeby ludzie myśleli, że to politycy się kłócą, a naród i kraj jest jeden. Nie! Nie! Nie! To jeden kraj napadł na drugi. Znieważają nas, odbierają nam prawo do istnienia, wyzywają nas od małorosów. Nigdy nie uważałem Putina za najlepszego człowieka, a po 24 lutego myślę o nim jeszcze gorzej. To jest wróg Ukrainy! Niedawno Silvio Berlusconi były premier Włoch, wciąż wpływowy człowiek, powiedział na tajnej naradzie, że Putin nie miał wyboru, że to 100-procentowa wina samych Ukraińców. Czy jeżdżąc po świecie, spotykasz się z takimi opiniami? - Wszyscy zachodni politycy, którzy popierają Putina, to kieszonkowe marionetki, zwyczajnie kupione przez niego. Nieustannie walczysz o dobre imię swojego kraju. Kiedy wychodzisz na ring i słyszysz ukraiński hymn, co czujesz? Czy teraz "Szcze ne wmerła Ukraina" (Jeszcze Ukraina nie umarła) nabrało dla ciebie jeszcze głębszego znaczenia? - Hymn państwowy zawsze miał dla mnie ogromne znaczenia. Hymn, flaga to są najważniejsze rzeczy. Już od dzieciństwa, kiedy reprezentowałem mój kraj, czułem ogromną dumę. Kiedy wygrywasz - widzisz flagę narodową, słyszysz hymn - to są ogromne emocje i wielka radość, że to ty tam stoisz i wszyscy wiedzą, że jesteś Ukraińcem! To jest coś absolutnie wyjątkowego! Tak będzie w Arabii Saudyjskiej na wiosnę? Będziesz walczył z Tysonem Furym? - Trzeba będzie się dogadać w tej sprawie. Sport sportem, a biznes biznesem. Dla mnie boks to wyłącznie sport, a dla tych, którzy to organizują to wielki biznes. Na ringu są dwaj bokserzy. Ich zadaniem jest boksować. Cała reszta to organizatorzy, sponsorzy i wiele innych czynników, które należy uwzględnić. Jak tylko wszystko ustalimy, dogadamy się, podpiszemy oficjalne dokumenty - będziemy pracować. Wielu kibiców zwraca uwagę na fizyczną dominację Fury'ego, ale są też tacy, którzy uważają, że wypunktujesz "Cygańskiego Króla", bo jego styl bardzo Ci pasuje. - To dobrze wyszkolony, duży facet, wie, co robić. To nie będzie spacerek, wiem o tym, ale jestem gotowy. Daj Boże bym wygrał! Zrobię absolutnie wszystko, żeby zwyciężyć. Takiego dużego faceta da się znokautować? Czy nastawiasz się na wygraną na punkty? - Kiedy wychodzę na ring - nigdy nie stawiam przed sobą zadania - znokautować innego zawodnika. Bardzo się cieszę, kiedy wygrywam na punkty. Bo nokaut, to ciężka sprawa dla sportowca. Wcale nie chcę nikomu odbierać zdrowia. I naprawdę jestem szczęśliwy, kiedy obaj schodzimy z ringu o własnych siłach. Przed każdą walką proszę o to Pana Boga. Oczywiście lubię wygrywać, ale nie chcę nikogo krzywdzić. A co wyniosłeś dla siebie z pojedynków z Joshuą? Dowiedziałeś się o sobie czegoś nowego? - Szczerze mówiąc, ja całe życie się uczę. Walczyłem z nim w tym roku dwa razy i po każdej walce coś dla siebie zostawiasz. Jak się mówi w tym popularnym ukraińskim powiedzeniu: całe życie się uczysz, a i tak głupi umrzesz. Tak więc musimy cały czas się doskonalić. Na każdym obozie treningowym najważniejsza jest dla mnie dyscyplina. Tu sprawa jest prosta: jeśli jesteś zdyscyplinowany - osiągniesz sukces, jeśli nie jesteś - nic z tego nie będzie. Wiemy, że ciężko chorowałeś w dzieciństwie. I lekarze powiedzieli ci - albo sport, albo koniec. - Dokładnie tak. Kiedy miałem 15 lat i moim głównym sportem była piłka nożna. W pewnym momencie rodziny nie było stać na kontynuowanie mojej pasji, a na boks można było chodzić za darmo. Kiedy poszedłem na trening od razu mi się spodobało. Pan Bóg wysyła do nas znaki, ale my ich nie zauważamy. A szkoda, bo to bardzo pomaga. Nasz Pan to siła, nie ma nikogo potężniejszego. Tak, wysyła nam różne zadania do wykonania, egzaminuje nas, ale nigdy nie jest to więcej, niż człowiek może udźwignąć. To Bóg daje nam siłę, także taką, która prowadzi do zwycięstw. To w temacie siły. Masz w Ukrainie wielu przyjaciół, znajomych także na froncie. Skąd oni czerpią tę siłę w tych trudnych chwilach? - Tak, mam tam wielu przyjaciół, którzy są na froncie. Od 24 lutego, od początku wojny większość moich znajomych zaciągnęła się do wojska. Wszyscy stawili się w komendzie uzupełnień. Może to ten kozacki, niepokorny duch? Ukraina to przecież też kuźnia talentów bokserskich, mistrzów świata: bracia Kliczko, Łomaczenko, ty. - Nowoczesna, niepodległa Ukraina istnieje od ponad 30 lat i wszystkie te lata o coś walczymy: o wolność, o prawo do samostanowienia, o przekonania i wartości. I cały czas nam to utrudniają. Mówią, że jesteśmy nikim, że nie ma takiego kraju, że nie mamy do niczego prawa, że Ukraina to sztuczny, wymyślony twór. Co jest oczywiście bzdurą. Ale nawet gdyby tak było, gdyby nas "wymyślono", to istniejemy, jesteśmy. Jest nas ponad 40 milionów, nie można się nie liczyć z jednym z największych w Europie krajów. Jestem dumny ze wszystkiego, co osiągnął mój kraj, jestem dumny z Ukraińców. To zaszczyt być Ukraińcem. A skąd ci wszyscy wybitni bokserzy? Po prostu tego potrzebujemy. Bóg zsyła nam takich ludzi, którzy pomagają wygrywać i pokazują innym, jak trzeba walczyć i zwyciężać. W temacie wyrażania dumy. Wiem, że masz dużo patriotycznych tatuaży na ciele. Możesz o nich opowiedzieć? - Mam na sobie bardzo dużo takich rzeczy - godło Ukrainy, mapę. Godło zrobiłem w 2010, a mapa pojawiła się po igrzyskach olimpijskich w 2012 roku. Rosjanie próbują zmieniać tę mapę... - Nie zwracam na to uwagi, bo my walczymy o całą Ukrainę. Jak z tą walką radzi sobie prezydent Zełenski? - Prezydent Zełenski jest szóstym prezydentem Ukrainy, ale dla mnie pierwszym. Pierwszym, który nie zdradził kraju. Nie uciekł i nie zostawił nas. Amerykanie, którzy twierdzili, że jego życie jest zagrożone proponowali mu ewakuację. Odparł, że potrzebuje broni, a nie podwózki. - Bardzo wiele osób, bardzo wielu Ukraińców nie spodziewało się po naszym prezydencie takich rzeczy. Jego działania wszystkich zjednoczyły. Razem idziemy do zwycięstwa. Dziś, jako mistrz świata jeździsz po całym świecie, jesteś prawdziwą wizytówką walczącego kraju. A kiedy znajdujesz czas dla rodziny. Jak wygląda zwykły dzień Saszy Usyka - Męża, Taty, Syna? - Przyjechałem właśnie do rodziny. Mam wreszcie czas, żeby pospacerować z dziećmi, przytulić je, zająć się czymś ciekawym. Pobędę z nimi trochę, ale wkrótce wrócę na Ukrainę, by wspierać mój kraj. Moja rodzina na razie zostanie w Europie. Jest mi tak łatwiej, bo gdy nie jestem pewien czy moja rodzina jest bezpieczna, jestem bardzo zestresowany. A kiedy wiem, że są daleko, że nic im nie grozi, jest mi o wiele prościej. O siebie się nie boję, drżę o najbliższych. Wiem, że jesteś bardzo zżyty z rodziną. Jesteście zgraną paczką. Mama ogląda twoje walki? - Bardzo się martwi o każdy pojedynek, traci przez to nerwy i zdrowie. A ja nie chcę jej martwić. Modlę się, żeby w zdrowiu żyła jak najdłużej. Żeby cieszyła się z wnuków, żeby podróżowała, poznawała świat, była po prostu szczęśliwa. Wiemy, że piszesz dla rodziny wiersze. Może jakaś próbka, mała premiera dla nas? - Tak, faktycznie piszę wiersze, ale nigdy nie uczę się ich na pamięć. Mam parę rzeczy zaczętych, ale muszę nad tym jeszcze popracować. Przyznam, że moja optyka mocna się zmieniła po 24 lutego. Kiedyś pisałem dużo o motywacji, o miłości, teraz piszę o życiu, o bólu, o łzach, o śmierci... Piszesz dużo o przemijaniu... - Dokładnie tak! Tutaj na Ziemi jesteśmy tylko przez chwilę. Trzeba żyć tak, by coś po sobie zostawić, by na coś się przydać. Trzeba umieć współistnieć ze światem. Gdyby mała pszczółka przestała latać i ciężko pracować - świat by się skończył. Współpraca, pomaganie to są najważniejsze rzeczy. Nikt nie jest bezludną wyspą, musimy działać wspólnie, każdy musi dołożyć swoją cegiełkę do naszego wspólnego domu inaczej jesteśmy skazani na zagładę. Pójdźmy poetyckim tropem. Powiedzmy, że możesz się cofnąć się w czasie... - Zrobiłbym tylko jedną rzecz, jedną jedyną. Cofnąłbym się o jeden dzień. Mój Tata zmarł 16 września 2012 roku. Gdybym to wiedział, rzuciłbym wszystko i był z nim 15 września. Zrezygnowałbym ze wszystkiego, z walk i z innych spraw. Chciałbym go tylko zobaczyć jeszcze raz. (W oczach Usyka widać łzy) Chcesz przerwać na chwilę rozmowę? - Nie. Chciałem tylko wam opowiedzieć, że to był taki człowiek, który cały czas mi powtarzał: możesz wszystko! Odpowiadałem: tato, nie mogę już, widzisz, że nie dam rady. A on na to: dasz radę, uda Ci się. (Znów łzy). To on mi doradził: synu, idź na boks, to coś dla ciebie, we wszystkim ci pomogę. Ja mówię, ale inni chłopcy robią co innego. Tata odpowiadał: boks jest super, zobaczysz odniesiesz sukces! I tak się stało, Tata to przewidział. Bardzo ci go brakuje... - Od samego początku wychowywał mnie na mężczyznę. Mówił, że mam uprać swoje skarpetki, bieliznę, posprzątać w pokoju, wyprasować spodnie. Powiedział, że jeżeli nie będę tego robił, to w życiu nic mi nie będzie wychodziło. Mówił: to jak mężczyzna zachowuje się w życiu, za kierownicą, w kontaktach z kobietą, to właśnie świadczy o jego sile. Jeżeli sobie nie radzi, jeżeli jest brudny, zaniedbany, nie potrafi się zachowywać wobec kobiet, to nie jest prawdziwym mężczyzną. Masz bokserskiego idola? - Mam ulubionego sportowca, to Muhammad Ali. Wiele o nim wiem, wiele czytałem. Urodziłem się tego samego dnia, w tym samym miesiącu co on, tylko trochę później. (Muhammad Ali urodził się 17 stycznia 1942 roku, Ołeksandr Usyk 17 stycznia 1987 roku). To dla mnie wielka legenda. Jeszcze kiedy żył, rozmawiałem z nim. Kiedy go słuchałem przekonałem się, że jest dokładnie taki, jak czytałem o nim w książkach. Mówił, że bardzo dużo zawdzięcza babci, że bardzo mu pomagała - dokładnie tak jak było w jego biografii. Sportowcy, bokserzy, którzy zdobyli szczyty - każdy z nich jest wzorem, z każdego można brać przykład. Uczyć się jak osiągnąć sukces. Absolutnie każdy z nich może być wzorem ciężkiej pracy. A gdzie Ołeksandr Usyk widzi siebie za 20 lat? - Boks to coś bardzo mojego. To jest moje rzemiosło. Teraz robię to, potem będę robił coś innego. Sport nie jest wieczny. Nie wybiegam za daleko w przyszłość. Żyję tu i teraz. Nie chcę ani cofać się do przeszłości ani wybiegać za bardzo do przodu. Bóg daruje nam każdy dzień naszego życia. Wstaje słońce i my wstajemy razem z nim. Jeśli Bóg da mi jeszcze 20 lat życia - przyjmę to z wdzięcznością i pokorą. Proponuję, żebyśmy się zdzwonili za 20 lat i przekonali się gdzie jesteśmy. O nie, nie! Teraz, kiedy udało nam się ciebie namówić na rozmowę - będziemy dzwonić każdego roku, po każdej walce. - Ok, jesteśmy umówieni! Dużo mówisz o Bogu o czynieniu dobra, a jest w tobie czysta agresja przed walką? Flirtujesz ze złem, by się zmotywować przed bitwą? - We mnie nie ma agresji. Tylko sport! To nie jest tożsame z nienawiścią. To jest coś, co kieruje we własną stronę, co mnie samego napędza. Muszę szybko myśleć i jeszcze szybciej działać. Atakować, przejąć kontrolę, nie wolno stać w miejscu. To nie jest agresja skierowane wobec drugiego człowieka. W ten sposób rozmawiam sam ze sobą. Każe sobie robić to i to. Pomaga mi to w podejmowaniu decyzji. Ja w ogóle nie jestem agresywnym człowiekiem, nie czuję wobec innych ludzi złości, nawet wobec moskali. Nie złoszczę się na nich, bo przyszli nas zabijać. Szkoda na to czasu, na taką złość w próżnię, ale jeśli stanie taki na mojej drodze - wtedy nie pozostanę dłużny. Agresja i złość zabija przede wszystkim mnie samego. Nie mam szacunku do ludzi, którzy przyszli na cudzą ziemię, niosąc śmierć i zniszczenia, gardzę nimi. Ale nie chcę, by złe emocje skracały mi życie. Chcę żyć długo, chcę widzieć jak dorastają moje dzieci. Jeśli będę na okrągło się pieklił - nie starczy mnie na długo. To zadamy ci pytanie o Rosjan, którzy splądrowali twój dom pod Kijowem. Okupanci weszli do budynku i się tam rządzili. Widzisz takiego człowieka, który niszczy dorobek twojego życia, który kładzie się do łóżka, w którym śpią twoje dzieci, potem rabuje wszystko, co wpadnie mu w ręce. Jak w takich chwilach powstrzymać się od słów: nienawidzę! - Wiecie co, moja żona mówi: nie żałuj im, może to jedyna okazja, żeby pomieszkali w normalnych warunkach. I ma rację. Twoja żona jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych i robi bardzo dobrą robotę w tym temacie. Jak ona sobie radzi? kiedy wylewa się na nią fala hejtu ze strony Rosjan. - Mówię jej tak: jeśli będziesz na to zważać, nic nie będziesz mogła robić. Nie krytykują tylko tego, kto żyje w bezruchu. Cokolwiek robisz zawsze znajdzie się ktoś, kto Cię osądzi krytycznie. Nie dziwię się mojej żonie, bo sam bardzo przeżyłem ich najazd na nasz dom. Okupanci tam się panoszyli, zniszczyli wszystko wokół, pozostawili po sobie potworny bałagan. Najbardziej mi było szkoda huśtawek, które robiłem z synami, posadzonych przez nas drzew. Ale mam dla nich odpowiedź: odbuduję wszystko i zrobię to dwa razy lepiej i dwa razy więcej i dla domu i dla kraju. (Do Usyka podchodzi syn i krzyczy: Sława Ukrainie. Bokser całuje go w czoło. Następuje chwila ciszy) A chciałbyś stanąć w ringu z Rosjaninem? - A po co mi to? Już tyle razy spuściłem im łomot! Powietkin ostatnio wspominał, że może wrócić do ringu. - No cóż i tego bym załatwił. Nie miałbym wyboru, po prostu bym solidnie go zlał. Znowu przybiega syn: tato, mogę go zbić patykiem. Syn zgłasza się do pomocy. - Tak, tak, mój synek się rwie. Masz wspaniałą rodzinę. Pozdrów koniecznie Katję, swoją żonę, bo wiem, że jej szczególnie jest ciężko. Jest Rosjanką z pochodzenia. - Urodziła się w Krasnojarsku, ale w wieku dwóch lat przyjechała z rodzicami na Krym. Potem znów wróciła do Rosji. W Związku Radzieckim ludzi wysyłano do pracy w rożne zakątki kraju. Ale nie czuje się Rosjanką, jest Ukrainką. Żartuje, że to problem jej rodziców, a nie jej. Jest największą ukraińską patriotką wśród tych, którzy urodzili się w Rosji. - Powiem więcej - ona jest większą patriotką, niż wielu spośród urodzonych w Ukrainie. Jest coś, o co chciałbyś zostać zapytany, ale nikt do tej pory tego nie zrobił? - Dobrze jest, jak dziennikarz czyta między wierszami. Wy czytacie. Wiesz odpowiedź jest taka jak pytanie. Dorosła czy dziecinna. Szeroka czy wąska. Ktoś zapyta: jakiego koloru jest morze? No niebieskie, a w przypadku Morza Czarnego? Czarne? Często mówią mi: a co byś chciał jeszcze dodać? Ja mówię: już wszystko, co miałem "dodałem". Jak Bóg poprowadzi mnie jeszcze przez życie - dodam więcej. Skoro mowa o morzu i barwach: jaki kolor nieba widzisz za oknem? - Color of Freedom! Nic innego być nie może! Freedom, czyli Wolność to Ukraina! - Bezwzględnie! Chwała Bogu, Ukrainie i Polsce! Pozdrawiam was serdecznie i do zobaczenia!