Choć Polski Ład miał być paliwem rakietowym dla borykającej się z inflacją i koronawirusem maszyny narracyjnej PiS-u, dzisiaj ze świecą szukać polityka Zjednoczonej Prawicy, który - poza najwierniejszym gronem współpracowników premiera - uważałby, że reforma podatków okazała się sukcesem. Od początku stycznia część z nas obserwowała, a część przeżywała na własnych portfelach konsekwencje nieprecyzyjnych zapisów największej od dekad reformy prawa podatkowego, która zamiast prostoty programu 500+, okazała się koszmarem sennym księgowych. Tłumaczenia jego autorów, że niższe wypłaty dla nauczycieli i mundurowych to kwestia kilku poprawek i błędów w wyborze PIT-u, po ponad miesiącu z serialem "wpadki Polskiego Ładu" przestały wystarczać nawet Jarosławowi Kaczyńskiemu. Cierpliwość skończyła się w momencie, gdy na najważniejsze biurko Nowogrodzkiej spływały kolejne dossier autorów Polskiego Ładu, w których podkreślano ich brak doświadczenia oraz rzekomy brak ideowego zaangażowania po stronie PiS-u. W końcu prezes PiS Jarosław Kaczyński w niedawnym wywiadzie dla PAP ocenił, że ci, którzy przygotowywali wprowadzenie Polskiego Ładu "na poziomie politycznym, półpolitycznym - niezupełnie zapanowali nad tym, co jest im podległe, i tam, być może, zadziałał brak dostatecznych kwalifikacji, być może także i brak dobrej woli". Zapowiedział też wyciągnięcie konsekwencji personalnych. Konsekwencje, choć na razie rozwleczone w czasie, w końcu przyszły. Ich ofiarą padł Tadeusz Kościński, stary przyjaciel premiera jeszcze z czasu pracy w Banku Zachodnim WBK. - Kierownictwo PiS zaakceptowało decyzję ministra finansów Tadeusza Kościńskiego o rezygnacji; do czasu wyłonieniu nowego kandydata, funkcję tę będzie pełnił premier Mateusz Morawiecki - powiedziała na poniedziałkowej konferencji rzecznik partii Anita Czerwińska. Jak dodała, zdecydowano się na nią ze względu na "pewne niedociągnięcia przy wprowadzaniu Polskiego Ładu". Tym samym wprost przyznano, że plan, w którym pokładano tyle nadziei, zamienił się w niewypał. O kulisach dymisji wiele mówi zdanie Ryszarda Terleckiego, który jeszcze przed naradą partii ze znaną sobie nonszalancją rzucił, że konsekwencje błędów przy reformie podatków "muszą być poważne", ale "z pewnością premier jest osobą pewną na tym stanowisku, co najmniej do wyborów". Owo "co najmniej do wyborów" wypowiadane przez wicemarszałka Sejmu wobec szefa rządu muszą temu drugiemu dźwięczeć w uszach. Dzieje się tak z tego powodu, że choć Mateusz Morawiecki znowu zabierze się za resort finansów, jego "porządkowanie" jeszcze się nie kończy. To będzie rola nowego ministra, który zapewne stopniowo będzie wymieniał innych polityków, których kuluarowo wymienia się jako współodpowiedzialnych za Polski Ład. Mowa o wiceministrach Piotrze Patkowskim i Janie Sarnowskim. Według informacji Interii, Kościńskiego zastąpić ma aktualny minister rozwoju Piotr Nowak. Bez względu na ostateczny kształt układanki, pytanie, który musi sobie zadawać dzisiaj Jarosław Kaczyński brzmi - jak daleko mogę się posunąć, aby równocześnie zupełnie nie zdestabilizować rządu i nie osłabić nadmiernie pozycji premiera. Prezes PiS wie, że w kolejce ustawiają się już inni chętni, ale jednym z najskwapliwiej czekających na potknięcie Morawieckiego jest minister Zbigniew Ziobro, który większość czasu poświęca na budowanie tożsamości Solidarnej Polski, która w następnych wyborach może wystartować z osobnej listy. W tej chwili gra toczy się o to, czy Polski Ład - a za nim polityczny los premiera - są jeszcze do uratowania w percepcji opinii publicznej? Czy kilka dymisji, dodatkowy miesiąc łatania i podwyżki pensji dla najniżej zarabiających, przełożą się na prognozowanie wzrostów poparcia. Bez tego efektu, przyszłość całej formacji rysuje się w nieciekawych barwach. Marcin Makowski dla Wydarzeń Interii