O nieprawidłowościach w PIP piszemy od miesięcy. Kiedy we wrześniu 2020 r. ujawniliśmy, że Wiesław Łyszczek sam sobie przyznał nagrodę w wysokości 20 tys. zł i nie uzasadnił, z jakiego powodu to zrobił, wybuchł skandal. Po trzech latach rządów urzędnik stracił posadę. Jak jednak pisaliśmy w Interii, walczył o stanowiska dla swoich znajomych do ostatniej chwili. Tuż przed odejściem próbował m.in. mianować na nadinspektora z pensją 13 tys. zł swoją byłą asystentkę, Iwonę Hadacz. Nasze doniesienia sprawiły, że już pierwszego dnia po objęciu urzędu, następca Łyszczka - Andrzej Kwaliński, zdecydował się powołać specjalny zespół kontrolny. - Celem jest sprawdzenie wszystkich ewentualnych działań w okresie, gdy ustępował Wiesław Łyszczek. Prace zespołu dotyczą spraw finansów publicznych oraz kadrowych. One mogą być ze sobą powiązane - pod koniec września informował Interię Dariusz Mińkowski, zastępca głównego inspektora pracy i jeden z kontrolerów badających ostatnie poczynania Łyszczka. "Sprawa stanęła w miejscu" O tym, że raport został ukończony, pisaliśmy już w połowie października. - Na chwilę obecną udaremniono dwie próby zatrudnienia osób w Okręgowych Inspektoratach Pracy z pominięciem obowiązujących w PIP procedur naboru, w jednym przypadku: próbę zatrudnienia członka rodziny - przekazała Danuta Rutkowska, ówczesna rzecznik Andrzeja Kwalińskiego. - Trwa jeszcze analiza ujawnionego stanu faktycznego pod kątem prawnym, również w celu podjęcia decyzji mających na celu zniwelowanie negatywnych skutków finansowych oraz prawnych dla Urzędu - wyjaśniła. Dokumenty opracowane przez kontrolerów z Głównego Inspektoratu Pracy wzbudziły zainteresowanie nie tylko urzędników, ale i posłów opozycji, którzy od lat zajmowali się problematyką PIP. - Andrzej Kwaliński obiecał przekazać mi te dokumenty. Niestety, jego przedwczesna śmierć sprawiła, że sprawa stanęła w miejscu - mówi Interii Izabela Katarzyna Mrzygłocka z Platformy Obywatelskiej. Kwaliński zmarł 8 stycznia. Miesiąc później, 10 lutego jego następczynią została Katarzyna Łażewska-Hrycko, która, podobnie jak Łyszczek, jest blisko związana z Solidarnością. Z informacji Interii wynika, że szefowa PIP nie zamierza udostępniać raportu opinii publicznej, chociaż jego ujawnienia zaczęło się domagać coraz więcej posłów. - Proszę o odpowiedź, co (...) z ustaleniami z tego raportu. Czy sprawa toczy się dalej? Jakie są rozstrzygnięcia? Bardzo bym prosił, by przesłać tę informację w formie pisemnej - w połowie marca z mównicy sejmowej apelował Jan Łopata z PSL. - Pytaliśmy pana inspektora Kwalińskiego, czy te sprawy trafią do prokuratury. Wtedy nie umiał odpowiedzieć, ale mówił, że ta kontrola będzie jawna, że poznamy jej wyniki - wtórował koledze Wojciech Saługa z PO. Jak mówił, liczy, że "sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan" przez Łażewską-Hrycko. Niewiele jednak udało się wskórać. Jak dowiedziała się Interia, Izabela Katarzyna Mrzygłocka wystąpiła nawet do PIP z wnioskiem o dostęp do informacji publicznej. Domaga się w nim udostępnienia dokumentów. Kiedy rozmawialiśmy z posłanką podkreślała, że nie dostała jeszcze raportu. Ujawniamy dokumenty Interii udało się zapoznać z częścią raportu, a właściwie sprawozdania, przygotowanego przez kontrolerów z PIP. W dokumentach zaznaczono, że kontrola trwała od 25 września do 16 października 2020 r. Prowadziło ją trzech urzędników. To Dariusz Mińkowski - zastępca Głównego Inspektora Pracy, Robert Pietrzak - kierownik Sekcji Kontroli Wewnętrznej Głównego Inspektoratu Pracy oraz Wojciech Gonciarz - dyrektor Departamentu Prawnego GIP. "Przedmiotem kontroli objęto prawidłowość podejmowanych przez uprawnione osoby decyzji związanych z zatrudnianiem i rozwiązywaniem stosunków pracy z pracownikami Głównego Inspektoratu Pracy oraz okręgowych inspektoratów pracy w okresie od 1 września 2020 r. do 31 września 2020 r. Postępowanie dotyczyło również modyfikacji stosunków służbowych np. zgód na dodatkową działalność zarobkową, zgód na dokształcanie, finansowania dokształcania itp." - czytamy w sprawozdaniu, do którego udało się dotrzeć Interii. Kontrolerzy przeprowadzili rozmowy z urzędnikami inspekcji z całego kraju, sprawdzali dokumenty i wykonali szereg innych czynności, żeby sprawdzić ostatni miesiąc rządów Wiesława Łyszczka. Ich praca zakończyła się sporządzeniem sprawozdania, które liczy ponad sto stron. W opinii urzędników ich ustalenia są na tyle poważne, że należałoby rozważyć zawiadomienie CBA oraz prokuratury. Najważniejsza część raportu zawiera się w podsumowaniu oraz wnioskach. Tu zdecydowanie pierwsze skrzypce grają Wiesław Łyszczek i jego zaufana asystentka. Jak stwierdzili kontrolerzy, ten duet wielokrotnie dopuszczał się antydatowania dokumentów. Chociażby tego dotyczącego odwołania kobiety ze stanowiska. Zdaniem autorów raportu doszło m.in. do naruszenia regulaminu wynagradzania przy niskich kwalifikacjach zawodowych. "Odpowiedzialny pan Wiesław Łyszczek i bezpośrednio zainteresowana (Hadacz - red.) działali świadomie, zaplanowanie, z premedytacją, przeprowadzone z naruszeniem przepisów prawa o dokumentach" - napisali urzędnicy. W sprawozdaniu przeczytamy także o wywieraniu nacisków, dyskryminowaniu innych pracowników, nienależnych dopłatach do studiów, wyłudzeniu informacji o obiegu dokumentów czy wynoszeniu materiałów z GIP w środku nocy. A to tylko mała część odnotowanych nieprawidłowości. Długa lista grzechów Chociaż w podsumowaniu sprawozdania, obok byłego szefa PIP, najważniejsza jest Iwona Hadacz, to nie tylko ci urzędnicy mają sporo na sumieniu. Kontrolerzy zwracają także uwagę na Bogdana Drzastwę, bliskiego współpracownika Łyszczka, który był jego zastępcą. Jak twierdzą kontrolerzy, wyraził on zgodę w zakresie dofinansowania do działalności szkoleniowej "bez zabezpieczenia środków finansowych". Zdaniem autorów raportu mogło tu dojść do naruszenia dyscypliny finansów publicznych. Jak już wcześniej informowaliśmy, w dokumentach słowo "nepotyzm" pada wielokrotnie. Trudno się dziwić, skoro szef PIP załatwił pracę swojemu zięciowi. Kontrolerzy wskazywali też, że Wiesław Łyszczek m.in. promował na stanowiska własnych kierowców, a nawet ich rodziny. "Podjęcie przez Wiesława Łyszczka decyzji o przeniesieniu do OIP Rzeszów swojego kierowcy na stanowisko radcy w Sekcji Prewencji (...) spowodowało dyskryminację innych pracowników OIP Rzeszów" - czytamy. Dlaczego? Bo szofer szefa PIP nie miał odpowiednich kwalifikacji, ale przyznano mu za to pensję w kwocie 7,5 tys. zł. Takich przypadków jest o wiele więcej. Zresztą jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów jest pomijanie zarządzenia, które wydał sam Łyszczek. Chodzi o... zasady i tryb przeprowadzania naboru do pracy w PIP. W przepisach tych możemy czytać o postępowaniach kwalifikacyjnych, wymaganiach i kwalifikacjach dla przyszłych urzędników. Właśnie w związku z pominięciem procedur przy naborze do PIP, w raporcie pada też nazwisko Grzegorza Nieradki - byłego radnego PiS, asystenta Marka Kuchcińskiego, a jeszcze do niedawna doradcy Łyszczka. Zdaniem kontrolerów do takiej sytuacji doszło zarówno w przypadku 30-latka jak i sześciu innych osób. Co więcej, Łyszczek miał przymykać oko na naruszenie czasu pracy przez Nieradkę. Bezczynność nowego kierownictwa We wnioskach do raportu, które widziała Interia, autorzy dokumentu "proszą o rozważenie" blisko 25 zaleceń pokontrolnych. Te najmocniejsze dotyczą byłego już kierownictwa PIP. "(Należałoby - red.) rozwiązać stosunki pracy z Wiesławem Łyszczkiem i Bogdanem Drzastwą z dodatkową opcją zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw CBA i prokuratury" - czytamy. Zdaniem kontrolerów trzeba też przeanalizować dyski laptopów Łyszczka, Drzastwy i Hadacz z uwagi na "uzasadnione podejrzenie antydatowania dokumentów opracowywanych we wrześniu 2020 r.". Autorzy raportu domagają się m.in. cofnięcia dofinansowań do dokształcania, rozwiązania stosunku pracy z osobami zatrudnionymi po znajomości, obniżania zawyżonych wynagrodzeń czy ustalenia jak wyglądała sytuacja kadrowa w czasie reszty rządów Łyszczka w PIP. Chociaż kierownictwo inspekcji dysponuje sprawozdaniem od połowy października, do tej pory nie zdecydowało się na ich ujawnienie. Katarzyna Łażewska-Hrycko niewiele też zrobiła w kontekście wniosków zawartych w raporcie. Przykładowo: chociaż Iwona Hadacz została zwolniona dyscyplinarnie w grudniu 2020 r., wciąż dysponuje służbowym sprzętem: laptopem, tabletem czy telefonem komórkowym. Można też powiedzieć, że większości negatywnych bohaterów raportu w zasadzie włos nie spadł z głowy. Wiesław Łyszczek został nadinspektorem pracy w Okręgowym Inspektoracie Pracy w Rzeszowie, gdzie zatrudniał kolegów po znajomości. Co prawda nie dysponuje żadnym zespołem, ale nikt nie rozwiązał z nim stosunku pracy. Podobnie sprawa wygląda w przypadku Bogdana Drzastwy. Były wiceszef GIP jest obecnie nadinspektorem w Koszalinie. Co z Grzegorzem Nieradką? Tu także kierownictwo nie zastosowało się do zaleceń pokontrolnych. Po tym jak stracił posadę doradcy szefa PIP, został przeniesiony do biura promocji. Dwa tygodnie temu został zaś... głównym specjalistą Departamentu Nadzoru i Kontroli GIP. - Człowiek wielu talentów - kpi jeden z naszych informatorów. Z informacji, które docierają do Interii, wynika, że urzędnicy narzekają na bezczynność Łażewskiej-Hrycko. Nowa szefowa PIP nie zajęła się bowiem kadrą bez kwalifikacji, która pojawiła się w inspekcji za czasów Łyszczka. - Brak działań obecnej szefowej w zakresie zmian na kierowniczych stanowiskach w Głównym Inspektoracie Pracy i Okręgowych Inspektorach Pracy powoduje duże niezadowolenie i rozczarowanie wśród pracowników PIP - ubolewa jeden z doświadczonych urzędników, z którymi rozmawiamy. Podobnego zdania są politycy opozycji. - Nowy główny inspektor pracy powinien podjąć kroki zgodne z wnioskami raportu. Powinien też skontrolować cały okres działalności Wiesława Łyszczka, a nie tylko ostatni miesiąc na stanowisku - uważa Mrzygłocka. Jakub Szczepański