Joanna Dressler, Polsat News: Panie profesorze, amerykański generał Mike Minihan twierdzi, że za dwa lata czeka nas wojna o Tajwan, wojna między USA a Chinami. Dlaczego Tajwan, który Chiny uznają za swoją zbuntowaną prowincję, jest tak ważny dla przeciętnego Polaka? Prof. Maciej Gaca, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu: - Z takiego powodu, że niektórzy ekonomiści mówią o rewolucji 4.0, czyli wielowektorowym postępie technicznym w bardzo wielu dziedzinach, a jego podstawą są mikroczipy. I one stanowią o wartości wyspy? - Kiedy Tajwan na przełomie lat 70. i 80. podejmował decyzję o wieloletniej strategii rozwoju, zdecydowano o powstaniu czterech instytucji badawczych, w tym też związanej z rozwojem technologii komputerowej. Tak powstały firmy, które na Tajwanie produkują mikroczipy. Dzisiaj Tajwan wytwarza ponad 60 proc. światowej produkcji półprzewodników i blisko 90 proc. zaawansowanych układów scalonych. Dla porównania Stany Zjednoczone produkują około 10 proc., a Chiny nieco ponad 5 proc. Czyli bez czipów z Tajwanu nie ma dzisiejszych komórek, pralek, lodówek, komputerów czy samochodów? - W dużej mierze tak. Tam gdzie jest zautomatyzowana kontrola, sztuczna inteligencja, automatyczne pojazdy - czipy są podstawą. Bez dostępu do tego w najbliższych kilku-, kilkunastu latach byłoby nam bardzo trudno budować konkurencyjną gospodarkę i bezpieczne państwo. Trudno sobie taki świat wyobrazić. - Ale to nie wszystko, Tajwańczycy mają najlepiej na świecie rozwiniętą technologię stopów metali lekkich, co się przekłada na to, że ponad 60 proc. światowej produkcji rowerów też pochodzi z Tajwanu. Zatem ewentualna wojna o wyspę miałaby wpływ na cały świat, a mianowicie na ceny wielu przedmiotów? - O tak, tych dziedzin rozwiniętych na Tajwanie jest więcej - włókna syntetyczne, inteligentne tkaniny, nie tylko stosowane w sporcie, to są wszystko rzeczy, które mają najwyższy na świecie poziom. Ich gwarancja bezpieczeństwa polega na tym, że Tajwańczycy stworzyli znakomicie rozwiniętą technologicznie gospodarkę. Amerykański generał Mike Minihan wskazuje na rok 2025 jako początek wojny, bo Chiny są już po wyborze Xi Jinpinga na trzecią kadencję sekretarza generalnego Partii Komunistycznej, na Tajwanie będą wybory, a więc okazja do zaczepek chińskich, a do tego Amerykanie będą zajęci własnym podwórkiem, czyli wyborami prezydenckimi. - Pojawiały się już różne terminy, mówiło się o roku 2022, potem 2024, teraz 2025. Chińscy przywódcy nigdy nie działali w sposób pochopny. Najpierw Xi Jinping chce stworzyć, z pomocą ścisłego kierownictwa partii, w tym wybitnego intelektualisty i doradcy dwóch poprzednich przywódców Chin - Wang Huninga, nową strategię wobec Tajwanu. Po przedstawieniu tej strategii (zapewne w ciągu kilku-kilkunastu najbliższych miesięcy) Pekin będzie się przyglądał i zastanawiał, czy wojna będzie konieczna. Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że groźba użycia siły przez Pekin w celu zjednoczenia Tajwanu nie jest nieuchronna. Dlaczego Tajwańczycy nie chcą być z Chinami? - Jedna z czołowych uczelni na Tajwanie (NCCU) od 1992 roku prowadzi badania dotyczące sympatii wyborczych i społecznej tożsamości wyspy. Od 30 lat wiemy, że te trendy się zmieniają. 30 lat temu osób identyfikujących się jako Tajwańczycy było dwadzieścia kilka procent, a tych jako Tajwańczycy i Chińczycy ponad 50 procent. Te tendencje się poodwracały. W tej chwili po 30 latach ponad 70 procent uważa się za Tajwańczyków, za Chińczyków zaledwie 2,5 procent. Dlaczego? - Esencją prowadzenia nowego pokolenia jest proces edukacji, zwłaszcza edukacji, która dotyczy własnej historii. Na Tajwanie przeprowadzono reformę podręczników, zaczęto inaczej uczyć historii, odwołując się do tożsamości wyspy, przyjmując taką narrację, że wszyscy coś wnosili do niej. A dzieci na Tajwanie i w Chinach kiedyś uczyły się mitologii chińskiej, że był chiński mur, że był cesarz, najazd Mongołów, a wiek XIX to czas upokorzenia Chin przez Zachód. - Zmiana podręczników z lat 90. XX wieku kompletnie odwraca się od historii Chin, mówi o ważnej roli aborygenów tajwańskich, przybyciu Holendrów, Francuzów, rosnącym osadnictwie chińskim, wreszcie o 50-letniej okupacji japońskiej i czasach po 1949r., czyli przybyciu Chinag Kai-sheka i dwóch mln uciekinierów z Chin kontynentalnych. To nauczanie spowodowało, że mówi się o obywatelskości ponadetnicznej, to sprzyja procesowi budowania własnej tożsamości. Ale kiedy Tajwańczycy mówią - bądźmy przyjaciółmi, razem ale osobno, Pekin chce, by Tajwan był chiński. - Te naciski są silne, tym bardziej Tajwańczycy, którzy od 30 lat budują społeczeństwo obywatelskie, się od tych Chin oddalają, widząc to, co się dzieje w Chinach w zakresie praw obywatelskich, obserwując zdławienie demokratycznego Hongkongu. Mówią, że to nie jest dla nich. Ale Pekin uważa Tajwan za swoje terytorium. - Polityka zjednoczenia Chin z Tajwanem była wpisana jeszcze w politykę Mao Zedonga, mimo że biorąc pod uwagę rzeczywistość, nigdy żadna stopa chińskiego żołnierza nie stanęła na Tajwanie, nigdy żaden obywatel Tajwanu nie płacił podatków w Chinach. Chiny na pewno będą wywierały mocną presję międzynarodową, by Tajwan z obecnej linii politycznego status quo zepchnąć i podporządkować. Ale do rozważania ewentualnej wojny Xi Jinping musi dostać mandat od swojej partii i społeczeństwa. Czyli propaganda? - To nie jest model putinowski, to się nie odbywa w ten sposób. A Amerykanie nie siedzą też w miejscu, stosując od lat politykę odstraszania. Amerykanie mają wielu koalicjantów takich jak Japonia, Korea Południowa czy Australia. To bardzo silny sygnał odstraszający dla Chin, a Chiny są same, nie mają się do kogo odwołać. Poza tym nie mają doświadczenia w wojnie agresywnej, ostatnia wojna, w którą Chiny były zaangażowane, to była wojna chińsko-wietnamska z wiosny 1979 r. Chiny będą wywierały presję ekonomiczną i dyplomatyczną na Tajwan. Jak pan mówi o ekonomicznej presji, to od razu przychodzi mi na myśl to, od czego zaczęliśmy rozmowę - czipy i ceny lodówek, pralek, aut, telefonów. - Dlatego Stowarzyszenie Producentów Półprzewodników na Tajwanie podjęło wspólnie z rządem w Tajpej decyzję o inwestycjach w Stanach Zjednoczonych, Japonii, ostatnio dołączyła Unia Europejska, by produkować czipy za granicą. Czas uruchomienia tych inwestycji to rok 2024 i 2025. Ale wtedy Tajwan traci kartę przetargową. - Nie do końca, pozostaje po stronie właścicielskiej, uzyskując bardzo dobre warunki inwestycyjne, więc jest mądrym graczem. Musimy więc poczekać na rozwój wydarzeń, by mówić o potencjalnym zagrożeniu wojną. ----- Prof. UMK Maciej Gaca - sinolog, były dyplomata, dyrektor Instytutu Polskiego w Pekinie do 2014 r., dyrektor generalny Warszawskiego Biura Handlowego w Tajpej w latach 2015-2019 r., Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu.