USA nasilają aktywność dyplomatyczną na zachodniej półkuli
Administracja USA zmierza do zacieśnienia stosunków z Ameryką Łacińską, zepchniętą na dalszy plan przez dyplomację amerykańską w minionej dekadzie. Przyczyną są sukcesy gospodarcze krajów tego regionu, konkurencja Chin na ich rynkach, a także nadzieje na zmiany polityczne.
O rosnącym zainteresowaniu Waszyngtonu Latynoameryką świadczy niedawna wizyta prezydenta Baracka Obamy w Meksyku i Kostaryce, planowana wkrótce podróż wiceprezydenta Joe Bidena do Brazylii, Kolumbii oraz Trynidadu i Tobago. Uzupełnieniem wymiany dyplomatycznej będzie wizyta w USA na początku czerwca prezydentów Chile i Peru: Sebastiana Pinery i Ollanty Humali.
Obserwatorzy wizyty Obamy w Meksyku zwrócili uwagę na zmianę tonu prezydenta w czasie jego wystąpień w porównaniu z wizytą cztery lata temu. W 2009 r. Obama wzywał ówczesnego meksykańskiego prezydenta Felipe Calderona, aby podjął "pilne i skoordynowane działania" w celu powstrzymania napływu narkotyków do USA. Rząd Calderona prowadził wtedy "wojnę" z narkokartelami z masowym użyciem wojska. Ściśle współpracował przy tym z amerykańskimi agencjami antynarkotykowymi. Meksyk zezwalał wówczas nawet na loty dronów amerykańskich nad swoim terytorium i w ramach ekstradycji wydawał USA rekordową liczbę swych przestępców.
Wojna z kartelami narkotykowymi nie przyniosła znaczących rezultatów
Wojna z kartelami narkotykowymi nie przyniosła jednak znaczących rezultatów. Aresztowano szefów kilku gangów, ale kosztem ogromnej eskalacji przemocy - szacuje się, że zginęło w jej wyniku około 70 tysięcy ludzi, w tym wielu niewinnych cywilów. Stało się to główną przyczyną porażki centroprawicowej partii Calderona, PAN, w zeszłorocznych wyborach. W kampanii wyborczej zarzucano mu, że prowadzi wojnę, ulegając naciskom Waszyngtonu, który chce powstrzymać napływ narkotyków do USA.
Do władzy powróciła Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna (PRI) z nowym prezydentem Enrique Peną Nieto, który zmienił kurs w walce z gangami narkotykowymi. Zamiast frontalnej wojny z nimi stawia na zapewnienie bezpieczeństwa obywateli.
Obawiano się w związku z tym, że nasilą się napięcia w stosunkach z USA, ale okazało się, że w czasie wizyty w Meksyku 2-4 maja Obama wykazał pełne zrozumienie dla zmiany polityki południowego sąsiada. - Do narodu meksykańskiego należy oczywiście decyzja, jak zapewnić swoje bezpieczeństwo - powiedział w stolicy Meksyku. Dodał nawet, że "przyczyną przemocy i cierpień w Meksyku jest popyt na narkotyki, w tym w USA", i przyznał, że zdecydowana większość broni palnej w Meksyku pochodzi z USA.
Do niedawna Waszyngton miał też pretensje do Meksyku, że przez zieloną granicę przedostają się stamtąd do USA miliony "nieudokumentowanych" imigrantów. Nielegalna imigracja zdecydowanie spadła jednak w ostatnich latach. Złożyła się na to poprawa sytuacji ekonomicznej w Meksyku, zaostrzenie kontroli granic, a także zmiany demograficzne - w Meksyku znacznie spadł przyrost naturalny, a zatem i liczba młodych ludzi szukających pracy w USA.
Podobny postęp nastąpił w innych najważniejszych krajach zachodniej półkuli
W pełnych szacunku dla Meksyku słowach Obamy komentatorzy "Washington Post" Zachary Goldfarb i Nick Miroff widzą wyraz uznania zmiany układu sił między USA a Meksykiem, na który Amerykanie patrzyli dotąd z góry. W ostatniej dekadzie Ameryka przeszła przez ciężki kryzys i recesję, po której jej gospodarka powoli dochodzi do siebie. Meksyk tymczasem poczynił znaczne postępy i mimo chwilowego załamania pokryzysowego w 2009 r. od tego czasu notuje średni wzrost PKB rzędu 3-4 procent rocznie - wyższy niż w USA. W okresie tym, kiedy w USA przeciętne dochody realne spadły i zwiększyły się nierówności społeczne, w Meksyku wzrosła liczebnie klasa średnia.
Podobny postęp nastąpił w innych najważniejszych krajach zachodniej półkuli: Brazylii, Peru, Kolumbii i Chile. Kilka innych, jak Argentyna, Boliwia i Ekwador, rządzonych jest przez przywódców lewicowo-populistycznych, co utrudnia stosunki z USA. Jednak śmierć Hugo Chaveza w Wenezueli, która dzięki swojej ropie naftowej wspomagała te kraje, może zmienić tę sytuację. Zdaniem ekspertów obecny reżim nie utrzyma się w Wenezueli długo, gdyż następca zmarłego Chaveza, Nicolas Maduro, nie ma jego wizji ani charyzmy.
W zmieniającym się politycznym i ekonomicznym pejzażu Ameryki Łacińskiej Stany Zjednoczone dostrzegają szansę dla swojej własnej gospodarki - przyspieszenia wzrostu PKB i tworzenia miejsc pracy - gdyż z krajami regionu są związane siecią umów o wolnym handlu. Wartość wymiany handlowej USA z Meksykiem wynosi około pół biliona dolarów rocznie. Po Kanadzie Meksyk jest drugim co do wielkości importerem towarów amerykańskich. Kupuje ich więcej niż Japonia, Niemcy, Chiny, Francja i Wielka Brytania razem wzięte. Ponadto rosnąca liczba produktów meksykańskich ma, dzięki układowi NAFTA, komponenty made in USA.
USA mają na kontynencie coraz groźniejszego konkurenta
Stany Zjednoczone nalegają teraz na zacieśnienie Partnerstwa Transpacyficznego (Trans-Pacific Partnership - TPP), bloku handlowego łączącego kraje wybrzeży Oceanu Spokojnego. Gospodarki przodujących krajów Azji integrują się w ten sposób ze wschodzącymi rynkami w Ameryce Łacińskiej.
USA mają jednak na kontynencie coraz groźniejszego konkurenta - Chiny. Jak podał tygodnik "Time" za biuletynem ekonomicznym "Americas Quarterly", od 2000 r. wartość wymiany handlowej Chin z Ameryką Łacińską wzrosła 20-krotnie, z 10 do 200 miliardów dolarów.
W 1995 r. największa dziś gospodarka regionu, Brazylia, kupowała ponad 20 procent swoich towarów importowanych w USA; obecnie zakupy w USA stanowią już tylko 15 procent brazylijskiego importu (taki sam udział jak Chin). W 1995 r. 21 procent eksportu Brazylii szło do USA, ale w 2011 r. już tylko 10 procent; dużo więcej, bo 17 procent swoich towarów Brazylia sprzedawała Chinom.
Jeszcze większa zmiana dotyczy inwestycji bezpośrednich (FDI). O ile w 1995 r. aż 37 procent FDI w Brazylii stanowiły inwestycje amerykańskie, to w 2011 r. już tylko 10 procent - mniej niż inwestycje z Chin.