W strugach deszczu 22 maja premier Rishi Sunak przekazał informację o rozpisaniu wyborów do Izby Gmin na czwartek 4 lipca. Decyzja zaskoczyła komentatorów i analityków, ponieważ spodziewali się, że do elekcji dojdzie na przełomie października i listopada. Tymczasem sytuacja torysów nie była tak patowa od niemal 150 lat. Według najnowszego badania pracowni YouGov formacja rządząca może liczyć na 18 proc. poparcia, czyli o punkt proc. mniej niż populistyczne ugrupowanie Reform UK Nigela Farage’a. Pozycję lidera natomiast nieustannie od kilku miesięcy dzierży Partia Pracy, która odnotowała 37 proc. Wielka Brytania. Historyczne wybory do Izby Gmin. Idzie zmiana władzy Mimo, że w chwili ogłoszenia terminu wyborów sondaże dla konserwatystów nie rysowały się dużo korzystniej, specjaliści dostrzegają pewne przesłanki, którymi mógł kierować się brytyjski premier. - Z jednej strony mogło chodzić o to, by zdyskontować dosyć korzystne informacje o sytuacji gospodarczej, zwłaszcza spadającej inflacji. Z drugiej strony mogło chodzić o rozpisanie wyborów krótko po uchwaleniu ustawy, mającej ułatwić wprowadzenie w życie umowy z Rwandą o deportacji migrantów nielegalnie przekraczających granicę, ale przed przetestowaniem tych przepisów w sądach brytyjskich. Miało to wytworzyć sytuację domniemania skuteczności działań rządów - mówi w rozmowie z Interią dr Przemysław Biskup, analityk ds. Wielkiej Brytanii z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Ekspert zwraca również uwagę, że Rishi Sunak chciał przy okazji zaskoczyć nieposiadającą struktur lokalnych konkurencyjną partię Reform UK, dla której krótka kampania mogła być poważnym wyzwaniem. Mimo zagrywki torysów, populiści nie dali się zwieść. Pomogła temu m.in. podjęta na początku czerwca decyzja o starcie w wyborach Nigela Farage’a, który początkowo dystansował się od tego pomysłu. - Zapewne stwierdził, że jest bardzo wysoki potencjał populistycznej rewolty na prawicy i że ma szanse być jej twarzą - trybunem ludowym - mówi nam dr Biskup. Rishi Sunak ma poważny problem. "Efekt zmęczenia Brytyjczyków" Rekordowe spadki poparcia dla rządzących od 14 lat torysów to z kolei efekt zmęczenia Brytyjczyków, a także - jak wskazuje analityk - rozczarowania w szczególności wyborców o konserwatywnych poglądach obyczajowych i tożsamościowych. Jak podkreśla, chodzi głównie o obietnice ograniczenia nielegalnej migracji, która realnie wzrosła kilkukrotnie, sięgając nawet 700 tys. nowych przybyszów rocznie. - Po brexicie okazało się, że nie można tak łatwo wydawać do Francji migrantów na podstawie unijnej konwencji dublińskiej. Do tego doszła kwestia zmiany paradygmatu gospodarczego, który wciąż promuje import taniej siły roboczej z zagranicy kosztem szkolenia miejscowych pracowników, a także kwestia światopoglądowej agendy progresywnej, która budzi liczne protesty - wylicza. Nigel Farage ma plan. "Te wybory są już przegrane dla prawicy" Zapowiadająca się, rewolucyjna wręcz zmiana na brytyjskiej scenie politycznej to przede wszystkim efekt systemu jednomandatowych okręgów wyborczych - to taka sama metoda, która obowiązuje w Polsce przy wyborach do Senatu. Dzieli ona państwo na taką liczbę okręgów, jaka odpowiada liczbie miejsc w izbie. Mandat uzyskuje ten kandydat, który osiągnie najlepszy rezultat w danym okręgu. System ten sprawia jednak, że wiele głosów nie zyskuje swojej reprezentacji - np. w 2015 roku UKIP - czyli poprzedniczka partii Reform UK - zyskała niemal cztery miliony głosów, lecz przełożyło się to zaledwie na jednego posła. Sytuacja i tym razem wygląda podobnie. - W najbardziej korzystnych sondażach z ostatniego tygodnia partia Nigela Farage’a może liczyć na siedem mandatów przy poparciu wyższym niż dla konserwatystów. Ci z kolei mieliby dostać około 80 mandatów, a Partia Pracy ponad 450 - zwraca uwagę dr Przemysław Biskup. Lider Reform UK znalazł jednak sposób, by mimo to docierać do wyborców i starać się jeszcze bardziej osłabić pozycję torysów. - Jego przekaz głosi, że: "te wybory są już przegrane dla prawicy. Wiadomo, kto wygra i to miażdżąco, dlatego - drodzy wyborcy - możecie przestać się stresować wyborem między Partią Konserwatywną a partią Reform UK - jeśli wspólnie zabijemy wyborczo konserwatystów, zredukujemy ich do mało znaczącej partii, to w ciągu tej pięcioletniej kadencji pojawi się przestrzeń dla naprawdę konserwatywnej siły" - zauważa specjalista z PISM. Partia Konserwatywna podzielona. "Stawką jest obrona podmiotowości" Strategię Farage’a dostrzegają konserwatyści, którzy podzielili się na dwie frakcje - jedna z nich kategorycznie odmawia jakiejkolwiek współpracy z populistami, druga z kolei usilnie do niej dąży, chcąc oddalić bądź całkowicie rozwiać perspektywę rozpadu najstarszej partii na brytyjskiej scenie politycznej. - Jeśli konserwatyści zostaną wyborczo pognębieni, a ich reprezentacja parlamentarna spadnie do kilkudziesięciu mandatów, to nie będą w stanie sformułować normalnego gabinetu cieni, który wymaga 100 posłów. To będzie ogromny cios, nawet jeśli formalnie pozostaną główną partią opozycji. Droga do ewentualnego zwycięstwa w przyszłości będzie więc w tej sytuacji wiodła przez porozumienie z Farage’em - i to na jego warunkach - mówi nam ekspert. Jak dodaje, nawet jeżeli Reform UK uzbiera wyłącznie siedem mandatów, to zmieni się dynamika gry - z polityka przemawiającego wiecowo, Farage stanie się mówcą parlamentarnym. - Stawką jest więc obrona podmiotowości konserwatystów - podkreśla. Wielka Brytania zmierza w kierunku jednopartyjnym. "To niespotykane w dojrzałych demokracjach" O ile sondaże potwierdzą się, krajobraz przyszłego parlamentu będzie zgoła inny niż dotychczas. Zasadniczym problemem diametralnego zwrotu w Izbie Gmin będzie de facto zmiana Wielkiej Brytanii w kraj o systemie jednopartyjnym. Takie scenariusze spotykane nie są jednak w dojrzałych demokracjach, a w scentralizowanych państwach autokratycznych i totalitarnych. Specjalista uspokaja jednak i wskazuje na konieczność wystąpienia trendu. - Przypomnijmy, że w poprzednich wyborach Boris Johnson odnotował spektakularny sukces i osiągnął najsilniejszą większość od 20 lat. Były to wybory wygrane na fali brexitu i ogromnego entuzjazmu, a dziś mamy kompletne odwrócenie tej sytuacji. Jeśli coś takiego było możliwe w ciągu pięciu lat, to nie można powiedzieć, że Partia Pracy nie straci obecnego poparcia. Pogłębione wyniki sondażowe, uwzględniające motywacje wyborców, wskazują ponadto, że Partia Pracy nie jest mocna własną siłą - jej pozycja jest wypadkową niesamowitej słabości konkurencji - tłumaczy nasz rozmówca. Pytany o realną pozycję Partii Pracy wskazuje, że paradoksalnie "supersilne" zwycięstwo może być jedną z przyczyn daleko idących problemów. - Tak ogromny sukces uniemożliwi jakiekolwiek uzasadnienie "niedowiezienia obietnic" niemożnością polityczną - nie będzie się można niczym zasłonić - zaznacza dr Przemysław Biskup. Czego więc możemy spodziewać się po liderze laburzystów jako prawdopodobnym, przyszłym premierze Wielkiej Brytanii? Według analityka PISM Keir Starmer jest "osobą dość ostrożną" i - jako prawnik procesowy z wykształcenia - starannie planującą swoje działania. - To antybrexiter, który w ramach marszu po władzę musiał zaakceptować brexit. Jest przedstawicielem lewego skrzydła Partii Pracy, który jednak dokonuje systematycznych czystek w partii kosztem tej frakcji. Wydaje się, że to polityk o nieprzesadnie silnym zestawie autentycznie odczuwalnych wartości. Na jego politykę bardzo będzie wpływało to, jaka będzie potrzeba chwili - zaznacza. Keir Starmer nowym premierem? Przed rządem wiele wyzwań Przyszły premier będzie musiał mierzyć się z wyzwaniami, które w znacznym stopniu mają swoje uwarunkowania zewnętrzne. Główne problemy, takie jak wojna w Ukrainie i Izraelu, konieczność zwiększania nakładów na obronność - która była dotychczas tradycyjnym źródłem cięć budżetowych - a także kwestie migracyjne wyraźnie ograniczą możliwość prowadzenia obiecywanej przez laburzystów hojnej polityki społecznej. Ekspert zwraca uwagę, że Partia Pracy chce uchylenia umowy deportacyjnej z Rwandą i zawiązania umowy readmisyjnej z Unią Europejską, jednak szansę parafowania takiego dokumentu ocenia na niewielkie. W kwestiach Ukrainy natomiast laburzyści postawili na podtrzymywanie pomocy, choć nie było to pewne. - Dotychczas Wielka Brytania była absolutnie kluczowym państwem w zakresie pomocy w aspekcie ilościowym i jakościowym, ale też podejmowania roli "lodołamacza" - Londyn był gotów wysyłać jako pierwszy różne systemy uzbrojenia, by zachęcać bardziej ostrożnych polityków w innych państwach zachodnich - mówi dr Przemysław Biskup. Najbardziej skomplikowana będzie natomiast kwestia wojny na Bliskim Wschodzie. - W Partii Pracy mamy walkę frakcji proizraelskiej i propalestyńskiej. Skala zwycięstwa Keira Starmera może być jednak w tym przypadku niezwykle pomocna, ponieważ natężenie nacisków wewnątrzpartyjnych i częstotliwość głosowania wewnętrznych buntowników wbrew linii rządu w ważnych głosowaniach nie będzie przekładać się na praktyczne konsekwencje w sytuacji tak dużej przewagi nad opozycją, sięgającej nawet 200 mandatów - zaznacza specjalista. Co natomiast z Polakami na Wyspach? Ci mogą spać spokojnie, ponieważ ich status gwarantuje - bardzo dobra z punktu widzenia Polonii - umowa brexitowa. - Rząd Partii Pracy może ewentualnie zawrzeć dodatkowe, pomniejsze umowy, które będą zacieśniać współpracę w UE i w konsekwencji jeszcze poprawić sytuacje Polaków - dodaje rozmówca. Partia Pracy ma zasadniczy problem. "Mają słabe wyobrażenie o realnych mechanizmach" W opinii analityka podstawowym wyzwaniem dla laburzystów nie są jednak problemy krajowe i zagraniczne. Jak zauważa, 14 lat spędzonych w ławach opozycyjnych realnie podważa ich kompetencję do sprawowania rządów. - Ekipa, która przyjdzie do władzy, będzie złożona z ludzi, którzy mają bardzo słabe wyobrażenie o realnych mechanizmach rządzenia, administracji czy dyplomacji. Partia Pracy wprowadzi najprawdopodobniej około 200 zupełnie świeżych posłów. Większość obecnych posłów Partii Pracy w ten czy inny sposób dostanie jakąś funkcję rządową lub kierowniczą w parlamencie, dlatego przez pierwszy rok działalności ten obóz będzie musiał uczyć się podstawowych zasad prowadzenia polityki rządowej. Wiele wskazuje na to, że wielu z tych posłów będzie słabo przygotowanych pod tym względem - skwitował nasz rozmówca. Sebastian Przybył Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na sebastian.przybyl@firma.interia.pl