Plan Merkel kiepsko się zestarzał. "Podejście dzisiaj skazane na klęskę"
- Merkel była do bólu pragmatyczna w swoich działaniach - o polityce byłej niemieckiej kanclerz opowiada Interii prof. Arkadiusz Stempin. Autor biografii "Angela Merkel. Cesarzowa Europy" wskazuje na plan kanclerz wobec Władimira Putina, którego celem miałoby być uniknięcie inwazji. - Podejście Merkel byłoby dzisiaj skazane na klęskę - ocenia ekspert.

Łukasz Rogojsz, Interia: Wywiad Angeli Merkel dla węgierskiego portalu "Partizan" wywołał burzę. Nie tylko w Polsce, ale w całym regionie. Początkowo przypisywano jej słowa, których nie powiedziała, ale nawet to, co powiedziała budzi wiele wątpliwości.
Prof. Arkadiusz Stempin, Uczelnia Korczaka, Uniwersytet Albrechta i Ludwiga we Fryburgu: - W Polsce przypisane jej dowolnie przez "Bild" słowa o współwinie Polski za wybuch wojny w Ukrainie odebrano z oburzeniem. A to, co rzeczywiście powiedziała o przeprowadzeniu w 2021 roku negocjacji Unii Europejskiej z Władimirem Putinem przyjęto niezwykle emocjonalnie, zwłaszcza w kontekście trwającej przeciwko Ukrainie agresji rosyjskiej. Nie ma tu jednak przypadku ani pomyłki. Merkel takie poglądy ma od zawsze. W wydanej w zeszłym roku biografii "Wolność" przekonuje, że z bandytą takim jak Putin lepiej było rozmawiać i trzymać go na łańcuchu, niż prowokować i eskalować konflikt.
Tylko dzisiaj panuje dość powszechna opinia, że Merkel Putina na żadnym łańcuchu nie trzymała. Nie akceptuje tego już chyba tylko ona sama.
- Patrząc z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że to prawda. Jednak większość osób krytykujących Merkel ocenia politykę oraz rzeczywistość statycznie. Tymczasem Putin z 2008 roku, Putin z 2014 roku i Putin z 2022 roku to nie jest ten sam człowiek. On też się zmieniał, ewoluował. Oczywiście nie co do zasady, fundamentalnych celów i wartości, ale jednak różnice były zauważalne. Wpływają na to m.in. upływający czas, kolejne wydarzenia na arenie międzynarodowej, relacje z innymi państwami czy konflikty.
Czyli Merkel wierzyła w zmianę Putina z 2021 roku?
- Nie wiem, czy wierzyła w zmianę, ale była przekonana, że nawet z Putinem warto podjąć próbę dialogu, bo to może przynieść więcej korzyści niż szkód. Politycy często muszą podjąć ryzyko wyboru opcji. Za polityką kija i marchewki przemawiała niechęć całej Europy reńskiej do eskalacji za cenę militarnego konfliktu o Ukrainę oraz porażka tzw. porozumień mińskich, których Merkel była współarchitektką. Chciała spróbować załagodzić konflikt jeszcze raz, bez Stanów Zjednoczonych, bezpośrednio na linii UE-Putin.
Pachnie naiwnością, żeby nie powiedzieć mocniej.
- Tak uważała w 2021 roku spora część państw UE. W Unii były wówczas w tej kwestii silne podziały. Wcale nie chodzi tylko o Polskę i kraje bałtyckie, które Merkel wymienia w wywiadzie. Chociaż te cztery państwa oponowały najmocniej, czego dowodzi wypowiedź wicepremiera Radosława Sikorskiego z 6 października.
Szef polskiego MSZ powiedział: "Interpretuję te słowa tak samo, jak wypowiedź pani kanclerz, że nikt nie protestował z Europy Środkowej przeciwko Nord Streamowi. Przypomnę, że ja wtedy mówiłem, że nie lubimy porozumień ponad naszymi głowami. Pani kanclerz zapomniała chyba, jak to wtedy wyglądało i co robił jej rząd".
- To bardzo emocjonalna i zdecydowana reakcja. Jeśli jednak nie uznamy Merkel za osobę niespełna rozumu i politycznego żółtodzioba, jakim była jeszcze na pewno w 2005 roku, to oczywistym wnioskiem jest, że musiała mieć plan na Putina. Plan, który zakładał, że istniała realna szansa na porozumienie i uniknięcie tego, co mamy w tej chwili. Zresztą teraz stoimy w obliczu tej samej decyzji co wtedy: Czy idziemy krok dalej i konfrontujemy się z Rosją militarnie, czy próbujemy się z nią porozumieć jak Merkel w 2014, 2015 i 2021 roku. Sam Radosław Sikorski przypomniał niedawno, że układy pokojowe zawiera się nie z przyjacielem, lecz z wrogiem. Są one możliwe. Najlepszy przykład to porozumienie Izraela z Egiptem.

Tylko próby Merkel były nie tylko nieskuteczne, ale wręcz groźne. A ona sama nawet dzisiaj tego nie dostrzega. W rozmowie z "Partizanem" twardo broni decyzji o zawarciu "porozumień mińskich", choć w Europie panuje dziś zgoda, że UE się wówczas ośmieszyła.
- Broni, chociaż oplata to opowieścią, że dzięki tym porozumieniom Europa zyskała czas na dozbrojenie Ukrainy. Samej Ukrainie pozwoliło to natomiast uniknąć powtórki klęski z 2014 roku, gdy trzeba było ratować z rosyjskiego okrążenia kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy. W 2015 roku nie istniała żadna realna alternatywa. Obama umył ręce i scedował rozwiązanie konfliktu na Merkel.
Ta argumentacja Merkel rozmija się z rzeczywistością. Między 2015 a 2021 rokiem na froncie zginęło 5-6 tys. ukraińskich żołnierzy. Z kolei na kilkuletniej przerwie zyskała przede wszystkim Rosja, która przygotowała się do inwazji i przestawienia kraju na gospodarkę wojenną. Ukraina bez pomocy Zachodu po 22 lutego 2022 roku już dawno byłaby rosyjskim państwem satelickim.
- Zgadzam się z tą diagnozą. Z dwoma zastrzeżeniami. Ukraina również wykorzystała ten czas na dozbrojenie. I sama Merkel wskazuje na jeszcze jeden czynnik, który odegrał tutaj rolę i który również moim zdaniem należy wziąć pod uwagę. Dla polityków, którzy są chorobliwie nieufni, mają jak Putin mózg przeżarty KGB-owskimi neuronami, cokolwiek ustalić można jedynie poprzez spotkanie w cztery oczy.
To jeden z filarów linii obrony Merkel.
- Wskazała na pandemię koronawirusa, która odcięła zachodnim przywódcom, zwłaszcza jej samej i Emmanuelowi Macronowi, możliwość dwustronnych spotkań z Putinem. W czasie pandemii rozmawiali z nim wyłącznie online, a w przypadku takich jednostek jak Putin, chorobliwie nieufnych i podejrzliwych, bez bezpośredniego, osobistego kontaktu nie rozkruszy się strukturalnej nieufności, co z kolei ogranicza możliwości przekonania do czegokolwiek.
W wydanej w zeszłym roku biografii "Wolność" [Merkel] przekonuje, że z bandytą takim jak Putin lepiej było rozmawiać i trzymać go na łańcuchu, niż prowokować i eskalować konflikt
To znów bardzo życzeniowe myślenie: Gdybyśmy tylko mogli porozmawiać z Putinem twarzą w twarz, na pewno wyperswadowalibyśmy mu odbudowę imperium radzieckiego.
- Być może, ale bez tych dwustronnych spotkań - Merkel jako jeden z nielicznych zachodnich polityków nie spotykała się z Putinem, tylko telefonowała, według skrupulatnych wyliczeń ponad 30 razy - Putin wymyślił sobie scenariusz, w którym Ukraina i Zachód zbroją się, żeby zaatakować Rosję. Czy była to tylko cyniczna wymówka dla inwazji, czy stworzona w głowie Putina wizja, w którą z czasem sam uwierzył - to kwestia drugorzędna. Faktem jest, że bez osobistych spotkań z nim Zachód nie miał możliwości rozbrojenia tej narracji. Dlatego nie odmówiłbym Merkel częściowej racji, że utrata tego bezpośredniego łącza z Putinem miała znaczenie. Nie przesądza o tym, co się wydarzyło i co mogło się wydarzyć, ale spowodowała, że Putin zerwał się Europie z łańcucha.
Nie zerwał się, bo na żadnym łańcuchu nie był. Merkel i Hollande, a potem Macron, łudzili się, że zacieśniając współpracę gospodarczą Europy z Rosją w końcu doprowadzą do westernizacji i demokratyzacji Putina, do porzucenia przez niego neoimperialnych ambicji. A Putin nigdy nie planował z nich zrezygnować. Skoro Europa dawała mu pieniądze i uzależniła się energetycznie od Rosji, wziął to z pocałowaniem ręki, ale dalej robił swoje.
- Tutaj Putin ograł Europę - wykorzystał stworzoną mu sytuację, ograł Merkel i Macrona. Jeśli Merkel preferowała dialog, to powinien być on flankowany jak owa słynna podwójna decyzja NATO z lat 80.: Uzbrojenie Europy w rakiety z głowicami nuklearnymi przy jednoczesnych rozmowach Zachodu z ZSRR. Dla Putina Ukraina od początku była języczkiem u wagi, kwestią życia i śmierci. Dlatego Merkel w tym najnowszym wywiadzie powiedziała, że nowy status Ukrainy i tak musiałby w 2021 roku zostać przedyskutowany z Putinem.
- Dzisiaj my jako Zachód, po przeszło 3,5 roku wojny, ponownie stoimy przed tym samym dylematem politycznym jak Merkel w 2021 roku: jaka będzie przyszłość Ukrainy. Już wiemy, że w najbliższej przyszłości nie znajdzie się ani w NATO, ani w Unii Europejskiej. A skoro tak, to możemy się zastanawiać, czy sensowniej nie było usiąść do stołu z Putinem, omówić kwestię ukraińską i uniknąć rozlewu krwi.
Tylko co tu omawiać? Krwawy dyktator chce pozbawić państwowości i niezależności niepodległego sąsiada. Europa przerabiała scenariusz ciągłego ustępowania oprawcy w latach 30. XX wieku i doskonale wiemy, jak to się skończyło.
- Putin nie cofa się przed ludobójstwem na Ukrainie, ale byłbym ostrożny z używaniem tak pojemnych kwantyfikatorów. Nie znamy szczegółów projektów negocjacji poza tymi rosyjsko-ukraińskimi w Stambule już po wybuchu wojny. W 2021 roku dopiero kiedy nie doszło do wcielenia w życie nieznanego w szczegółach projektu porozumienia Merkel/Macron/UE - Putin, ten ostatni zażądał wycofania wojsk natowskich z państw, które do Sojuszu weszły po 1990 roku.
Putin stale czegoś żąda - od Ameryki, od Unii, od Ukrainy. A mimo tego UE jest dzisiaj stanowcza w kwestii tego, że powrotu do "business as usual" z Rosją nie będzie. Europa zaraz całkowicie uniezależni się od Rosji energetycznie, a relacje handlowe i dyplomatyczne zostały drastycznie ograniczone. Poza Słowacją i Węgrami panuje w Unii zgoda, że Rosja to zagrożenie, więc trzeba się na to zagrożenie przygotować.
- Gdyby nie było tak potężnego Rowu Mariańskiego między Europą i putinowską Rosją, to - oczywiście biorąc pod uwagę neoimperialne dążenia Putina - moglibyśmy się zastanawiać, czy Rosji nie uda się pozyskać w kontekście konfrontacji Zachodu z Chinami, która wydaje się nieuchronna. Dzisiaj Rosja jest w obozie chińskim, pełni rolę "młodszego brata" dla Pekinu, ale też ten sojusz ma silne ideologiczne fundamenty, które sprowadzają się do wrogości wobec Zachodu i chęci obalenia aktualnego ładu światowego. Gdyby nie konflikt rosyjsko-ukraiński, gdyby nie to, jak potężnie wyeskalował, to rozmowy z Rosją, które po 2015 roku sugerowali Merkel i Hollande, mogłyby dziś zapewnić Europie większe pole manewru wobec Chin.

Przez całą swoją karierę polityczną Merkel uchodziła za polityczkę, która z racji swojego pochodzenia - wychowała się w Templinie w dawnym NRD - rozumie Europę Środkowo-Wschodnią. Tymczasem jej polityczne decyzje - budowa Nord Stream II, "porozumienia mińskie", próba "europeizacji" Putina - pokazują ogromną rozbieżność między tą legendą a brutalnym, politycznym pragmatyzmem, którym kierowała się na co dzień.
- Merkel była do bólu pragmatyczna w swoich działaniach. Ale to nie znaczy, że nie rozumiała państw naszego regionu. Pomimo, że w jej polityce faktycznie było sporo sprzeczności. Choć urodziła się i wychowała w NRD, to jako kanclerz wcale nie prowadziła pro-enerdowskiej polityki. Chociaż była jedną nogą z Europy Wschodniej, to na arenie europejskiej wcale nie prowadziła pro- wschodniej polityki. Trzeba jej jednak oddać, że w momencie, gdy w 2015 roku w Polsce do władzy doszła antyniemiecka i antyunijna prawica, Merkel wyciągnęła do niej rękę i nigdy tej ręki nie cofnęła. Dla mnie to właśnie jest dowód jej pro-wschodniego podejścia i zrozumienia dla polityki tego regionu.
Mimo wszystko, polityka wschodnia Merkel kiepsko się zestarzała. Obecna CDU/CSU wyraźnie odcina się od dziedzictwa Merkel w kwestii Rosji i Wschodu, a kanclerz Friedrich Merz prezentuje kompletnie inne podejście. Najwyraźniej doszło do rachunku sumienia i autokrytyki. Z pewnością dużo większych niż u samej Merkel.
- W Niemczech, jak w każdym kraju demokratycznym, polityka rządu czy establishmentu politycznego jest sprzężona z opinią i nastrojami społeczeństwa. A Niemcy w 2025 roku, po agresji Putina, w zdecydowanej większości solidaryzują się z Ukrainą i dystansują od Rosji. Polityka rządu nie może być więc inna, podejście Merkel byłoby dzisiaj skazane na klęskę. Przecież Rosja dokonała i nadal dokonuje ludobójstwa w Ukrainie. Dlatego po lutym 2022 roku niemiecki rząd wykonał olbrzymi krok w kierunku ujednolicenia swojej polityki wschodniej z Polską, krajami bałtyckimi i nordyckimi. Dziś w Berlinie już nikt nie myśli o oswajaniu i westernizowaniu Putina.
- Kanclerz Merz wyraził się jasno: "Nie jesteśmy w stanie pokoju z Rosją". Ostatni przykład to sparaliżowane najpewniej rosyjskim sabotażem dronowym lotnisko w Monachium. Jednak jedyną formacją polityczną w Niemczech, która zasługuje dokładnie na to, by zdefiniować ją tak, jak to niektórzy czynią z Merkel, jest Alternatywa dla Niemiec: antyeuropejska, proputinowska i kwestionująca granicę z Polską. Ale do niej na rozmowy udaje się wkrótce prof. Andrzej Nowak, doradca ds. polityki historycznej prezydenta Nawrockiego.














