Do wypowiedzi francuskiego przywódcy odniósł się w mediach społecznościowych przewodniczący tajwańskiego parlamentu You Si-kun. Jak opisuje Reuters, urzędnik zakwestionował zaangażowanie Francji na rzecz światowej wolności. "Czy 'liberte, egalite, fraternite' wyszły z mody?" - zapytał, cytując oficjalną francuską dewizę "wolność, równość, braterstwo". "Czy w porządku jest ignorować je, gdy znajdują się już w konstytucji? A może rozwinięte demokracje mogą się nie przejmować życiem i śmiercią ludzi w innych krajach?" - dodał przewodniczący tajwańskiego parlamentu."Działania prezydenta Macrona, przywódcy jednego z międzynarodowych mocarstw demokratycznych, sprawiły, że jestem zmieszany" - skwitował Jou, współzałożyciel rządzącej na Tajwanie Demokratycznej Partii Postępowej (DPP). Chińskie ćwiczenia wojskowe wokół Tajwanu W sobotę prezydent Tajwanu Tsai Ing-wen wróciła z podróży do Stanów Zjednoczonych, gdzie spotkała się z przewodniczącym Izby Reprezentantów USA Kevin MacCarthym. Podczas spotkania McCarthy podkreślił pilną potrzebę dostaw broni do Tajwanu, a prezydent podkreślała istotę silnego partnerstwa z USA.Najprawdopodobniej w odpowiedzi na tę wizytę Chiny - które wciąż uważają niezależny Tajwan za swoją własność - zaczęły prowadzić wokół wyspy ćwiczenia wojskowe. Jak podkreśla Reuters, Francja nie rozwinęła - podobnie jak większość innych krajów - formalnych stosunków dyplomatycznych z Tajwanem, ale utrzymuje w stolicy Tajpej ambasadę i wraz z międzynarodową społecznością podkreśla potrzebę pokoju w Cieśninie Tajwańskiej. Emmanuel Macron: UE powinna zmniejszyć swoją zależność od USA W jednej z wypowiedzi po podróży do Chin prezydent Francji Emmanuel Macron ostrzegał przed wejściem w kryzys związany z sytuacją w Tajwanie, która napędzana jest przez "Amerykański rytm i chińską przesadną reakcję". Prezydent Macron zaapelował też o to, by Unia Europejska zmniejszyła swoją zależność od Stanów Zjednoczonych, a postawiła na autonomię. Według głowy francuskiego państwa UE nie powinna być naśladowcą Ameryki, ale winna stać się w sprawach światowych "trzecim biegunem" - obok Waszyngtonu i Pekinu.