Szaleństwo zakupowe staje się niemodne - Tego nie kupuj dla swojego dziecka - podkreśla tiktokerka znana jako Mama Emilki. Influencerka przedstawia kaszki, które jej zdaniem są nieodpowiednie dla dzieci, bo zawierają cukier. Nagranie obejrzało ponad 113 tys. internautów. Inni tiktokerzy-deinfluencerzy najczęściej negatywnie wypowiadają się o ubraniach, kosmetykach i elektronice. - Zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja mam problem z nadmiernymi wydatkami, a otwartość i szczerość w tym względzie może pomóc innym osobom, które są uzależnione od wydawania pieniędzy - wyjaśnia Michelle Skidelsky, 20-letnia studentka z Kanady. 700 dolarów za suszarkę? TikTokerka w swoich nagraniach przestrzega przed konsumpcjonizmem, który może być uzależniający. Przekonuje, że nie warto wydawać 700 dolarów na suszarkę, dżinsy, które są modne przez jeden sezon czy suplementy diety, polecane przez influencerów. Jej zdaniem zakupy powinny być racjonalne. Tłumaczy, że nie warto podążać za trendami, narzuconymi przez internetowych celebrytów, którzy często za polecanie różnych produktów czy usług dostają wynagrodzenie. Łukasz Kępiński, CEO Tears of Joy, w rozmowie z Interią zaznacza, że deinfluencing nie jest niczym nowym, ale dopiero teraz zaczął nabierać znaczenia. - Deinfluencing istnieje od początku internetu. Jest zjawiskiem, które polega na obiektywnym opisywaniu produktów czy usług. Na początku, gdy blogerzy mówili o jakimś produkcie, mówili szczerze. Natomiast później pojawiły się marki, które zobaczyły, że warto komuś zapłacić, by opinia była jeszcze lepsza, albo szersza, miała więcej zdjęć, lub opisywała dany produkt w bardziej ciekawy sposób - mówi ekspert. Deinfluencing to forma influencingu Niektórzy tiktokerzy, poza tym, że zniechęcają do zakupu danego produktu, polecają jego tańszą alternatywę. Tym samym promują inną rzecz. - Dlaczego wydajemy 20 dolarów na błyszczyk? - pyta w swoim nagraniu Alyssa. - Ja używam błyszczyka za dwa do pięciu dolarów. Uwierz mi, jest naprawdę dobry - zaznacza tiktokerka i pokazuje jak kosmetyk wygląda na jej ustach. Nagranie zostało wyświetlone 6,8 mln razy. Jak mówi Łukasz Kępiński, marki i influencerzy mogą wykorzystać ten trend do celów... marketingowych. - Z założenia deinfluencing powinien być czymś, gdzie nie ma pieniędzy, bo tutaj chodzi o obiektywizm. Jednak, jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, że pojawi się marka, która powie: "Napisz negatywną, ale niby szczerą opinię o produkcie konkurencji" i influencer pomyśli sobie, że skoro jeszcze mu za to zapłacą, to czemu nie? Jeżeli pojawiają się pieniądze, to pojawi się i patologia - mówi Łukasz Kępiński. Influencerzy dyktują, co kupić Rynek influencerów jest potężny. Szacowany jest na ponad 20 miliardów dolarów, a według prognoz, globalna wartość tego sektora osiągnie niemal 85 miliardów dolarów do 2028 roku - wynika z raportu Research and Markets. - Z badań oraz obserwacji tego, co dzieje się wśród twórców LifeTube wiemy, że większość osób obserwujących influencerów przyznaje się do tego, że twórcy internetowi wpływają na ich wybory zakupowe. Jednak znajomym czy rodzinie raczej nie mówią o tym, że kupili produkt polecony przez influencera - zaznacza w rozmowie z Interią Anna Ryczkowska, senior PR&Communications manager w LifeTube. - Natomiast, deinfluencig trochę łagodzi wyrzuty sumienia związane z obserwowaniem twórców internetowych, którzy polecają produkty lifestylowe lub modowe - dodaje Ryczkowska. Deinfluencing receptą na kryzys ekonomiczny? Anna Ryczkowska zaznacza, że w czasach szalejącego konsumpcjonizmu, ludzie coraz częściej dostrzegają negatywny wpływ zakupów na środowisko i starają się kupować racjonalniej. A to wpisuje się w trend deinfluencingu. - Dużo to znaczy fajnie - tak było kiedyś. Teraz jest trend, by kupować mniej, a lepiej. Wszyscy stawiają na to, żeby produkować u regionalnych producentów. Twórcy internetowi o wiele chętniej podchodzą do współpracy z polskimi firmami, polskimi projektantami - mówi ekspertka. Nie dziwi więc fakt, że rośnie popularność profili ekologicznych i aktywistycznych w mediach społecznościowych. - Obserwowanie twórców, którzy tworzą treści deinfluencerskie sprawia, że mamy wrażenie, iż panujemy nad kupowaniem nowych produktów. Dodatkowo, scrollowanie TikToka jest, nie tylko rozrywką, ale może też dostarczyć minimum edukacji, na przykład związanej z ekologią - uważa. Ponad jedna trzecia osób przyznaje się do nadmiarowych wydatków, żeby "nadążyć za trendem", który obserwują na kontach społecznościowych swoich rówieśników - wynika z raportu przygotowanego przez InCharge Debt Solutions. Deinfluencerzy mogą zmniejszać konsumpcję, którą rozkręcili influencerzy. Niezależnie od tego, czy im się to uda, skierowali uwagę odbiorców na potrzebę racjonalnego kupowania. Marzena Ignor