- Nie ma absolutnie żadnych przekonujących dowodów łączących niezidentyfikowane zjawiska anomalne z życiem pozaziemskim, lub czymkolwiek podobnym - powiedział Evans, zastępca asystenta administratora <a class="db-object" title="NASA" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-nasa,gsbi,1472" data-id="1472" data-type="theme">NASA</a> podczas telekonferencji prasowej po pierwszym publicznym spotkaniu ekspertów agencji, dotyczącym tych zjawisk. Mimo to, podczas wielogodzinnego spotkania powołany przez NASA panel 16 niezależnych ekspertów przekonywał, że ścisłe i naukowe badanie niewyjaśnionych zjawisk - znanych obecnie pod akronimem UAP (niezidentyfikowane zjawiska anomalne), a niegdyś UFO (niezidentyfikowane obiekty latające) - jest potrzebne. Powoływali się tu na intensywne zainteresowanie społeczeństwa, a także na bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej. "To jest poważna sprawa. Wielu ekspertów powiedziało nam o potencjalnych ryzykach dla bezpieczeństwa przestrzeni powietrznej. Więc chcemy zaaplikować do tych badań rygorystyczną naukową metodę, z której znana jest NASA" - mówił Evans. Specjalne biuro analiz Część ekspertów opowiedziała się za utworzeniem w ramach NASA specjalnego biura do analizy tych zjawisk. Ostateczne rekomendacje znajdą się w raporcie, który ma być opublikowany w najbliższych miesiącach. W trakcie dyskusji wielu z naukowców zwracało uwagę, że mimo coraz większego zainteresowania problemem poważnych instytucji, w tym państwa, z badaniami tymi wciąż wiąże się stygmatyzacja. Właśnie aby zmniejszyć ten stygmat, zdecydowano się używać skrótu UAP zamiast UFO do opisu tych zjawisk. Dodawali też, że badacze są przedmiotem nękania i trollingu z różnych stron. "Największym wyzwaniem jest to, że mamy całą społeczność, mówiącą że ten stóg siana jest pełny złota i mamy drugą społeczność, która mówi, że nie ma tam w ogóle czego szukać, nie ma tam niczego. Więc znajdujemy się między młotem i kowadłem" - powiedział członek zespołu, astrofizyk Joshua Semeter z Uniwersytetu Bostońskiego. Dodał, że choć nie wyklucza możliwości znalezienia życia pozaziemskiego lub pozaziemskich technologii, szukałby ich raczej w kosmosie, niż w atmosferze ziemskiej. System obserwacyjny Pentagonu Eksperci przekonywali też, że głównym problemem w wyjaśnianiu i badaniu UAP jest skąpość i słaba jakość danych o zaobserwowanych zjawiskach i że pozyskanie lepszych obserwacji z większej ilości skalibrowanych źródeł powinno być głównym zadaniem badaczy. O tym mówił też szef AARO, biura <a class="db-object" title="Pentagon" href="https://wydarzenia.interia.pl/tematy-pentagon,gsbi,2363" data-id="2363" data-type="theme">Pentagonu</a> powołanego do badania UAP, dr Sean Kirkpatrick. "Mamy specjalnie do tego celu zbudowane systemy obserwacyjne, których używamy właśnie do tego celu: by szukać i śledzić te obiekty przez dłuższe okresy (...) tak byśmy mogli zrozumieć, co jest normalne, a co nie" - powiedział naukowiec. Badania Pentagonu Kirkpatrick przedstawił też najnowsze dane z badań Pentagonu, informując że od jego wystąpienia w Senacie w kwietniu liczba zgłoszonych przypadków UAP odnotowanych od 1996 r. wzrosła z 650 do ponad 800. Zaznaczył jednak, że tylko niewielki procent z nich jest "faktycznie anomalna", zaś zdecydowaną większość można przypisać pospolitym obiektom (głównie balonom meteorologicznym) i złudzeniom optycznym. Zarówno Kirkpatrick, jak i inni eksperci mówili o tym, jak łatwo jest nawet wyszkolonym obserwatorom ulec takim złudzeniom. Astronauta NASA Scott Kelly opowiedział m.in., że w jednym przypadku, w którym pilot myśliwca był przekonany, że zobaczył UFO, okazało się, że był to balon w kształcie postaci Barta Simpsona z serialu "The Simpsons". W innym, brat Kelly'ego, b. astronauta, a obecnie senator Mark Kelly podczas spaceru kosmicznego pomylił będącą w oddali Międzynarodową Stację Kosmiczną ze śrubką.