Londyn mówi: Pozostać
W strugach deszczu londyńczycy decydowali o przyszłości swojego kraju. Posłuchaliśmy, co mają do powiedzenia.
Jeśli w minionych dniach życie w Londynie toczyło się po staremu, to w czwartek na ulicach mówiono już tylko o jednym.
O referendum rozprawiali sklepikarze, robotnicy, biznesmeni, Anglicy, Irlandczycy, Szkoci, Polacy, Rumuni, Hindusi, Arabowie, turyści.
Dotychczasowy temat numer jeden - Euro 2016 - na chwilę spadł na miejsce drugie, i tylko od czasu do czasu dało się słyszeć pełne uznania: "Ale ta Islandia...!".
-----
Dwóch dojrzałych dżentelmenów rozmawia w windzie News Building przy London Bridge 1:
- Jak zagłosowałeś?
- Za wyjściem.
- Naprawdę? Kopiesz nam grób, przyjacielu.
- A ty?
- Ja za pozostaniem. Moja dziewczyna głosowała za pozostaniem. Moja była żona głosowała za pozostaniem. I jej dziewczyna też głosowała za pozostaniem.
Wybucha śmiech. Zwolennik opcji "pozostać" kręci jednak głową: - Ale mnie zaskoczyłeś.
- Całe życie na to czekałem. Musimy się wreszcie wyzwolić - odpowiada mu drugi.
-----
Nieopodal dworca Paddington, w kościele świętego Jana przy Hyde Park Crescent, członek komisji wyborczej wychodzi na zewnątrz z plastikową miską, by odgarniać wodę. Przed wejściem do kaplicy przerobionej na miejsce głosowania utworzyła się solidna kałuża, która utrudnia zadanie starszym osobom.
Zagajamy o frekwencję.
- Na pewno więcej ludzi dziś przyszło niż poprzednio (na wybory parlamentarne - przyp. aut.). Zdecydowanie więcej. Ale trudno to oceniać, bo wielu teraz głosuje pocztą.
W walce z kałużą nasz rozmówca zaczyna przeważać.
- No, teraz może pan zrobić zdjęcie - rzuca, uporawszy się z zadaniem. Zrobiłem.
Z lokalu wychodzi małżeństwo Hindusów.
- Jak zagłosowałem? No niech pan zgadnie.
Ponieważ jesteśmy w Londynie, strzelam, że "pozostać". Wyborca potwierdza.
- Jaki ma sens izolować się w dzisiejszym świecie? Przy obecnych wyzwaniach musimy się jednoczyć. Musimy - podkreśla.
Dwie studentki medycyny odpowiadają mi chórem: "pozostać". I podają argument za argumentem: od gospodarczych po sprawy związane ze szkolnictwem wyższym.
Z lokalu wychodzi małżeństwo Greków. Mieszkają w Londynie od 50 lat. Oni też głosowali za pozostaniem.
- Zobaczy pan, jak wygra Brexit, to Tusk się obrazi, nie będzie chciał w ogóle rozmawiać. Nic nam nie da - przewiduje.
Półtorej godziny trzeba było czekać, by w kościele świętego Jana pojawił się zwolennik wyjścia z UE. Żywiołowy 25-latek przekonuje: - Trzeba ograniczyć imigrację, to się wymknęło spod kontroli.
Małżeństwo z 20-letnim stażem: - Musimy odzyskać kontrolę nad swoim krajem, dlaczego Bruksela ma o wszystkim decydować za nas?
Są w mniejszości, bo Londyn, inaczej niż prowincja, opowiada się za pozostaniem. W czwartek w metrze można było natknąć się na osoby z naklejką "I’m IN", rozdawaną przez zwolenników pozostania. Nie widziałem natomiast ani jednej osoby z naklejką za wyjściem.
W nadziei na zrównoważenie sondy zwracam się ku starszej pani, która bardzo powolnym krokiem zmierza do lokalu wyborczego. Starsi ludzie, jak wynika z sondaży, w większości chcą opuszczenia UE.
Nazywa się Jane.
- Pozostać, oczywiście, że pozostać - rozwiewa moje nadzieje już na samym początku.
Dlaczego pozostać?
- Kiedy wyjdziemy, Bóg jeden wie, co się stanie. A tak to wiem dokładnie, czego się spodziewać. Ja już długo nie pożyję, ale robię to dla moich wnucząt.
Michał Michalak, Londyn
Czytaj nasze korespondencje z Londynu: