Marcin Makowski, Interia: Czy Białoruś znajduje się formalnie pod rosyjską okupacją? Paweł Łatuszka, były minister kultury Białorusi oraz ambasador: - Tak. Nasi prawnicy i dyplomaci pracujący w Narodowym Zarządzaniu Antykryzysowym przeanalizowali obecną sytuację szczegółowo pod względem prawa międzynarodowego i praktyki. Jesteśmy przekonani, że Białoruś znajduje się w tej chwili pod czasową okupacją wojskową Federacji Rosyjskiej. Alaksandr Łukaszenka jest z kolei głową rządu marionetkowego na terytorium Białorusi, podległego Kremlowi. Faktycznie utracił kontrolę nad znaczną częścią państwa. Nie ma żadnego wpływu na to, co robią wojska rosyjskie. Jakie to ma konsekwencje praktyczne dla samych Białorusinów? - Fundamentalne. Prawne uznanie jakiegoś państwa za terytorium pod czasową okupacją gwarantuje zachowanie jego integralności terytorialnej. Chodzi o to, aby Białoruś albo jej część nie mogła być przekazana np. pod protektorat Rosji albo zostać jedną z republik. Dodatkowo, uznanie okupacji sprawia, że żadna umowa podpisywana między Łukaszenką a innymi podmiotami nie będzie uznawana na arenie międzynarodowej. Kto miałby w takim razie podejmować decyzje polityczne i w imieniu państwa? - Od roku apelujemy do Swietłany Cichanouskiej, że musimy utworzyć białoruski tymczasowy rząd na uchodźstwie. Nasze apele trafiły w końcu na podatny grunt i kilka tygodni temu pani Cichanouska ogłosiła chęć powstania takiego gremium. W tej chwili pracujemy z jej biurem, aby sformowała pierwszy gabinet, co pozwoli odciąć Łukaszenkę od kontaktu ze światem. Potrzebne jest również powstanie białoruskiego narodowego ruchu wyzwoleńczego. Rząd i ruch będzie podstawą do odbudowy instytucji państwowych na Białorusi. Jak wyglądałoby funkcjonowanie rządu na uchodźstwie? - Zależy nam na realnych działaniach, a nie "gabinecie cieni". Uważam, że szefową rządu powinna zostać wspomniana Swietłana Cichanouska, powstałyby również najważniejsze resorty - spraw zagranicznych, obrony, finansów, gospodarki, polityki regionalnej. Chodzi o reprezentowanie interesów Białorusinów na świecie w bardzo konkretnych sprawach. Gdy padnie pytanie o gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy, kto inny ma wystąpić w imieniu suwerennej Białorusi o wycofanie wojsk rosyjskich z naszego terytorium? W dalszej perspektywie, gdy w końcu przyjdzie dzień upadku reżimu Łukaszenki, będziemy gotowi, aby płynnie przejść do działania politycznego i administracyjnego w kraju. Do tej pory wymienił pan jedno nazwisko z mandatem demokratycznym. Kto miałby formować resztę rządu na uchodźstwie, gdy nie da się przeprowadzić wyborów? - W jego skład weszliby przedstawiciele uznawanych na Zachodzie instytucji - m.in. wspomnianego już biura Narodowego Zarządzania Antykryzysowego, biura oraz współpracowników Cichanouskiej oraz Rady Koordynacyjnej. To nie oznacza, że inne inicjatywy nie będą przedstawione lub dopuszczone do składu i prac rządu. Musimy stworzyć maksymalnie szeroką koalicję stronnictw demokratycznych. Gdzie miałaby się mieścić siedziba białoruskiego rządu na uchodźstwie? - To już pytanie logistyczne. Moim zdaniem symboliczne. - Jedno nie wyklucza drugiego. Narodowe Zarządzanie Antykryzysowe ma siedzibę w Warszawie, gabinet Swietłany Cichanouskiej działa w Wilnie. Nie wiem, czy rząd będzie miał jedną siedzibę, ale może mieć dwie. W Polsce i na Litwie. Czy pana zdaniem Łukaszenko ma świadomość sytuacji, w której się znajduje? Wie, że nie jest już w stanie rządzić Białorusią? - Myślę, że on wie, że jego życie jest zagrożone. Nie walczy już o zachowanie resztek białoruskiej suwerenności, ale o swoje polityczny byt. Nawet prowizoryczny, bo bezpośrednio uzależniony od Władimira Putina, co widać było wyraźnie podczas sfałszowanego "referendum" konstytucyjnego z końca lutego. Mówi pan o politycznej wasalizacji Białorusi, ale jak rozumieć ją od strony wojskowej? Rosyjskie wojska stacjonują w pana kraju, z jego terytorium na Ukrainę spadają rakiety, ale jednak armia białoruska nie rusza do ataku u boku Rosgwardii. - Póki co wojska białoruskie nie muszą ruszać na wojnę, bo samo terytorium kraju jest dla Rosji ważnym atutem strategicznym. Łukaszenko przyznał się niedawno na spotkaniu z jednym z rosyjskich gubernatorów, że gdyby nie utrzymał rządów i nie zdławił demokratycznych protestów, "specjalnej operacji wojskowej" by nie było. Akurat tutaj się z nim zgadzam. Bez Białorusi praktycznie niemożliwe byłoby uderzenie na Kijów. Dlatego gdy spotykam się z zagranicznymi politykami zawsze powtarzam - bez Łukaszenki nie byłoby tej wojny. To zbrodnia dwóch reżimów i obydwa muszą być otoczone szczelnym murem sankcji. Alaksandr Łukaszenko przygotowywał się do rosyjskiej ofensywy na Ukrainę już w 2021 r., gdy w sposób hybrydowy - destabilizując granicę - zaczął prowokować Polskę i destabilizować flankę wschodnią NATO. Wiem również, że planowano prowokację w postaci udawanego ataku Ukrainy na Białoruś, aby stworzyć podstawy prawne do kontrataku z terytorium "kraju sojuszniczego". Dlaczego do niego nie doszło? - Bo Łukaszenko, podobnie jak Putin, nie miał pełnej wiedzy o stanie, dyscyplinie i morale swojej armii. Wielu dowódców nie chciało ruszać na wojnę, istniało duże ryzyko, że wydając rozkaz do ataku lądowego, zostanie on zignorowany. Co wtedy? Przed wojną wywiad wojskowy Białorusi zrobił analizę morale wojsk pod kątem motywacji do wojny z Ukrainą. Ten dokument przedstawiono na Radzie Bezpieczeństwa w Mińsku, jego wnioski były niejednoznaczne. Wielu dowódców nie wykazywało inicjatywy i woli walki. Jeśli dodamy do tego obecną sytuację, czyli rosyjskie straty w ludziach, sprzęcie i amunicji - niechęć do wojny w armii Białoruskiej tylko przybrała na sile. Według naszej wiedzy większość oficerów i młodszej kadry niższego i średniego szczebla nie chce wchodzić na terytorium Ukrainy. Koszmarem Łukaszenki jest scenariusz, w którym część armii składa broń na terytorium przeciwnika lub organizuje pucz wojskowy w Mińsku. Czy pana zdaniem - mimo wewnętrznego oporu - Rosja może zmusić Białoruś do włączenia się w wojnę? - Takie zagrożenie jest realne. Putin już teraz wywiera presję na Łukaszence. Wiemy z dostępnych nam danych, że w Radzie Bezpieczeństwa Białorusi jest kilku generałów, którzy znajdują się w bezpośredniej komunikacji z rosyjskim sztabem. Czy znamy ich nazwiska? - Tak. To choćby sekretarz państwowy Rady generał Aleksandr Wolfowicz. Urodził się w Związku Sowieckim w miejscowości Kaługa, następnie ukończył Moskiewską Wojskową Wyższą Szkołę Dowódczą, tzw. "kremlówkę". Później zrobił karierę na Białorusi. Wolfowicz i jego ludzie mają bardzo dobre kontakty z Nikołajem Patruszewem - Sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Wolfowicz to jeden z "generałów cieni", którzy mogą być wykorzystani w sytuacji potrzeby obalenia Łukaszenki. Drugim jest Paweł Murawiejko, przyjaciel Wolfowicza, również po "kremlówce". Takich ludzi, mogących działać w interesach Rosji w białoruskiej armii jest więcej. Skoro te nazwiska poufną drogą dotarły do nas, a teraz dotrą do mediów, z pewnością znalazły się również na biurku Łukaszenki. Nie mówię o tym, aby zdjąć z niego ciężar odpowiedzialności. To przestępca, który przez własne decyzje zaprowadził cały kraj w to miejsce. Jak może wyglądać przyszłość Białorusi, gdyby doszło do zwieszenia broni z Ukrainą. Czy reżim w Mińsku będzie potrzebny Moskwie? - Dopóki będzie utrzymywał stabilną jak w więzieniu sytuację wewnętrzną oraz wykonywał rozkazy z Kremla - pozostanie przy władzy. To dwa czynniki, które gwarantują jego przyszłość. Jeśli jeden zostanie zachwiany, powstanie ryzyko puczu. Ta sytuacja nie jest jednak dla Białorusinów patowa. W Ukrainie już teraz powstały dwie niezależne od reżimu białoruskie jednostki wojskowe - ochotników oraz byłych oficerów, w tym z sił specjalnych. Te jednostki są realnym zagrożeniem dla reżimu. Wraz z pogarszającą się sytuacją militarną oraz ekonomiczną, w kraju rośnie niezadowolenie. W czwartek 31 marca zatrzymano 38 kolejarzy, którzy sabotowali transport rosyjskiego uzbrojenia. Mamy cyberpartyzantów, aktywistów opozycyjnych na miejscu, rozdajemy ulotki, tworzymy plan "Zwycięstwo", na dzień odzyskania władzy, jest gotowa grupa oficerów prokuratory i pionu śledczego MSW. To są realne instrumenty do działania. Tylko, czy również po stronie ludzi jest wola do oporu, gdy wcześniej brutalnie stłumiono protesty uliczne? - Niestety Łukaszence udało się zastraszyć społeczeństwo, ale nie wszystkich. Czas działa na jego niekorzyść, bo prędzej czy później sankcje podobne jak w przypadku Rosji, uderzą również w Mińsk. Jesteśmy w kontakcie z byłym premierem Wielkiej Brytanii Gordonem Braunem, który tworzy koalicję międzynarodową byłych premierów i prezydentów w celu rozpoczęcia procesu karnego przeciwko czołowym politykom i rosyjskim wojskowym. Robimy wszystko, aby wśród tych nazwisk znalazł się Alaksandr Łukaszenko i jego generałowie. Działamy tak, aby nie miał łatwego życia. Czy wiadomo cokolwiek o jego stanie psychicznym, planie dnia, najbliższym otoczeniu? - Nasz kontakt z jego służby bezpieczeństwa donosi, że osobista ochrona Łukaszenki została w ostatnich tygodniach zwiększona o 30 proc. On boi się nie tylko prób zamachu, ale również ataku ręcznymi wyrzutniami rakiet, gdy podróżuje po państwie helikopterem. Nie lata już blisko południowej granicy kraju. Jego maszyna musi mieć asystę jednego albo dwóch śmigłowców wojskowych - jako żywej tarczy. Nie sądzę, aby dobrze sypiał z taką świadomością. Załóżmy na chwilę, że w Ukrainie dochodzi do rozejmu, a na Białorusi do demokratycznego obalenia władzy. Czy w takiej sytuacji Rosja może interweniować militarnie? - To realny scenariusz oraz nasze największe wyzwanie i zagrożenie. Dlatego wszędzie gdzie to możliwe apeluje o jedną rzecz - uwzględnienia w rozmowach pokojowych postulatu wycofania wszystkich wojsk rosyjskich z Białorusi. Czym będzie pokój z Ukrainą, jak solidne będą gwarancje bezpieczeństwa, gdy Rosjanie nadal będą mieć czołgi dzień drogi od Kijowa. Bez niepodległej Białorusi Ukraina będzie zawsze zagrożona. Putin nam nie odpuści, ale czy gdy milion ludzi po obaleniu Łukaszenki wyjdzie protestować na ulice Mińska - odważy się wydać rozkaz do ataku? Dlaczego pana zdaniem Zachód - w dużej mierze - pomija Białoruś przy nakładaniu sankcji na Rosję? - Myślę, że to konsekwencja błędu strategicznego, popełnionego przez Unię i USA w 2020 r., gdy nie tylko w miastach, ale również we wsiach setki tys. Białorusinów ryzykowało życiem i zdrowiem, protestując przeciwko reżimowi Łukaszenki. Wtedy nie nakładano sankcji ani presji, nie zrobiono wszystkiego co w mocy Zachodu, aby rządziła demokratycznie wybrana prezydent. Gdyby do tego doszło, może dzisiaj nie rozmawialibyśmy o wojnie w Ukrainie. Tymczasem Zachód po dwóch latach tkwi w tym samym błędzie - całą uwagę skupiając na Moskwie, bez dostrzeżenia, że znacznie łatwiej jednocześnie zająć się Białorusią, powodując efekt domina, który może zahamować wojnę. Większość Rosjan jest za Putinem i wojną. Większość Białorusinów przeciw wojnie i Łukaszence. Wystarczy wyciągnąć wnioski. Dlaczego stratedzy państw Zachodu ich nie wyciągają - nie wiem. Ale się pan domyśla? - Ale się domyślam. Jeszcze przed wojną przekazałem do Hagi zebrane przez białoruską opozycję dokumenty - 40 tys. stron - udowadniające zbrodnie i przestępstwa reżimu Łukaszenki. Tortury, mordowanie ludzi, masowe represje, porwanie samolotu, wojna hybrydowa z Unią. Teraz dochodzi współudział agresji zbrojnej. Czego więcej im trzeba? Pytam, jako polityk demokratycznych sił Białorusi. Jakich argumentów mamy używać, skoro te nadal nie wystarczą?