Warto zaznaczyć, że jeszcze podczas mistrzostw świata w boksie w 2023 r. Imane Khelif i Lin Yu-Ting zostały zdyskwalifikowane, bo oblały test kwalifikowalności płci. I chociaż Międzynarodowy Komitet Olimpijski dopuścił obydwie do rywalizacji w Paryżu, był zmuszony wydać specjalne oświadczenie ze względu na kontrowersje towarzyszące występom obydwu zawodniczek. "Wszyscy sportowcy, biorący udział w turnieju bokserskim, przestrzegają zasad kwalifikacyjnych i udziału w zawodach, a także wszystkich obowiązujących przepisów medycznych" - stwierdza MKOl. Niemniej, chociażby słowa pięściarki, która skrzyżowały rękawice z Khelif dają do myślenia. Brianda Tamara z Meksyku, bo o niej mowa, dziękowała Bogu, że wyszła ze starcia bez szwanku. "Kiedy z nią walczyłam, czułam się inaczej. Jej ciosy bardzo mnie bolały. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek czuła się tak w ringu. A przypomnę, że walczę 13 lat" - wyznała na łamach "The Telegraph". Do kolejnych kontrowersji doszło w 1/8 finału. Już w 46. sekundzie pojedynku z Khelif zrezygnowała włoska pięściarka Angela Carini. Powodem miały być kontrowersje wokół płci rywalki. W praktyce Włoszka zeszła z ringu już po kilku pierwszych ciosach przeciwnika. Interia postanowiła sprawdzić, co o problemie sądzą polskie pięściarki, posłanki, ale także feministki. Imane Khelif i Lin Yu-Ting. "Kobiety są bez szans" Iwona Guzowska jest pierwszą kobietą w Polsce, która rozpoczęła zawodową karierę bokserską. Wywalczyła m.in. tytuł mistrzyni Europy czy mistrzyni świata kobiet International Boxing Organization. W latach 2007-2015 r. sprawowała mandat poselski z ramienia PO, ale jak zastrzega, na dobre wycofała się z polityki. Kiedy pytamy ją o boks na igrzyskach, nie ma wątpliwości. - To przypadek podobny jak w biegach. Nasze zawodniczki, kobiety, nie miały w ogóle szans. Mamy do czynienia z bardzo dużym wyzwaniem dla wszelkiego typu organizacji, które decydują o rywalizacji sportowej: w jaki sposób sprawić, by nikt nie był wykluczony, ale żeby rywalizacja była fair - uważa Guzowska. Jak mówi pięściarka, badania sportowców przed zawodami są bardzo istotnym elementem. - Jeżeli poziom testosteronu (u zawodnika bądź zawodniczki - red.) jest znacząco przekroczony, daje to dużo do myślenia i nie powinno mieć miejsca - argumentuje. - Mamy kategoryzację płci, więc może powinna powstać trzecia kategoria? Dla tych, którzy są pomiędzy płciami? Może rozwiązałoby to problem - zastanawia się. O podobnym rozwiązaniu mówi szefowa Parlamentarnego Zespołu ds. Sportu Kobiet Małgorzata Niemczyk z PO, która w 2003 r. sięgnęła po mistrzostwo Europy w siatkówce. - To, co oglądamy na igrzyskach m.in. w boksie, w znaczny sposób zaburza rywalizację fair play. Wszystkie federacje światowe i europejskie muszą rozwiązać ten problem. Nie mogą chować głowy w piasek. To w nie w porządku wobec kobiet - przekazała. - Dlatego uważam, że powinna powstać osobna kategoria. Należy stworzyć odpowiednie przepisy, żeby można było uczciwie rywalizować - dodała. Obydwie panie uważają też, że start Imane Khalif i Lin Yu-Ting w rywalizacji z kobietami narusza zasady fair play. - Jako kobieta mogę powiedzieć za siebie: nie wyobrażam sobie rywalizacji fair play z kimś, kto ma przewagę siły fizycznej z racji swojej fizjonomii i biologii - powiedziała Interii Guzowska. Boks a zmiana płci. Kiedy chodzi o oszustwo, a kiedy o potrzebę? Małgorzata Niemczyk przyznaje, że słyszała o mężczyznach, którzy zmieniają płeć, bo wcześniej odpadają z rywalizacji sportowej ze swoimi kolegami. Jak mówi, warto śledzić losy takich zawodników. Bo często, kiedy takie osoby schodzą ze świecznika, wracają do poprzedniej płci. A to wiele mówi o ich zamiarach. - Niektórzy, dla sukcesu, medalu, są w stanie zrobić wszystko. Dlatego sportowcy m.in. biorą doping, który zagraża ich zdrowiu i życiu. Należałoby rozstrzygnąć, w których momentach zmiana płci jest nieuczciwą rywalizacją, a w których jest potrzebą. Jeszcze raz podkreślam: federacje muszą znaleźć rozwiązanie - powiedziała Interii była mistrzyni Europy w piłce siatkowej. O zaburzeniu zasady fair play mówi również prof. Magdalena Środa, znana feministka z Uniwersytetu Warszawskiego. Chociaż uważa, że "nie ma właściwie żadnego czynnika, który jednoznacznie determinowałby czyjąś płeć", nie ukrywa potrzeby zmian przy ustalaniu zasad sportowej rywalizacji. - Być może, kiedyś konkurencji nie będzie się dzieliło na męskie i kobiece, a na inne czynniki neutralne względem płci. Przykładowo: na poziom hormonów bądź innych elementów - przekazała Interii Środa. - To oczywiście niesprawiedliwie, kiedy ktoś, kto stał się kobietą i wciąż posiada męskie hormony, konkuruje z tymi, które mają i miały wyłącznie żeńskie hormony. I odwrotnie - dodała. W zasadzie wszystkie nasze rozmówczynie, niezależnie od poglądów politycznych, są zgodne: problemem jest decyzja MKOl, który pozwolił walczyć Imane Khelif i Lin Yu-Ting z kobietami. - Władze sportu olimpijskiego odważnie zgadzają się na dziwactwa progresywnych środowisk, uważających, że liczy się płeć społeczna, nie płeć biologiczna, ale nie starcza już im odwagi, aby przyznać, że w rywalizacji z biologicznymi mężczyznami, uznającymi się za kobiety, prawdziwe panie nie mają równych szans - mówi nam Anna Krupka, była wiceminister sportu w rządzie PiS i, jak sama stwierdza, miłośniczka boksu. Polityka i igrzyska. Coz Imane Khelif i Lin Yu-Ting? Zarówno Małgorzata Niemczyk jak i Iwona Guzowska tonują emocje. Obydwie mistrzynie mówią o zachowaniu chłodnej głowy oraz powstrzymywaniu nerwów. - Ważne, żeby mieć w sobie otwartość, tolerancję, ale też brać pod uwagę granicę rozsądku. Do tego potrzeba spokoju, nie emocji czy leków, którymi jesteśmy podszyci - mówi nam Guzowska. Nasza rozmówczyni uważa, że problem należy rozwiązać już po igrzyskach. Swojego sprzeciwu nie ukrywa jednak Anna Krupka. Parlamentarzystka PiS jest zdania, że igrzyska olimpijskie w Paryżu, począwszy od słynnej już ceremonii otwarcia, są zaprzeczeniem idei olimpizmu. - Paryskie igrzyska mają dwa oblicza. Oblicze dumnej sportowej rywalizacji, podczas której na obserwowanych przez miliony widzów arenach, współcześni gladiatorzy zostawiają serce, przeżywają wielkie radości i wielkie dramaty. I drugie: brzydkie, pokazywane przez tzw. transpłciowych sportowców - przekazała Interii była wiceminister sportu. W opinii Anny Krupki, feministki powinny wziąć się za obronę kobiet, które nie mają szans w rywalizacji, de facto, męsko-damskiej. - Można zapytać, dlaczego kobiety, które czują się mężczyznami, nie chcą startować w męskich dyscyplinach? Sprawa jest jasna. To wykrzywienie sportowej rywalizacji, która przestaje być oparta na równych zasadach - uważa Krupka. Co na to feministki? Prof. Magdalena Środa uważa, że kluczowe jest zrozumienie odmienności. - Podstawową sprawą jest to, żeby wszyscy zrozumieli, że biologia nie jest naszym przeznaczeniem. Są ludzie, którzy nie czują się tożsamościowo odpowiedni do płci, w której się urodzili. Takie osoby trzeba zrozumieć i państwo powinno im pomagać, tworząc odpowiednie prawa i dofinansowanie zabiegów - powiedziała. Jak mówi Środa, niezbędna w rywalizacji sportowej może okazać się na przykład "wielopłciowość" w miejsce tradycyjnych konkurencji męskich czy kobiecych. - Dziś to jest jeszcze niewyobrażalne, ale kiedyś niewyobrażalne było, że kobiety zajmują się sportem lub że czarni startują razem z białymi - uważa prof. z Uniwersytetu Warszawskiego. W piątek na igrzyskach olimpijskich rusza 1/8 finału kobiet w boksie kat. wagi piórkowej. W szranki staje tu m.in. Lin Yu-Ting z Tajwanu i reprezentantka Polski, Julia Szeremeta. Jeśli lublinianka zwycięży z Tiną Rahimi z Australii ma szansę zmierzyć się z kontrowersyjną reprezentantką Tajwanu w ćwierćfinale. - Nie myślę, co będzie dalej z tą walką. Jeśli przejdę dalej, chętnie porozmawiam - zadeklarowała Szeremeta. Jakub Szczepański ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!