Śmierć Jewgienija Prigożyna prowokuje wiele pytań o to, czy jest to przejaw siły czy słabości Władimira Putina i co długofalowo może oznaczać, jeśli idzie o polityczne układanki na Kremlu. Większość analityków uważa, że Putin chciał w ten sposób pokazać światu, jak i swoim najbliższym współpracownikom, że wciąż to on rozdaje na Kremlu karty i zdrady nie wybacza nigdy. To jasny sygnał, by nikt w przyszłości nie odważył się podważać jego decyzji. Pojawiły się także opinie przeciwne. Ppłk. rezerwy Maciej Korowaj ocenił, że "śmierć Prigożyna, który posiadał żelazny list po spotkaniu osobistym z "carem na Kremlu" zapoczątkuje serię niekontrolowanych starć na szczytach władzy", bo "upada żelazny mit że słowo cara jest prawem, a to rozwali system kremlowski". Jego zdaniem "brak wiarygodności pomiędzy uczestnikami wewnętrznej gry podważa wszystko". Dr Beata Górka-Winter, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego z UW mówi Interii, że nie ma wątpliwości co do tego, że śmierć Prigożyna to zemsta Putina za to, że szef Grupy Wagnera, ruszając na Moskwę, rzucił mu wyzwanie. Bo choć Prigożyn ostatecznie do Moskwy nie dotarł i porozumiał się z Putinem, to w rosyjskim przywódcy pozostała obawa, że sytuacja może się powtórzyć. - Śmierć Prigożyna to jasny sygnał do wszystkich na Kremlu, że niezależnie od zasług, przydatności, skuteczności i dotychczasowej lojalności, każde zakwestionowanie przywództwa Putina będzie traktowane jak zdrada i zostanie bezwzględnie ukarane - mówi dr Górka-Winter. Rozmówczyni Interii dodaje, że przecież Prigożyn był przez całe lata niezwykle przydatny z punktu widzenia interesów i celów Putina. - Był jego wiernym żołnierzem, najemnicy, którzy walczyli w Afryce, realizowali rosyjskie interesy. Nie zapominajmy o największej farmie trolli, którą zorganizował, by siać dezinformację i szerzyć rosyjską propagandę w internecie - wylicza. - A jednak to wszystko, a także gwarancje, których udzielił mu osobiście Putin, nie uchroniły go przed śmiercią - dodaje. Właśnie dlatego, że Prigożyn przez lata pozostawał wiernym żołnierzem Putina pojawiają się także opinie, że to nie Putin był organizatorem zamachu. Krystyna Kurczab-Redlich, autorka książek o Rosji i wieloletnia korespondentka w Rosji powiedziała w rozmowie z TVN24, że jej zdaniem "zamach na Prigożyna jest zorganizowany raczej przeciwko Putinowi", bo przecież Putin "traci wielkiego sojusznika". Dr Górka-Winter widzi to jednak inaczej. - Prigożyn był skonfliktowany z wieloma ludźmi na szczytach władzy, zwłaszcza z rosyjskim MON, bo w grę wchodziły ciemne interesy i to, kto na nich zarabia. Mówimy o przemycie broni czy kamieni szlachetnych. Prigożyn miał wielu wrogów, ale nie wierzę, by organizacja "wypadku" mogła zostać zrobiona bez wiedzy i akceptacji Putina - odpowiada. Jej zdaniem Putin chciał wzbudzić strach w szeregach rosyjskich elit. - To sprawdzone metody stalinowskie, gdy nawet najwierniejsi z wiernych nie mogli spać spokojnie, jeśli odważyli się kwestionować decyzje przywódcy - uważa. Wrzenie w szeregach wagnerowców Co będzie dalej? Nie da się wcale wykluczyć scenariusza, że Putin osiągnie cel przeciwny do zamierzonego. - Może dojść do wrzenia w szeregach wagnerowców. Prigożyn był bardzo popularny wśród swoich ludzi, łączyła ich ideologia, lata współpracy. Już teraz wagnerowscy publikują na swoich kanałach w mediach społecznościowych ostrzeżenia, że się do czegoś szykują. Nie wykluczam, że może dojść do jakiejś zemsty Prigożyna zza grobu. Nie wiemy, czy nie miał jakichś dokumentów, nagrań rozmów z Putinem, przygotowanych na czarną godzinę - mówi. Nie spodziewa się za to większych ruchów w rosyjskich elitach. - Rosja będzie teraz dbała o przekaz propagandowy. Rozpocznie się oficjalne śledztwo, pojawią się komunikaty o błędach, możliwych przyczynach wypadku. Czy Władimir Putin w ramach tych działań propagandowych uda się na uroczystości pogrzebowe Prigożyna? - Wątpię. Zbyt mocno obawia się o swoje bezpieczeństwo. Od dawna się izoluje, nikomu nie ufa, nie będzie chciał się tak narażać - odpowiada dr Górka-Winter. Śmierć Prigożyna a wojna w Ukrainie Rozmówczyni Interii wskazuje też, że śmierć Prigożyna nie będzie miała bezpośredniego przełożenia na sytuację wojenną w Ukrainie. - Oczywiście każde skupienie się Putina na sprawach wewnętrznych i wszelkie rozruchy na szczytach władzy w Rosji są dla Ukrainy korzystne, bo mogą dać chwilę oddechu, ale długofalowo dla działań frontowych nie będą miały znaczenia. Wagnerowcy zostali wycofani stamtąd już wcześniej - wskazuje. - Efektem ubocznym może być za to jeszcze większy spadek, o ile to możliwe, morale wśród rosyjskich żołnierzy, którzy widzą, że w rosyjskim wojsku nawet najbardziej zasłużeni dowódcy nie mogą czuć się bezpieczni - uważa. Beata Górka-Winterz zwraca uwagę, że na Białorusi wciąż stacjonuje część wagnerowców. - Nie wiadomo, czy tam się nie zaczną jakieś rozruchy czy akcja buntu. Jeśli tak by się stało, to Putin będą zmuszeni pomóc Łukaszence w jego stłumieniu. A każdy rosyjski żołnierzy wysłany na Białoruś to żołnierz, który nie pojedzie na Ukrainę - podsumowuje.