Śmierć Jewgienija Prigożyna oraz Dmitrija "Wagnera" Utkina, dowódców Grupy Wagnera prowokuje pytania o dalsze losy tej formacji wojskowej, złożonej z najemników, głównie byłych żołnierzy wojsk specjalnych, ale także przestępców. Po nieudanym puczu wojskowym z czerwca część wagnerowców została przerzucona na Białoruś i stacjonowała niedaleko od granicy z Polską. Zdaniem komandora porucznika rezerwy Maksymiliana Dury, eksperta ds. obronności największy problem mają dziś Putin i Łukaszenka, a nie Polska. - Ktoś musi teraz tych ludzi utrzymywać, karmić, finansować. To dla Putina teraz dodatkowy problem - uważa rozmówca Interii. Dodaje, że jeśli chodzi o Prigożyna, to Putin, biorąc pod uwagę własny specyficznie pojmowany interes, nie miał "dobrego wyjścia". - W jego logice działania każda decyzja niosłaby ze sobą problemy. Pozostawienie Prigożyna przy życiu stanowiło problem, bo zagrażało władzy Putina, z kolei pozbycie się go generuje dla niego całą masę innych problemów - wyjaśnia. - Z punktu widzenia Polski to nie jest powód do zmartwienia. Wszelkie problemy Rosji i Putina to dla nas zawsze dobra informacja - mówi. Prigożyn był dla Putina problematyczny, ale i przydatny Jak podkreśla komandor Dura, Prigożyn był dla Putina problematyczny, zwłaszcza od czasu rajdu na Moskwę, ale był też bardzo przydatny, bo twardo trzymał w ryzach Grupę Wagnera, która odegrała swoją rolę i w wojnie w Ukrainie, i w zabezpieczaniu rosyjskich interesów w Afryce. - Nie wierzę, by teraz Putin chciał zlikwidować tę grupę. Pewnie już od dłuższego czasu miał kogoś, kogo wstawi w miejsce Prigożyna i kto przejmie tych ludzi. Nie wykluczam, że zmienią nazwę, może się przegrupują, zostaną rozparcelowani, część wysłana do Afryki. Putin usunął ich z Rosji, żeby mu więcej nie rozrabiali, więc pewnie nadal będzie wolał mieć ich dalej niż bliżej - uważa. Grupa Wagnera. Chcą dorobić do emerytury Maksymilian Dura dodaje, że rosyjska armia liczy milion żołnierzy, którzy w dużej części, odchodząc na emeryturę, chcą "nadal się bić". - Grupa Wagnera była dla nich świetnym miejscem, gdzie mogli dorobić na emeryturze. Korzyść zresztą była obopólna, bo dzięki temu Prigożyn miał stały dopływ doświadczonych ludzi po wojsku. Niewyszkoleni bandyci stanowią tam mniejszość, większość to żołnierze wojsk specjalnych - mówi ekspert, jednocześnie apelując, by "nie robić z nich jakichś nadludzi, jak to się momentami robi w Polsce". - To normalni żołnierze, owszem są ostrzelani i doświadczeni, mogą prowadzić działania dywersyjne i napsuć trochę nerwów, destabilizując granicę, ale nie są aż tak wielkim zagrożeniem, jak to się czasem u nas przedstawiało - uważa komandor Dura. - Nie ma szans, by mogli wejść do Polski czy zaatakować naszą granicę - zaznacza. Zobacz: Raport specjalny Ukraina-Rosja