"Świat jest jedną rodziną" - brzmi w tłumaczeniu zaczerpnięte ze starożytnego sanskryckiego tekstu hasło indyjskiej prezydencji w G20. Ta powstała przed blisko ćwierćwieczem grupa składa się z dziewiętnastu nominalnie najzamożniejszych krajów świata oraz Unii Europejskiej. Wspólnie jego członkowie reprezentują 2/3 ludności Ziemi i około 85 proc. światowej gospodarki. Indie są od tego roku najludniejszym i piątym najbogatszym krajem (jeśli liczyć to wysokością dochodu narodowego). Rotacyjne przewodnictwo w elitarnym klubie chcą wykorzystać do zaznaczenia swojej rosnącej roli na arenie międzynarodowej, ale także pokazania się jako rzecznika Globalnego Południa - rozwijających się krajów Azji, Afryki, Bliskiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej i regionu Pacyfiku. - Wasz głos to głos Indii, wasze priorytety są priorytetami Indii - zapewnił ich przywódców premier Narendra Modi w czasie wirtualnego spotkania w styczniu. Indie przewodzą G20. Nowa twarz Delhi Obecność na szczycie w Delhi zapowiedzieli prezydent USA Joe Biden, przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, premier Japonii Fumio Kishida, niemiecki kanclerz Olaf Scholz, premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak i prezydent Francji Emmanuel Macron. Poza nimi przylecieć mają między innymi premierzy Turcji, Australii, Kanady i Włoch, następca tronu Arabii Saudyjskiej, prezydenci: Argentyny, Brazylii, Indonezji, Korei Południowej, Republiki Południowej Afryki i zaproszeni goście. Ich spotkania będą się odbywały w nowo wybudowanym centrum konferencyjnym w sercu indyjskiej stolicy. Goście będą zakwaterowani w kilku najlepszych hotelach w dyplomatycznej dzielnicy Chanakyapuri, a gospodarze chcą im pokazać miasto z najlepszej strony. Centralne dzielnice Delhi specjalnie na tę okazję upiększono: powstały nowe chodniki, pomniki, rzeźbione fontanny i patriotyczne murale, a przy ulicach ustawiono donice z roślinami. Odświeżono też parki, a kilkusetletnie zabytki architektury wyremontowano i ozdobiono iluminacjami. Nie dość reprezentacyjne osiedla nędzarzy zostały ukryte za tymczasowymi płachtami i bilbordami, a policja wywiozła z centrum miasta ludzi żebrzących na ulicach. W miejscowych mediach, które z entuzjazmem relacjonują indyjską prezydencję w G20, wywołuje to tylko umiarkowaną krytykę, bo władze już wcześniej w podobny sposób przygotowywały duże międzynarodowe wydarzenia i imprezy sportowe. Mieszkańcy przygotowują się tymczasem na paraliż centrum miasta. Przez najbliższe trzy dni zamknięte będą ważne arterie komunikacyjne, biura, szkoły, wiele banków, sklepów i targowisk. Porządku na ulicach pilnują tysiące funkcjonariuszy, z przyczyn bezpieczeństwa odwołano też wiele lotów i pociągów, częściowo odcinając Delhi od reszty kraju. Indie na G20. Globalne mocarstwo? Indyjscy dyplomaci zapowiedzieli, że w czasie rozmów skupią się na sprawach szczególnie ważnych dla krajów rozwijających się. Wśród nich na ich pogłębiającym się zadłużeniu, rosnących cenach, na efektach zmian klimatu, transformacji cyfrowej, bezpieczeństwie żywnościowym i energetycznym. Ale największym punktem spornym w G-20 pozostaje wojna w Ukrainie. Porozumienia w tej sprawie nic nie zapowiada. Ani Władimir Putin, ani dyplomatycznie go wspierający chiński przywódca Xi Jinping do Delhi nie przylecą (choć wysyłają swoich zaufanych współpracowników). Na wydarzenie nie zaproszono też prezydenta Ukrainy i wiele wskazuje na to, że Indusi, którzy w Rosji widzą cennego partnera, będą unikali dyskusji o jej napaści na Ukrainę i przedłużającej się wojnie, która zachwiała światową gospodarką. Nie wiadomo, czy różnice zdań w sprawie konfliktu pozwolą na wydanie przez zgromadzonych liderów wspólnego oświadczenia, ale niezależnie od tego szczyt będzie wizerunkowym sukcesem rządu Indii i dowodem na to, że gra on w pierwszej lidze światowej dyplomacji. Fakt, że to nad Ganges (nie w sensie dosłownym, bo Delhi leży nad rzeką Jamuną) przylatują najbardziej wpływowe głowy państw podnosi międzynarodową rangę Indii, ale również wzmacnia premiera Modiego i jego Indyjską Partię Ludową przed przyszłorocznymi wyborami. Dzięki dyplomatycznym sukcesom rząd może serwować wyborcom obraz Indii jako Mahaśakti - wielkiej potęgi - i "nauczycielki świata". Władze w Delhi liczą, że ich olbrzymi potencjał gospodarczy sprawi, że utrzymają się w takiej roli. Choć największa demokracja świata nadal ma najniższy dochód w przeliczeniu na mieszkańca wśród wszystkich państw G20 i mierzy się z konfliktami społecznymi i wielkimi wyzwaniami rozwojowymi, to z prognoz ekonomicznych wynika, że jest skazana na sukces. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2027 roku Indie mają być już trzecią największą gospodarką - prześcigając Niemcy i Japonię. Tomasz Augustyniak, Interia *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!