Dokumentował życie Tybetańczyków. Chiny grzmią o "fałszywych oskarżeniach"

Joanna Mazur

Oprac.: Joanna Mazur

Aktualizacja

Ambasada Chin w Wielkiej Brytanii za wszelką cenę chciała uniemożliwić emisję dokumentu o życiu w Tybecie, twierdząc, że jest on stronniczy i "pełen fałszywych oskarżeń" - podają brytyjskie media. Materiał porusza kwestię kontroli Tybetańczyków ze strony Chin. W dokumencie ujawniono, jak prawie milion dzieci trafiło do szkół z internatem, gdzie miały zostać poddane "praniu mózgów". Wszystko po to, by zbudować ich lojalność wobec Pekinu.

Przez rok nagrywał życie w Tybecie. Ambasada Chin w Wielkiej Brytanii nie chciała publikacji materiału, na zdj. Pałac Potala w Lhasie
Przez rok nagrywał życie w Tybecie. Ambasada Chin w Wielkiej Brytanii nie chciała publikacji materiału, na zdj. Pałac Potala w LhasieChina News Service / ContributorGetty Images

Dziennikarz pracujący dla brytyjskiej stacji ITV przez rok filmował życie ponad siedmiu milionów mieszkańców Tybetu. Robił to w tajemnicy, ze względu na wzmożone kontrole służb w regionie.

Reporter chciał pokazać trudną sytuację milionów osób "uwięzionych pod rządami Pekinu", jednak Chiny zareagowały jeszcze przed publikacją materiału i starały się nie dopuścić do jego emisji.

Tybet. Przez rok nagrywał życie w regionie. Ambasada Chin nie chciała publikacji materiału

Materiał zatytułowany "Inside China: The Battle for Tibet" (w języku polskim "Wewnątrz Chin: Bitwa o Tybet") miał ukazać się w ITV 16 lutego, ale ambasada Chin w Wielkiej Brytanii zażądała, aby nie publikować dokumentu. Decyzję argumentowano tym, że materiał jest "pełen stronniczości i fałszywych oskarżeń".

Przedstawiciele chińskiej ambasady podkreślali również, że region doświadczył "ciągłego i solidnego wzrostu gospodarczego, społecznej harmonii i stabilności, a prawa człowieka są w najlepszym stanie w historii". Tymczasem dokument - jak donoszą media - skupia się na zupełnie innej kwestii.

Brytyjski "Express" podkreśla, że materiał ujawnia, iż nawet milion dzieci zostało umieszczonych w szkołach z internatem, gdzie "są nauczane w języku mandaryńskim i 'kształtowane' na obywateli lojalnych wobec Chin i tamtejszej Partii Komunistycznej". Jedna z matek miała przekazać, że ich dzieci nie mówią w języku tybetańskim, a rodzice nie mogą go uczyć.

Dokument miał składać się m.in. z niepokojących nagrań, na których dziennikarz uchwycił przemoc stosowaną względem dzieci, jakiej mieli się dopuszczać nauczyciele.

Tybet. Miliony osób pod kontrolą Chin

Co więcej, w materiale miało zostać przedstawione także codzienne życie osób mieszkających w Tybecie, które - jak czytamy w publikacji - w znacznej mierze jest nadzorowane przez służby. Autor dokumentu ma w nim ujawniać, że w Lhasie, stolicy regionu, co 500 metrów rozstawione są policyjne punkty kontrolne, które są wyposażone w "najnowocześniejszy sprzęt monitorujący".

Reporter miał także rozmawiać z wysokiej rangi urzędnikiem, który stwierdził, że pracownicy rządowi nie mogą praktykować swojej religii, ze względu na represje. Ponadto dziennikarz rozmawiał z Tybetanką, która w przeszłości, w wieku 15 lat została skazana na trzy lata więzienia za to, że miała zdjęcie Dalajlamy. Kiedy kobieta opuściła areszt, przeniosła się do Indii.

- Codzienne czynności, takie jak zachowanie swojego języka i przekazywanie tradycyjnych tybetańskich praktyk, są kryminalizowane - mówi Greg Walton, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa. Jak podkreśla, inwigilowanie Tybetańczyków ma na celu uczynienie ich Chińczykami.

Źródła: Tibetanreview, Express.co.uk

-----

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Szef MON w "Gościu Wydarzeń": Polska nie wysyła i nie wyśle swoich wojsk do UkrainyPolsat NewsPolsat News