Czarne chmury nad ulubieńcem Donalda Trumpa. Nasilają się wezwania do dymisji
Amerykański sekretarz obrony Pete Hegseth w coraz większych tarapatach. Póki co kieruje się zasadami, których Donald Trump nauczył się od kontrowersyjnego nowojorskiego prawnika Roya Cohna: nigdy się nie przyznawaj, wszystkiemu zaprzeczaj i na koniec ogłoś własne zwycięstwo.

Przed Petem Hegsethem postawiono nie byle jakie wyzwanie. Amerykańskie siły zbrojne mają zostać "przywrócone wojownikom", poprzez zlikwidowanie wszelkich elementów tego, co obóz Trumpa określa "ideologią woke", a co ich zdaniem osłabiało morale żołnierzy.
Niepotrzebny personel ma zostać zwolniony, niepotrzebne wydatki zredukowane, a nadmierna biurokracja ograniczona.
Amerykańskie zaangażowanie na całym świecie ma zostać zrewidowane, by lepiej służyć polityce zagranicznej nowej administracji: siły zbrojne mają być lepiej przygotowane do ochrony własnych granic i ewentualnego konfliktu z Chinami. Wszystkiego tego ma dokonać człowiek, który co prawda ma za sobą wojskową przeszłość, ale i tak jest prawdopodobnie najmniej doświadczonym sekretarzem obronyw historii. Jak sobie radzi?
- Zapytajcie Hutich - odpowiedział dziennikarzom Donald Trump. Amerykanie od kilku tygodni bombardują cele powiązane z tym jemeńskim ruchem, pokazując światu, że nie wahają się używać siły wobec tych, których uznają za terrorystów. Jednak to właśnie z nalotami na Hutich wiążą się najpoważniejsze problemy Pete’a Hegsetha.
Słabość do Signala
Afera rozpętała się pod koniec marca, kiedy Jeffrey Goldberg, redaktor naczelny magazynu "The Atlantic" opublikował tekst pod tytułem "Administracja Trumpa przypadkowo przesłała mi swoje plany wojenne".
W tekście opisał nieprawdopodobną historię, jak doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego, Michael Waltz, omyłkowo dołączył go do konwersacji prowadzonej przez aplikację Signal, w ramach której najważniejsze osoby w państwie wymieniały się informacjami o planowanych nalotach na Jemen.
Sytuacja była tak niezwykła, że dziennikarz początkowo nie uwierzył w prawdziwość tej rozmowy - skłonny był raczej przypuszczać, że to żart albo próba dezinformacji. Uwierzył dopiero po medialnych doniesieniach o bombardowaniach.
W konwersacji to właśnie Hegseth podał najwięcej szczegółów, m.in. dotyczących dokładnej godziny ataków oraz innych detali użycia samolotów F-18, dronów czy pocisków tomahawk. Hegseth tłumaczył się później, że podane informacje wcale nie zawierały istotnych szczegółów, a redaktor naczelny "The Atlantic" to człowiek "oszukańczy i wysoce zdyskredytowany".
Prezydent Trump miał rozważać zdymisjonowanie Michaela Waltza, który dodał dziennikarza do rozmowy, ale do swojego sekretarza obrony nie miał zastrzeżeń. Innego zdania był natomiast inspektor generalny w Pentagonie, który postanowił wszcząć dochodzenie w tej sprawie, do czego zresztą nawoływał przewodniczący senackiej komisji sił zbrojnych, republikanin Roger Wicker.
Zanim jednak opinia publiczna poznała rezultaty tego dochodzenia, światło dzienne ujrzały kolejne doniesienia o lekkomyślnym stosunku Hegsetha do wrażliwych informacji. Według rewelacji "New York Timesa", sekretarz obrony miał podzielić się planami ataku na Hutich z jeszcze jedną grupką na Signalu, w której znaleźli się jego brat, jego osobisty prawnik Tim Parlatore (obydwaj są obecnie zatrudnieni w Pentagonie, ale niekoniecznie musieli znać szczegóły tego ataku) oraz… żona Hegsetha, Jennifer.
Zaprzeczaj i atakuj
Ponieważ te ostatnie doniesienia pojawiły się w okresie wielkanocnym, sekretarz obrony został o nie zapytany przez dziennikarzy podczas pikniku (Easter Egg Roll) w ogrodach Białego Domu.
- Co za zaskoczenie, kilka osób odpowiedzialnych za przecieki zostaje zwolnionych i nagle pojawia się mnóstwo artykułów w tych samych mediach, które rozpowszechniały rosyjskie oszustwo - powiedział.
"Rosyjskie oszustwo" to określenie ze słownika samego Trumpa, dotyczące doniesień na temat jego domniemanych powiązań z Rosją i wsparcia, jakiego miał mu udzielić Kreml w 2016 roku. Zarzuty o współpracy się nie potwierdziły, a Trump do tej pory używa tamtej sprawy jako dowodu na kompromitację mediów głównego nurtu.
Hegseth nie tylko do niczego się nie przyznał, ale też z miejsca przeszedł do ataku na dziennikarzy, którzy "dostali pulitzery za rozpowszechnianie kłamstw i oszustw", posługując się anonimowymi doniesieniami od niezadowolonych byłych pracowników.
Całą sprawę uznał za próbę zaszkodzenia jego reputacji i zapewnił, że się nie ugnie. W jego postawie można dopatrzyć się śladów strategii, której Donald Trump nauczył się od kontrowersyjnego nowojorskiego prawnika Roya Cohna: atakuj, nigdy do niczego się nie przyznawaj, wszystkiemu zaprzeczaj i zawsze na koniec ogłoś własne zwycięstwo.
Prezydent Trump na razie wciąż wspiera swojego sekretarza obrony, który jego zdaniem "robi doskonałą robotę". Rzeczniczka prezydenta również potwierdziła, że Hegseth ma poparcie Białego Domu. Czy jednak to poparcie w końcu się nie zachwieje?
Długa lista kontrowersji
Nominacja Hegsetha od początku budziła wątpliwości, nie tylko ze względu na brak doświadczenia w strukturach Pentagonu. Hegseth służył w gwardii narodowej, zajmował się też sprawami weteranów, ale w ostatnich latach znany był przede wszystkim ze swojej kariery medialnej w stacji Fox News.
Najpoważniejsze zarzuty, jakie mu publicznie stawiano, dotyczyły napaści seksualnej w 2017 roku. Hegseth miał się jej dopuścić na konferencji republikańskich kobiet w Kalifornii, gdzie był jednym z mówców. Sprawa zakończyła się ugodą w 2020 roku, a Hegseth zgodził się zapłacić oskarżającej go kobiecie 50 tys. dolarów.
Jego prawnik tłumaczył potem, że ugoda została zawarta, by uniknąć szantażu i fałszywych oskarżeń. Kobieta miała podpisać zobowiązanie do milczenia w tej sprawie.
Niepokojąco wyglądały także doniesienia o działalności Hegsetha w organizacjach walczących o prawa weteranów, którymi kierował. Z Vets for Freedom odszedł w 2012 roku, zostawiając ją na krawędzi bankructwa. Miał doprowadzić do długów i utraty zaufania kluczowych darczyńców organizacji.
Później kierował Concerned Veterans for America, z której zmuszony był odejść w 2016. Powód? Ponownie: złe zarządzanie finansami. A także: nadużywanie alkoholu, niestosowne zachowania na tle seksualnym czy rasistowskie wypowiedzi. Zwłaszcza relacje o alkoholowych wybrykach Hegsetha przykuły uwagę prasy: tańczenie na scenie w klubie ze striptizem, okrzyki w hotelowym barze dotyczące muzułmanów czy oddawanie moczu w miejscach publicznych.
Wreszcie było jeszcze popularne w internecie nagranie z 2015 roku, kiedy Hegseth, już prezenter w Fox News, w czasie obchodów dnia flagi tak niefortunnie rzucił siekierą do tarczy, że poszkodowany został członek wojskowej orkiestry.
Te rewelacje zaczęły wypływać jedna po drugiej, jeszcze zanim Senat zgodził się, by Hegseth objął stanowisko sekretarza obrony i przez moment wydawało się, że go pogrążą. Pojawiły się nawet spekulacje dotyczące ewentualnego alternatywnego kandydata.
Szybko się jednak okazało, że prezydent Trump, który ugiął się w sprawie innego kontrowersyjnego kandydata (Matta Gaetza na stanowisko prokuratora generalnego), więcej ustępować nie zamierza. O poparcie dla Hegsetha zaczął zabiegać wśród senatorów wiceprezydent Vance, prawicowe media zaczęły nasilać presję na tych członków Senatu, którzy wydawali się sceptyczni wobec jego kandydatury.
Przesłuchanie przed senacką komisją było bardzo burzliwe, ale ostatecznie Hegseth stanął na czele Pentagonu.
Agent chaosu?
"To był miesiąc totalnego chaosu w Pentagonie. Od wycieków wrażliwych planów operacyjnych po masowe zwolnienia". Tak zaczął swój esej w serwisie Politico John Ullyot, do niedawna rzecznik prasowy departamentu obrony.
Kilka dni przed Wielkanocą Hegseth niespodziewanie zwolnił troje swoich najbliższych współpracowników: Dana Cladwella, Darina Selnicka i Colina Carrolla. Caldwell był częścią grupy signalowej, do której dołączył dziennikarz "The Atlantic", zaś on i Selnick byli obecni w drugiej grupie, tej, w której znalazła się żona i brat Hegsetha.
Kilka dni temu ci ludzie zostali pod eskortą wyprowadzeni z budynku Pentagonu, tuż po tym, jak rozwiązano z nimi umowy. Oficjalny powód? Przecieki do mediów. Między innymi dotyczące czasowego wstrzymania pomocy wywiadowczej dla Ukrainy czy wspomnianego briefingu dla Elona Muska. Jednak oficjalne zarzuty nie zostały im przedstawione.
Caldwell twierdził później, że nie wykonano na nich badania wykrywaczem kłamstw (jak twierdził departament obrony), nie odebrano mu nawet telefonu, który przecież byłby kluczowym elementem dochodzenia w sprawie przecieków.
W ostatni piątek zrezygnował kolejny bliski współpracownik Hegsetha, jego szef personelu, Joe Kasper.
Pete Hegseth może jednak przetrwać kolejne zamieszanie. Dla prezydenta Trumpa jest wyjątkowo użyteczny, ponieważ nie należy do militarnego establishmentu, jest lojalny i w pełni od niego zależny. Zaś jego wymiana oznaczałaby kolejną bitwę w Senacie, której administracja wolałaby teraz uniknąć.
Andrzej Kohut