- Cnotę straciliśmy, a rubla nie zarobiliśmy - miał mówić na jednym z zamkniętych posiedzeń klubu PiS Jarosław Kaczyński po przegranych wyborach w 2010 roku. Dziś to powiedzenie można minimalnie zmodyfikować, bo choć przed tymi wyborami PiS zastosował fortel, który dał mu dodatkowe mandaty, ostatecznie formacja Kaczyńskiego najpewniej pożegna się z władzą. Rubelka więc zyskali, ale cnotę stracili. O co chodzi? Główny problem polega na sztywnie przydzielonej liczbie mandatów do konkretnego okręgu wyborczego. Przypomnijmy, że do rozdysponowania jest 460 miejsc w Sejmie. Już przed wyborami doskonale wiedzieliśmy, ile mandatów można objąć w jakim okręgu. Wybory 2023. Brak korekty demograficznej zmienił układ sił Dlatego też politycy kombinowali. Między innymi właśnie Jarosław Kaczyński został nieoczekiwanie "jedynką" w woj. świętokrzyskim - jak tłumaczyli jego partyjni podwładni, by zmaksymalizować zyski i zgarnąć dla PiS przynajmniej mandat więcej. Jak już pisaliśmy w Interii, ta sztuka się nie udała, ale faktem jest, że obecny system stwarza pokusę nadużyć. Dlatego też - co wyłuszczał w Interii prof. Jarosław Flis - przed wyborami powinno dojść do tzw. korekty demograficznej. Polega ona na tym, że regiony, które się wyludniają, powinny tracić reprezentantów. A te, w których mieszkańców przybywa - zyskiwać. Gdyby przed wyborami 15 października doszło do korekty demograficznej, o co wnioskowała PKW, zmiany objęłyby 21 okręgów - w niektórych byłoby do zdobycia więcej mandatów, a w niektórych mniej. Ostatnia taka korekta miała miejsce w 2011 roku, a nie zrobiono jej przed głosowaniem w 2015, 2019 i 2023 roku. Specjaliści nie mieli wątpliwości, że brak korekty sprzyja partii władzy, bo to ona w regionach wiejskich i wyludniających się ma większe poparcie. Słabsze notuje natomiast w miastach, do których przeprowadzamy się od kilkunastu lat coraz chętniej. A to miejsca, w których lepsze wyniki notowała dotychczasowa opozycja. Wybory 2023. Kto zyskał, kto stracił? Efekt? W sieci dostępne są wyliczenia ekspertów. Jak podał dr Kamil Marcinkiewicz z Uniwersytetu w Hamburgu, przez brak zastosowania się do zaleceń PKW, czyli właściwego dostosowania liczby mandatów do wielkości okręgów wyborczych, Prawo i Sprawiedliwość mogło zgarnąć nawet osiem mandatów więcej, o jeden więcej otrzymała Trzecia Droga, a na braku korekty miałyby tracić: Koalicja Obywatelska (dwa mandaty), Lewica (trzy mandaty) i Konfederacja (trzy mandaty). Jak zaznaczył jednak dr Macinkiewicz, "te liczby przedstawiają różnicę między ostatecznym wynikiem a wynikiem oczekiwanym obliczonym za pomocą formuły J. Flisa dla ordynacji d'Hondta". Szczegółowej analizy realnych wyników wyborczych dokonał natomiast analityk systemów wyborczych Michał Majewski, inicjator strony WybierzTak.pl. Z jego obliczeń wynika, że tak naprawdę różnica jest niewielka. - Gdyby zastosowano korektę, PiS zyskałby dwóch dodatkowych posłów, Lewica również. Konfederacja natomiast straciłaby dwóch posłów, a Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga po jednym - wymienia Majewski. Wybory 2023. Kandydatka Lewicy straciła na braku zmian Analityk systemów wyborczych podaje też bardzo konkretny przykład. - Ciekawy przypadek to pani Marta Stożek z Wrocławia. Dostała blisko 20 tys. głosów, powinna dostać mandat, gdyby we Wrocławiu wybrano prawidłową liczbę posłów, ale przez brak korekty wybiera się tam 14 osób. I to ta pani na tym straciła, nie weszła do Sejmu - wskazuje Majewski. Kandydatka Lewicy w mediach społecznościowych napisała, że "w ostatnich wyborach 222 kandydatów uzyskało mniej głosów ode mnie, a mimo to otrzymali mandaty poselskie. Kluczowym problemem jest oparty na danych sprzed 12 lat system podziału mandatów. Nieuwzględnienie zmian demograficznych prowadzi do niesprawiedliwości wyborczej na niekorzyść okręgu wrocławskiego" - pisała rozżalona Stożek. Niedoszła posłanka proponuje, by "długofalowo nie pozostawiać podziału mandatów w rękach polityków, żeby mogli oni przez lata wstrzymywać niekorzystne dla nich korekty. Dlatego należy zapisać w ustawie automatyczny mechanizm dostosowujący liczby mandatów w okręgach wyborczych po każdym Spisie Powszechnym (czyli co 10 lat)". Wybory 2023. Wniosek? Automat a nie polityczna wola Co na to ekspert? - Próba sztucznego regulowania czegoś przed wyborami zazwyczaj obraca się przeciwko tej partii, która próbuje tym grać. Tu chyba się to powtarza. Zmiany nie były dokonywane w trzech ostatnich kadencjach Sejmu. Wniosek jest więc bardzo oczywisty - ten mechanizm musi przejść w tryb automatycznych zmian, bo inaczej zawsze to będzie pokusa dla polityków, by kalkulować - wnioskuje Majewski. Jak dodaje, dobrym przykładem jest system fiński, który nie dość, że jest podobny do polskiego, to z korektą demograficzną nie ma tam żadnego problemu. Dlaczego? - Korekty demograficznej dokonuje się 6 miesięcy przed wyborami. Robi to minister spraw wewnętrznych ściśle według reguł zapisanych w prawie wyborczym, ogłaszając zmiany w rozporządzeniu. To absolutny automat, a politycy nie mają na to wpływu. Powinniśmy dążyć do tego, by zmiany działy się automatycznie - apeluje analityk. - Propozycje PKW dotyczące wyłącznie tej korekty są niewystarczające - mówi nam dr Maciej Onasz z Zespołu Badań Wyborczych Uniwersytetu Łódzkiego. - Problem jest dużo głębszy i dotyczy sposobu dzielenia mandatów między okręgami. W tych wyborach mieliśmy wielką różnicę w sile głosu między najsłabszym i najmocniejszym okręgiem. Różnica jeszcze się pogłębiła w stosunku do głosowania sprzed czterech lat - dodaje. Ewentualne zmiany to jednak pieśń przyszłości. I wyzwanie dla nowej kadencji Sejmu. Łukasz Szpyrka