Z sondażu late poll firmy Ipsos przeprowadzonego dla Polsatu, TVP i TVN (uwzględniającego 90 proc. komisji - red.) płynie jeden wniosek: to Polki zdominowały ostatnie wybory. Co więcej, zdecydowanie odwróciły się od Konfederacji. Jak kształtowały się wyniki? Ugrupowanie reprezentowane przez Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena poparło 3,7 proc. pań i 10,2 proc. panów. Przy rekordowej frekwencji, która według danych PKW wynosi 74,38 proc., to informacja nie do przecenienia. A liderzy Konfederacji doskonale zdają sobie z tego sprawę. I zamierzają rozliczyć Janusza Korwin-Mikkego. Być może nawet usunąć go z partii. - Na pewno frekwencja była dla nas mocno zabójcza. Jednocześnie widać też duży odpływ kobiet głosujących na Konfederację. Wiele z nich było zniesmaczonych wypowiedziami pana Janusza, który mówił o tym, że chciałby im odebrać prawa głosu - powiedział Interii Witold Tumanowicz, szef sztabu wyborczego Konfederacji. - Nie wiem, w jaki sposób miałoby to przekonać panie do głosowania na Konfederację. Chyba musiałby się u nich zawiązać jakiś syndrom sztokholmski - uważa. Patriarchat gwoździem do trumny Jak słyszymy od najważniejszych polityków Konfederacji, jeszcze w czerwcowych sondażach sporo pań chciało oddać głos na ich ugrupowanie. Tumanowicz nie ukrywa, że odpływ kobiecego elektoratu to "najbardziej kluczowy aspekt tego, że wynik nie jest tak zadowalający jakbyśmy chcieli". - Wypowiedzi i udział Korwin-Mikkego w spotkaniu Fundacji Patriarchat, słowa jakie tam padły (członkowie organizacji mówili o paniach m.in. jako części "dobytku" - red.), być może nie jego, ale legitymizowane jego obecnością, na pewno zadały nam potężny cios w kampanii. Od tamtej pory rozpoczął się powolny odpływ kobiet - diagnozuje Tumanowicz. CZYTAJ WIĘCEJ: Wybory 2023. Janusz Korwin-Mikke tłumaczy porażkę Konfederacji Michał Wawer, jeden z nowych posłów, uczestnik Rady Liderów: - Zachowanie pana Janusza Korwin-Mikkego, delikatnie rzecz ujmując, nie pomogło, zwłaszcza w kontekście nagrania z Fundacją Patriarchat. Chociaż właściwie nie zrobił nic poza tym, że tam poszedł - tłumaczy. - Tylko tyle wystarczyło i zniechęciło do nas dużą część elektoratu kobiecego. Po wynikach wyborów widać, że właśnie tu straciliśmy. Kiedy byliśmy popularniejsi wśród pań, odnotowywaliśmy wzrost poparcia - dodaje. Co na to obwiniony? - W usta włożono mi słowa o "dobytku". Nie powiedziałem tak o kobietach. Koledzy, zamiast powiedzieć, że oszukują Janusza Korwin-Mikkego, zaczęli za mnie przepraszać - opowiada Janusz Korwin-Mikke. - To jest zabójcze. Co więcej, Rada Liderów podjęła retorykę o zaostrzeniu języka kampanii wyborczej, a nie zostało to wykonane przez sztab. To tylko kolejny kamyczek do ogródka - uważa polityk. Ronalda Laseckiego, związanego z fundacją, nazwał "wrogiem Konfederacji". Anna Bryłka, rzecznik Konfederacji i jedna z najpopularniejszych kobiet w formacji uważa, że łączenie jej ugrupowania z organizacją Mateusza Curzydły to wina prasy: - Fundacja Patriarchat w żaden sposób nie była i nie jest związana z Konfederacją, niestety media mainstreamowe skleiły nas z jakimś absurdalnym i marginalnym wydarzeniem - powiedziała. Korwin-Mikke ostro. "Należy się po mordzie" Janusz Korwin-Mikke ma stanąć w środę przed sądem partyjnym właśnie ze względu na swoje wypowiedzi o kobietach. Założyciel partii KORWiN, która stała się Nową Nadzieją, ma jednak zastrzeżenia do swoich kolegów. - W czasie konfliktu nie atakuje się członka własnej bandy. To żelazna, podwórkowa reguła. Kiedy się tego nie robi, dostaje się po mordzie. I niestety, Tumanowiczowi należy się po mordzie za to, że zaatakował mnie. Nawet gdybym nie miał racji, idzie się w zaparte - uważa Korwin-Mikke. Jak podkreśla, sam poszedł do sądu partyjnego z wnioskiem dotyczącym szefa kampanii Konfederacji. CZYTAJ WIĘCEJ: Janusz Korwin-Mikke poza Konfederacją? Ma stanąć przed sądem partyjnym - Witold Tumanowicz złożył na mnie wniosek do sądu partyjnego, a ja na niego. Trzeba poczekać na rozstrzygnięcie. W wyniku działalności Tumanowicza mamy 30 posłów mniej. Tępił mnie i Grzegorza Brauna. Na czyje polecenie? Mam nadzieję, że tego się jeszcze dowiemy - powiedział Interii Korwin-Mikke. Druga strona niewiele sobie robi z gróźb sędziwego polityka: - Nikt z najważniejszych osób, liderów, z którymi rozmawiałem, nie bronił Janusza Korwin-Mikkego, ani nie skrytykował mnie za ten wniosek - stwierdził Tumanowicz. Artur Dziambor, były poseł Konfederacji, który startował w wyborach parlamentarnych z list Trzeciej Drogi uważa, że słaby wynik wyborczy założyciela partii KORWiN (9 939 głosów - red.) i jego upór to doskonała okazja, aby raz na zawsze pozbyć się znanego polityka z szeregów Konfederacji. - Chłopaki poczuli krew. Cztery lata w Sejmie bez niego pozwoliłyby im pokazać, że nie mają z nim nic wspólnego - mówi nam Dziambor. - Stąd, bardzo możliwe, że się go pozbędą. Zresztą, plan był taki, że wchodzi do Sejmu i zwalnia mandat po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Tak się nie stało, więc Korwin nie jest im do niczego potrzebny - uważa. Wyniki wyborów 2023. Od porażki po sukces Mentzena Kiedy tuż po zakończeniu wyborów sondaże exit poll dawały Konfederacji 6,2 proc. poparcia i ledwie kilku posłów, Sławomir Mentzen, wygłosił gorzkie przemówienie, a potem opuścił wieczór wyborczy. - Ponieśliśmy porażkę. Mieliśmy wywrócić ten stolik, ale się nie udało. Toczyliśmy nierówną walkę przeciwko wszystkim. Przegraliśmy - mówił lider Nowej Nadziei. - To nie jest porażka naszej idei, diagnoz ani proponowanych rozwiązań. To kolejna przegrana bitwa. Przed nami kolejna kadencja - dodał. Ledwie dwa dni później, po zaprezentowaniu ostatecznych wyników sięgających 7,16 proc. i 18 mandatów poselskich, nie słychać już o przegranej. Nie oznacza to, że powyborczy kac całkiem opuścił Sławomira Mentzena. W końcu na tydzień przed wyborami działacze Konfederacji mówili nawet o 40 mandatach i stanowisku marszałka Sejmu dla Krzysztofa Bosaka. CZYTAJ WIĘCEJ: "Razemizacja Lewicy". Wybory zmieniają układ sił Jedno ze źródeł Interii: - To, co Sławek mówił w wieczór wyborczy i dzień później, było bardzo szczere. Miał ogromne oczekiwania względem wyniku. A nie udało się - usłyszeliśmy. - Na pewno czuł się osobiście odpowiedzialny jako jedna z twarzy kampanii. Chyba jeszcze nie przemyślał, co dalej, jakie będą kolejne cele i plany - mówi nasz rozmówca. Ostatecznie działacze Konfederacji uznali, że powinni się cieszyć wynikiem. W końcu będą mieli więcej posłów niż w czasach upływającej kadencji. - Nie ma atmosfery porażki. Dostaliśmy 240 tys. głosów więcej. Poprawiliśmy stan posiadania w ławach poselskich - powiedział Interii Michał Wawer. - Mamy w perspektywie klub parlamentarny. To dość komiczne, że lewica straciła połowę posłów i ogłasza sukces. My mamy więcej mandatów, a słychać o naszej porażce - podkreślił. Witold Tumanowicz: - Nigdy nie zdobywaliśmy ponad 1,5 mln głosów. Nawet jeśli chodzi o rezultat procentowy, jest lepszy niż wynik KNP z 2014 r. Dodatkowych 300 tys. głosów (względem wyniku sprzed 4 lat - red.) nie można oceniać w kategorii porażki - powiedział. - Wyniki sondażowe, 6,2 proc. z wieczoru wyborczego były fatalne. Jednak punkt procentowy więcej, kilkaset tysięcy głosów pokazuje, że fatalistyczne określenia nie są prawdziwe. Mamy sukces tylko nie taki, jakiego się spodziewaliśmy - podsumował szef kampanii Konfederacji. Jakub Szczepański