Z sondażu Ipsos dla Polsatu, TVN i TVP wynika, że wybory wygrywa Prawo i Sprawiedliwość z wynikiem 36,8 proc. Na drugim miejscu jest Koalicja Obywatelska z poparciem 31,6 proc. Podium zamyka Trzecia Droga z 13,0 proc. poparcia. Czwartą siłą, która znajdzie się w Sejmie, jest Lewica z wynikiem 8,6 proc. a piąta Konfederacja z wynikiem 6,2 proc. Poza progiem wyborczym znaleźli się Bezpartyjni Samorządowcy. Na komitet ten głosowało 2,4 proc. wyborców - wynika z badania exit poll. Polska Jest Jedna zanotowała poparcie rzędu 1,2 proc. Na inne komitety głosowało 0,2 proc. wyborców. To ugrupowania opozycyjne - Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica - w połączeniu uzyskały większość w nowym Sejmie. Otrzymując łącznie 248 mandatów - wynika z badania. CZYTAJ WIĘCEJ: Wybory parlamentarne 2023: Pierwsze nieoficjalne wyniki exit poll Według wyników exit poll po przeliczeniu głosów na mandaty rozkład miejsc w Sejmie przedstawia się następująco: Prawo i Sprawiedliwość - 200 mandatów Koalicja Obywatelska - 163 mandaty Trzecia Droga - 55 mandaty Lewica - 30 mandatów Konfederacja - 12 mandatów. Frekwencja, a podział mandatów Tomasz Synowiec, ekspert Klubu Jagiellońskiego, w rozmowie z Interią zwraca uwagę, że duże znaczenie dla podziału mandatów ma wysoka frekwencja. - W dużym uproszczeniu rosnąca frekwencja na zachodzie i północy kraju oraz w miastach i w grupach młodych sprzyja opozycji, a rosnąca frekwencja na południu i wchodzie, w mniejszych miastach i wsiach oraz wśród starszych, sprzyja rządowi - wyjaśnia ekspert. Znaczenie dla podziału mandatów ma też wiek wyborców. CZYTAJ WIĘCEJ: Znamy wyniki referendum. Tak odpowiadali Polacy - Wzrost frekwencji wśród najstarszych wyborców sprzyja PiS i KO, bo ich wyborcy to głównie osoby starsze. Odbywa się to kosztem pozostałych ugrupowań - w szczególności Lewicy i Konfederacji, które mają większe poparcie wśród młodszej części elektoratu - dodaje ekspert. Wybory parlamentarne 2023. Wady i zalety metody d'Hondta Ekspert w rozmowie z Interią wskazuje na główną zaletę podziału mandatów zgodnie z metodą d'Hondta. - Kluczowa jest prostota tej metody i fakt, że zniechęca do fragmentaryzacji partii na mniejsze. Rozdrabnianie ugrupowań zupełnie się nie opłaca - podkreśla. To, co jest główną zaletą metody, może być również odczytywane jako wada. - Metoda d'Hondta w połączeniu z podziałem na okręgi wyborcze prowadzi do skrzywienia wyborów na rzecz większych partii. Gdyby podziału mandatów dokonywano na poziomie ogólnokrajowym, nie byłoby tego problemu. Różnica mogłaby wynieść maksymalnie jeden mandat dla każdego komitetu - tłumaczy Synowiec. CZYTAJ WIĘCEJ: Wyniki exit poll: Kto będzie miał większość w nowym Sejmie? Jednak za wadę systemu nie odpowiada jedynie metoda liczenia głosów. - W Polsce często błędnie utożsamia się metodę d'Hondta z innymi elementami ordynacji takimi jak np. progi wyborcze, które w połączeniu z podziałem na okręgi, zwłaszcza te mniejsze mają większe znaczenie w doprowadzeniu do sytuacji, że partia ma większy procent mandatów w Sejmie, niż głosów w wyborach - wyjaśnia ekspert. Jak dodaje, "w Polsce funkcjonują nieprawdziwe mity o premii za pierwsze miejsce lub przejmowaniu głosów komitetów, które nie przekroczyły progu - to nieprawda". - Metoda d'Hondta służy tylko przeliczeniu liczby głosów w okręgu na liczbę mandatów w tym okręgu - podkreśla. Zobacz wyborczą mapę Polski: