Limity gotówkowe dla wszystkich w Polsce. "Zasadne" vs. "pójdą dalej"
Od 2027 r. Polacy nie będą mogli już zapłacić gotówką więcej niż 10 tys. euro. To efekt głosowań w Parlamencie Europejskim oraz decyzji Rady Unii Europejskiej. Dlatego, w przeddzień głosowania do Europarlamentu, zapytaliśmy kandydatów różnych partii m.in. czy podobne ograniczenia są zasadne i w jakim kierunku powinno pójść prawodawstwo unijne.
Nowe przepisy to następstwo pakietu mającego przeciwdziałać praniu brudnych pieniędzy. Eurodeputowani poparli projekt miażdżącą większością głosów jeszcze w kwietniu. Pomysłowi sprzeciwiali się wówczas politycy PiS oraz Solidarnej Polski skupieni w ramach grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, ale nawet koledzy i koleżanki z ich frakcji częściowo głosowali za wprowadzeniem ograniczeń.
Kropkę nad i postawiła Rada Unii Europejskiej, która przyjęła pakiet nowych przepisów 30 maja. Jak już pisaliśmy w Interii, zmiany mają wejść w życie już niebawem, bo w 2027 r. Co to oznacza dla zwykłych Polaków? Że m.in. nie da się już kupić za gotówkę samochodu wycenianego na 43 tys. zł. Państwa wspólnoty będą mogły modyfikować kwotę, ale jedynie w dół.
W grę wchodzi jeszcze jedno ograniczenie: transakcje gotówkowe w przedziale 3-10 tys. euro będą wymagały kontroli tożsamości. W praktyce trzeba będzie pokazać dowód osobisty. Kontrole mają się jednak odbywać przy transakcjach realizowanych z udziałem takich podmiotów jak m.in. banki, sprzedawcy towarów luksusowych czy agencje nieruchomości.
Kto dzisiaj płaci dużą gotówką?
Kiedy pytamy o ograniczenia obrotu gotówką kandydatów na europosłów, zwolennicy takiego rozwiązania najczęściej argumentują, że we współczesnym świecie mało kto posługuje się papierowymi pieniędzmi, kiedy w grę wchodzą wysokie kwoty.
- Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś ma potrzebę płacenia powyżej 10 tys. euro gotówką. Jeśli ktoś nie unika podatków, nie robi szemranych interesów, nie ma potrzeby płacenia za pomocą walizki gotówki. To oczywiste i dobre rozwiązanie - mówi Interii Maciej Konieczny, "jedynka" Lewicy w okręgu nr 11 obejmującym woj. śląskie.
Podobnych argumentów używa Michał Gramatyka z Polski 2050, który startuje z tego samego okręgu co Konieczny. Polityk Trzeciej Drogi uważa, że limit ustanowiony w Brukseli nie jest żadnym zagrożeniem.
- Obecnie ludzie nie płacą już gotówką, bo to wygodne. Każdy powinien mieć prawo, żeby decydować, czy chce korzystać z płatności gotówką czy płatności elektronicznej. Natomiast limit jest jak najbardziej zasadny. Powyżej 10 tys. euro, pieniądze trzeba nosić w walizce - argumentuje Gramatyka.
Jacek Protas z PO, lider listy obejmującej woj. podlaskie i warmińsko-mazurskie, zwraca uwagę nie tylko na objętość gotówki, którą trzeba mieć przy sobie, aby transakcja powyżej 43 tys. zł doszła do skutku. W jego opinii to dobre rozwiązanie przede wszystkim ze względu na przeciwdziałanie próbom prania brudnych pieniędzy, ale także ze względu na działania Rosji.
- Wiadomo, że Putin prowadzi wojnę hybrydową różnymi sposobami, również poprzez wprowadzanie brudnych pieniędzy i destabilizację rynków. Musimy reagować - w rozmowie z Interią podnosi polityk z obozu Donalda Tuska.
Z kolei Krzysztof Hetman z PSL, były już minister rozwoju i kandydat na europosła w woj. wielkopolskim, uważa, że idea ograniczenia obrotu gotówkowego była dobra, bo w teorii miała za zadanie przeciwdziałać przestępstwom. - Pomysł przeszedł miażdżącą ilością głosów przez Parlament Europejski. I trudno się dziwić. Tylko mam wątpliwości czy rozciągnięcie tego na wszystkie branże (nie tylko przedsiębiorców - red.) było słuszne - zastanawia się ludowiec.
"Brak gotówki narzędziem kontroli"
Po drugiej stronie politycznej barykady, podobnie jak w polskim Sejmie, znajdziemy kandydatów PiS i Konfederacji. W kwietniu, kiedy eurodeputowani głosowali nad ograniczaniem obrotu gotówkowego, Anna Zalewska z PiS była jedną z parlamentarzystek, która sprzeciwiała się takiemu rozwiązaniu. Dlaczego?
Jak twierdzi, jest przeciwniczką zarówno prania brudnych pieniędzy, jak i ograniczania dostępu do gotówki. - Pamiętam dużą debatę na temat ograniczenia obrotu gotówkowego. Zwolennicy koncentrowali się na wartości dodanej związanej z nadzorowaniem ewentualnego prania brudnych pieniędzy. Przeciwnicy mówili o tym, że to bezwzględna ingerencja w prywatność i własność, która pozwoli dyscyplinować firmy - relacjonuje Interii Zalewska.
Jaki był pani pogląd w tej sprawie? Co pani powiedziała kolegom? - dopytujemy kandydatki z okręgu dolnośląsko-opolskiego, która w poprzedniej kadencji zasiadała już w Parlamencie Europejskim. - Argumentowałam, że jest tak wiele różnych instrumentów do kontrolowania transakcji, że zmiany w obszarze obrotu gotówkowego są zbędne - odpowiada Zalewska.
W dyskusji nasza rozmówczyni błyskawicznie przywołuje przykład zza oceanu. Wspomina, jak podczas pandemii premier Kanady Justin Trudeau potraktował przewoźników protestujących przeciwko widmu bankructwa.
- Protest zakończono poprzez zablokowanie im dostępu do gotówki. To wszystko pokazuje, do jakiego stopnia pomysł (ograniczania obrotu gotówkowego - red.) może być groźny, jak może wpływać na obywatela - alarmuje Anna Zalewska.
Na sytuację znaną z Kanady zwraca uwagę też Przemysław Wipler, który walczy o Parlament Europejski w woj. pomorskim. W jego opinii zmuszanie obywateli poszczególnych państw wspólnoty europejskiej do korzystania z elektronicznego systemu bankowego może zadziałać jedynie na niekorzyść zwykłych ludzi.
- W banku usłyszałem kiedyś, że w konstytucji nie ma prawa do posiadania konta. Z różnych powodów można odciąć obywatela od możliwości skorzystania z konta bankowego i mocno skomplikować jego życie, zepchnąć go na margines czy zlikwidować działalność gospodarczą - mówi Interii Wipler.
Ograniczenia w korzystaniu z gotówki. W jaką stronę pójdą unijne przepisy?
Przemysław Wipler zwraca uwagę, że normy dotyczące korzystania z gotówki w poszczególnych krajach Unii Europejskiej są całkowicie różne. Wspomniał, że kiedy wybrał się z żoną na zagraniczne zakupy we Włoszech, był zmuszony wypełnić kilkustronicowy formularz. Tylko dlatego, że zapłacił gotówką. Jak mówi nam polityk, obawia się podobnych zmian w całej wspólnocie.
- Pranie brudnych pieniędzy to tylko pretekst, żeby ograniczyć wolność obywateli, przedsiębiorców. Absurd, zmuszanie do korzystania z systemu bankowego - uważa polityk Konfederacji.
Ograniczenie transakcji gotówkowych do 10 tys. euro to krok do wyrugowania gotówki z rynku również według Anny Zalewskiej. - To takie włożenie nogi w drzwi, żeby pójść dalej i doprowadzić do bezgotówkowego poruszania się w życiu - mówi nam kandydatka PiS.
Niemniej, zwolennicy ograniczenia transakcji gotówkowych w celu przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy, nie przewidują rozszerzenia się unijnych regulacji. A przynajmniej nie w najbliższej przyszłości.
- Polacy są przyzwyczajeni do płatności gotówkowych, ale 10 tys. euro to duża kwota, więc nie sądzę, żeby to zabolało przeciętnego konsumenta - argumentuje Jacek Protas. - Nie przypuszczam, żeby ktokolwiek, w dającym się określić czasokresie próbował wprowadzać większe ograniczenia. Wszystko musi się stać ewolucyjnie, nie obawiałbym się tu niczego - uspokaja.
Maciej Konieczny, Lewica: - Nie jestem religijnie przywiązany do gotówki, ale nie wydaje mi się, żebyśmy mieli się z nią pożegnać w najbliższym czasie - przekazał. Wtóruje mu kolega z okręgu wyborczego. - Skoro limit ustalono na 10 tys. euro, niech taki będzie - podsumował Michał Gramatyka z Polski 2050.
Jakub Szczepański
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!