Prof. Marian Zembala: Standardy Polski odbiegają od standardów innych krajów UE

Krystyna Opozda

Krystyna Opozda

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij

"Pozostanę wierny idei prof. Zbigniewa Religi, który jako pierwszy minister zdrowia bardzo mocno opowiadał się za zasadnością wprowadzenia sieci szpitali w Polsce i stosownym zróżnicowaniem zadań i wyceny świadczeń" - mówi w rozmowie z Interią były minister zdrowia, kardiochirurg i poseł PO prof. Marian Zembala.

Prof. Marian Zembala
Prof. Marian Zembala Fot. Marek Kuwak Agencja FORUM

23 marca Sejm podjął decyzję o stworzeniu tzw. sieci szpitali. W głosowaniu brało udział 444 posłów - za opowiedziało się 230, przeciwko 209, a 5 wstrzymało się od głosu.

Projekt procedowany przez Sejm dotyczy wprowadzenia sześciu poziomów zabezpieczenia, począwszy od poziomu lokalnego aż po poziom szpitali klinicznych; świadczeniodawca zakwalifikowany do danego poziomu będzie miał zagwarantowane zawarcie umowy z Narodowym Funduszem Zdrowia.

O ocenę zmian w polskiej służbie zdrowia pytam byłego szefa MZ, kardiochirurga i posła PO Mariana Zembalę. 

Krystyna Opozda, Interia: Ministerstwo Zdrowia wprowadza sieć szpitali. To dobre rozwiązanie?

Były minister zdrowia, kardiochirurg, poseł PO prof. Marian Zembala: - Nie ma takiego rozwiniętego kraju na świecie, w którym nie istniałaby sieć szpitali z wyznaczonymi priorytetami referencyjności wobec szpitali wszystkich szczebli - od powiatowego, miejskiego, poprzez wojewódzki, aż do akademickiego.

- Moje stanowisko w tej sprawie jest rezultatem wieloletnich doświadczeń z pracy w Holandii, USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemczech. Wzbogaciłem tamte doświadczenia jako wieloletni dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu. To pozwala mi dziś popierać wprowadzenie sieci.

Potrzebujemy sprawniej działającej służby zdrowia. Do tego rzeczywiście niezbędna jest sieć?

- Potrzebujemy sieci przede wszystkim po to, by nie zostać tak zaskoczonym, jak w II półroczu 2016 roku i w 2017 roku, kiedy doszło do drastycznych redukcji wyceny świadczeń kardiologicznych i ortopedycznych. Teraz oczekujemy na rozwiązania, które takim sytuacjom zapobiegną i pozwolą lepiej pewne kwestie przewidzieć i się dzięki temu na nie przygotować.

Wprowadzenie sieci postulował również były minister zdrowia prof. Zbigniew Religa. Jest pan więc wierny tej idei.

- I pozostanę wierny idei profesora Religi, z którym przez 16 lat bardzo blisko współpracowałem i który jako pierwszy minister zdrowia bardzo mocno opowiadał się za zasadnością wprowadzenia sieci szpitali w Polsce i stosownym zróżnicowaniem zadań i wyceny świadczeń.

- Słuchając rożnych komentarzy na temat sieci, odnoszę wrażenie, że mamy poważny problem opisania tego zjawiska i bardzo różne priorytety i punkty widzenia. W polskiej ochronie zdrowia są nadal eksperci, którzy uważają, że szpitale przyjmujące chorych wyłącznie na zabiegi planowe powinny mieć taki sam poziom finansowania, jak te, które ratują życie pełniąc 24-godzinne dyżury. To oznacza, że dowolność interpretacyjna przekracza europejskie standardy.

Jak bardzo odbiegamy od tych standardów?

- W Polce jest tak, że pacjent wymagający pilnej operacji w nocy, jeździ karetką od Annasza do Kajfasza. Na oddział przyjmą go 2-3 szpitale, a często tylko jeden w dużym mieście. Reszta mówi, że nie ma miejsca. Ten szpital, który pełni ostry dyżur, ponosi dużo większe koszty. A szpital, który przyjmuje tylko zabiegi planowe ma automatycznie mniejsze koszty leczenia, a pretenduje w kontraktach do porównywalnego poziomu. W związku z tym, powinno być rozróżnienie, że szpitale pełniące ostry dyżur mają wyższe kontrakty, a pozostałe szpitale dostają mniejsze nakłady. Tak jest na całym świecie.

Zwykle taki "trudny" pacjent trafia do szpitala akademickiego. A szpitale te są z kolei bardzo zadłużone.

- Zadłużenie polskich szpitali akademickich istnieje od 12 lat. Wynika ono z niedoszacowania wyceny świadczeń w NFZ, ale co ważniejsze - przyjęcia takich samych stawek za wycenę świadczeń względem pozostałych ośrodków. To dotyczy nawet najbardziej skomplikowanych i wymagających długotrwałej hospitalizacji pacjentów. W krajach rozwiniętych jest zupełnie inaczej.

Sieć rozwiąże ten problem?

- Zróżnicowanie wyceny świadczeń w zależności od rodzaju szpitala w sieci i przyporządkowanej temu szpitalowi referencyjności jest światowym standardem, którego potrzebujemy jak powietrza. W tym stanowisku jest zarówno szacunek i uznanie dla wszystkich ośrodków, w tym szpitali będących na różnych poziomach w sieci, jak i konieczność ich zróżnicowania wzorem krajów, które są przed nami.

Szpitale akademickie zostały uwzględnione w sieci w osobnym poziomie. A co z miejscem kardiologii w sieci? Pojawiają się obawy, że i ta dziedzina powinna być wyodrębniona.

- Jako minister zdrowia nadzorowałem w 2015 roku pierwsze w kraju ogólnopolskie mapy kardiologiczne i kardiochirurgiczne u dorosłych i dzieci, których powstanie zawdzięczamy najlepszym w kraju ekspertom pod kierunkiem prof. Grzegorza Opolskiego i prof. Tomasza Zdrojewskiego. Z tych map wynikało, czy i gdzie są jeszcze w naszym kraju obszary do potencjalnego zagospodarowania przez ośrodki kardiologiczne. Okazuje się, że standardy Polski odbiegają od standardów innych krajów UE.

W Polsce jest zbyt dużo takich ośrodków?

- Musimy zdawać sobie sprawę, że nawet w USA - kraju o liberalnej gospodarce rynkowej - powstanie nowego ośrodka, czy nowego oddziału, jest decyzją ekspertów, którzy bardzo starannie analizują zarówno argumenty epidemiologiczne, demograficzne jak i stan zabezpieczenia. Dopiero wtedy wydawana jest decyzja, czy nowy ośrodek może powstać.

W Polsce decyzja, czy dany ośrodek można powołać należy tylko i wyłącznie do przedsiębiorcy, który stwierdza, co mu się akurat opłaca.

- Fakt posiadania środków finansowych nie może być tożsamy z możliwością stworzeniem takiego ośrodka, którego specjalizacja najbardziej się opłaca, zwłaszcza przy jednym płatniku, jak to jest w Polsce. Mam nieodparte wrażenie, że zbyt wielu osobom zrozumienie tego problemu przychodzi zbyt trudno.

A jak pan profesor ocenia mechanizm finansowania sieci szpitali?

- Ryczałt ma sens pod warunkiem, że związany jest zarówno z ilościowym, jak i jakościowym monitorowaniem skuteczności i sprawności działania ośrodka. Nie wolno nam wrócić do siermiężnego systemu budżetowego, w którym jednakowe środki otrzymywali wszyscy - ten, kto się niewiele trudził i ten, kto zmuszony był przyjmować każdego pacjenta.

Ryczałt ma być lekiem na całe zło?

- Ryczałt daje szpitalom większe poczucie stabilności medycznej, organizacyjnej i ekonomicznej - stosownie do miejsca i zadań, jakie zajmują w zabezpieczeniu mieszkańców. To ważne szczególnie dla zadłużonych ośrodków. W momencie zadłużenia cięło się zarobki personelu, po czym personel ten był wychwytywany do innych szpitali. A na tym tracą wszyscy. Poprawiłbym jednak wzrost wyceny punktów w szpitalach akademickich. To rozwiązanie skuteczne chociażby we Francji. Wtedy za większą jakość usług, szpital dostaje większe pieniądze w kolejnym rozliczeniu. Kiedy sytuacja jest odwrotna i szpital nie wykazuje się najwyższą jakością, budżet jest obniżany.

Większa jakość - większy budżet. A skąd środki na takie zarządzanie?

- Wszystkie siły polityczne w Polsce mają już świadomość, że obecny budżet już nie wystarcza. Po trzech latach starań w czerwcu 2015 roku pozyskaliśmy dodatkowo ze środków UE aż 12 miliardów złotych na ochronę zdrowia w Polsce. Nie jest tajemnicą, że te pieniądze, uzupełnione o tzw. kwalifikację wg systemu IOWISZ, stanowią obecnie zasadnicze, żeby nie powiedzie najważniejsze, źródło finansowania zewnętrznego w ochronie zdrowia na lata 2015-2020. Trzeba dodać, że każdy minister zdrowia bardzo się zawsze stara być reformatorem. Nie zawsze jest to łatwe, zdarzają się niepowodzenia. Nawet wielki minister prof. Religa przegrywał czasem na tym stanowisku.

W jakiej sprawie?

- W przypadku prof. Religi, obok wielu udokumentowanych sukcesów były także, chociaż rzadkie, niepowodzenia. Przykładem była nieudana walka o ubezpieczenia samochodowe. Proszę zauważyć, każdego roku wzrasta składka na ubezpieczenie samochodowe. Tylko dwa kraje w Europie, w tym Polska, płacą nie za ubezpieczenie samego kierowcy, a tylko za ubezpieczenie karoserii i silnika. A przecież opieka nad pacjentem po wypadku jest długotrwała i bardzo kosztowna. W Polsce z tej składki ubezpieczeniowej idzie 0 zł na ratownictwo medyczne. Przedziwne i zupełnie niezrozumiale jest to, że ubezpieczyciele krajowi i zagraniczni nie są zainteresowani ochroną kierowcy, mimo iż to właśnie on sam płaci składki tworzące fundusz ubezpieczeniowy. Sam namawiałem prof. Religę, żeby wprowadzić, jako część ubezpieczenia samochodowego, kwotę, która będzie wspierać ratownictwo medyczne. Mówiono:  "nie, bo składka wzrośnie", a ona i tak co roku wzrasta, a nic z tego nie mają szpitale urazowe ani pacjenci.

Co panu przeszkadza w dostępności do leczenia szpitalnego? Czy reforma usprawni koordynację w leczeniu pacjenta?

- Oczywiście takich przykładów i obszarów jest nadal za dużo. Dlaczego nie chcemy korzystać z czegoś, z czego byliśmy dumni? Mianowicie telekonsultacji kardiologicznej i geriatrycznej. Wprowadziliśmy przecież prawne rozwiązania w tym aspekcie. Ten model wsparcia diagnostycznego skraca drogę między lekarzem rodzinnym a specjalistą i przyjęciem do leczenia szpitalnego, jeżeli istnieją takie wskazania. Ponad roczne doświadczenia pilotażowe uzyskały znakomitą ocenę zarówno pacjentów, jak i lekarzy rodzinnych. Te i podobne rozwiązania dobrze już funkcjonują w rozwiniętych krajach, a w Polsce nadal nie wiadomo na co czekamy.

A czy realna jest pana zdaniem likwidacja szpitali lub niektórych oddziałów, które nie wejdą do sieci?

- Szpitale i oddziały funkcjonujące obecnie, w tym znajdujące się w mapie kardiologicznej i kardiochirurgicznej, nadal będą istniały w ramach sieci lub poprzez uzupełnienia konkursowe wg oceny Dyrektora Wojewódzkiego Oddziału NFZ. To ważne i potrzebne. Opieka skoordynowana również będzie pomocna, zarówno dla leczonych, jak i leczących.

Był pan jedynym posłem PO, który wstrzymał się podczas głosowania nad ustawą o sieci. Jak to zostało odebrane w partii?

- Ta decyzja wynikała z mojego wieloletniego doświadczenia w kraju i za granicami Polski. Naturalne więc było, że doceniłem sieć jako rozwiązanie, które wprowadza konieczne zróżnicowanie zadań i poziomu finansowania różnych świadczeniodawców w zależności od stopnia referencyjności.

- W Sejmie i Senacie jest kilkunastu autentycznych ekspertów w ochronie zdrowia, którzy mają prawo do swoich ocen. Taki dialog ekspercki jest niesłychanie potrzebny, bo pozwala na wypracowanie lepszych, bardziej bezpiecznych i skutecznych rozwiązań.

Dlaczego wobec tego nie był to głos za, jeśli jest pan zwolennikiem zmian?

- Zawsze kieruję się sumieniem. Wstrzymanie się od głosu oznaczało, że w kwestii zagospodarowania ryczałtu miałem kilka wątpliwości i że pozostanę otwarty na lepsze rozwiązania.

Więcej na temat sieci szpitali i polskiej służby zdrowia:Ministerstwo Zdrowia szykuje rewolucję Andrzej Sośnierz: Ustawa o sieci szpitali ma same wady Jak wyleczyć polską służbę zdrowia? Kontakt z autorką artykułu możliwy pod adresem: krystyna.opozda@firma.interia.pl 

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na