Gowin: Belka? To korzystne dla marszałka
Kandydatura Marka Belki spełnia kryteria merytoryczne. Poza tym trwa kampania wyborcza i to jest z tego punktu widzenia kandydatura korzystna dla marszałka - mówił w Kontrwywiadzie RMF FM Jarosław Gowin.
Konrad Piasecki: Panie pośle, kto wymyślił tego Belkę?
Jarosław Gowin: - Bronisław Komorowski. To jest rzecz potwierdzona także przez samego premiera Tuska.
Naprawdę? Pan w to wierzy?
- Ja myślę, że to jest kandydatura, która z punktu widzenia marszałka Komorowskiego spełnia zarówno kryteria merytoryczne, jak i... Co tutaj dużo mówić, trwa kampania wyborcza, to jest z tego punktu widzenia kandydatura korzystna dla marszałka.
I uważa pan, że to jest pomysł zarówno na potrzeby kampanii, jak i na potrzebę obsadzenia fotela szefa Narodowego Banku Polskiego?
- Politycy mogą unikać mówienia prawdy, ale byłbym hipokrytą... W trakcie kampanii wyborczej nie podejmuje się decyzji, które byłyby oderwane od kontekstu kampanii.
A pan wierzy w skuteczność tego pomysłu, w to, że PO z SLD wybiorą Marka Belkę?
- Myślę, że to jest bardzo prawdopodobne. Myślę zresztą, że - chociaż kandydatura Marka Belki nie budzi mojego entuzjazmu; ja jestem takim twardym liberałem gospodarczym, a Marek Belka jest, powiedzmy, socjalliberałem - równocześnie jest to dobra kandydatura na te trudne czasy, bo Marek Belka ma bardzo duży autorytet w kręgach międzynarodowych ekonomistów. Jego wybór ustabilizuje wizerunek polskiej gospodarki.
A jaka w całej tej operacji była rola Aleksandra Kwaśniewskiego? Czy on był spiritus movens tego pomysłu, czy tylko gwarantem tego, że SLD go zaakceptuje?
- Nie mam zielonego pojęcia. Nie byłem w Akwizgranie, nie uczestniczę w tego typu rozmowach, ale myślę, że Aleksander Kwaśniewski ma wielką nadzieję na to, że po wyborach prezydenckich Sojusz Lewicy Demokratycznej zmieni swoje przywództwo.
Zmieni przywództwo i obali Grzegorza Napieralskiego?
- Grzegorz Napieralski, chociaż pokoleniowo jest reprezentantem... mógłby być reprezentantem nowej lewicy, to w sensie mentalnym tkwi o wiele głębiej - w czasach PRL-u - niż sam Aleksander Kwaśniewski.
Ale uważa pan, że pomysł Belki ma wielopłaszczyznowe zalety? Czyli wybierzemy prezesa razem z SLD, będzie prezes, to będzie uśmiech do polityków i wyborców lewicy przed drugą turą wyborów, a zarazem pomożemy w ten sposób Kwaśniewskiemu obalić Napieralskiego?
- Ma wielopłaszczyznowe zalety. Dorzuciłbym do tego również to, że mimo ostrej reakcji PSL-u, takiej zgryźliwej, to jednak to jest ekonomista bliższy programowi tej partii niż np. ludzie, których ja bym widział na tym stanowisku prezesa Narodowego Banku Polskiego.
A w tym układzie też jest nadzieja na oficjalne poparcie przed drugą turą wyborów przez Aleksandra Kwaśniewskiego Bronisława Komorowskiego?
- Ja mam wrażenie, że tak naprawdę Aleksander Kwaśniewski nieoficjalnie popiera kandydaturę Bronisława Komorowskiego już dzisiaj. Zresztą wcale się temu nie dziwię, dlatego że Bronisław Komorowski jest bezsprzecznie najlepszym z kandydatów.
A uważa pan, że takie poparcie lewicy, Kwaśniewskiego, SLD - Komorowski powinien ze wstrętem odrzucać, czy brać i dziękować?
- Ja przede wszystkim pamiętam, co było w roku 2005, kiedy Lech Kaczyński reprezentant obozu najbardziej wydawałoby się antykomunistycznego, konserwatywnego, bez żadnego wstrętu sięgnął w drugiej turze po poparcie i to nawet nie SLD, ale Andrzeja Leppera i Samoobrony.
Czyli dzisiaj poparcie SLD nie plami honoru?
- Od momentu, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość złamało podział na obóz solidarnościowy i obóz postkomunistyczny wchodząc w koalicję z Samoobroną, tamte linie podziału się zdezaktualizowały.
A patrząc na ten scenariusz związany z wyborem Belki ma pan poczucie, że właśnie zmienia się panu koalicjant, albo on się zmieni tuż po wyborach prezydenckich?
- Nie, zdecydowanie nie. Ja uważam, że po pierwsze ta koalicja przetrwa do końca kadencji. Po drugie bardzo bym chciał, żeby PSL było takim strategicznym partnerem Platformy Obywatelskiej, trochę na podobieństwo koalicji CDU/CSU w Niemczech.
Mam wrażenie, że te marzenia odchodzą w przeszłość, jak słyszę polityków PSL-u, którzy mówią, że życie niekoniecznie trzeba spędzać w związku, można bez związku. Pachnie to jednak odpływaniem koalicjanta w niebyt, przynajmniej koalicyjny.
- Oni są w trakcie kampanii i to podwójnej kampanii wyborczej, bo de facto wszyscy przygotowujemy się do kampanii samorządowej, która z punktu widzenia PSL-u jest najważniejsza. W trakcie kampanii mówi się różne rzeczy, o których często się potem zapomina po wyborach.
Ale, po co jeszcze rozwścieczać, czy dolewać oliwy do ognia, tego koalicyjnego ognia, Belką, który jest zgłaszany nagle, bez informowania ludowców?
- Prostej odpowiedzi tutaj nie ma, bo z jednej strony przedstawiliśmy koalicjantom dwie inne kandydatury, odrzucone przez nich...
Powie pan czyje?
- Nie, bo byłoby to nie fair w stosunku do tych osób. Ale z drugiej strony chcę też powiedzieć, że w mojej ocenie więcej spraw powinno być uzgadnianych z koalicjantem. I uważam, że ta koalicja powinna się w najbliższych miesiącach trochę lepiej "podocierać".
A nie wierzy pan w te plotki o tym, że inna koalicja zaczyna się właśnie docierać: koalicja PiS-PSL-SLD?
- Nie, to byłaby kompletnie egzotyczna i niezrozumiała dla Polaków koalicja. Zakończyłoby się to wszystko miażdżącą klęską wszystkich tych partii w nadchodzących wyborach parlamentarnych.
Czyli jak rozumiem pańska ocena sytuacji jest taka, że ludowcy trochę poszumią przed wyborami, potem wszystko się ułoży. Wygrana Komorowskiego zagwarantuje spokój w koalicji?
- Ale z drugiej strony to nie jest, że większościowy koalicjant, jakim jest moja partia, może traktować mniejszościowego koalicjanta w sposób lekceważący. Ja wolałbym, tak jak powiedziałem, żebyśmy więcej spraw z kolegami z PSL-u uzgadniali.
Komorowski wygra? Nie drży pan widząc i słysząc własnego kandydata?
- Tak jak powiedziałem. Uważam go za bezsprzecznie najlepszego kandydata. Myślę, że spokojnie dowieziemy ten wynik około 50 procent do 20 czerwca. Pytanie tylko, czy Bronisław Komorowski przekroczy magiczną granicę 50 procent, czy też to się nie powiedzie.
A skąd tyle gaf? Skąd tyle niezręczności? Skąd tyle wpadek kandydata?
- Ja myślę, że on pełni podwójną rolę. Każda z tych ról jest szalenie trudna i absorbująca. Na pewno jest przemęczony jeszcze w dodatku kampanią wyborczą. Poza tym, myślę, że jak pan to nazwał "wpadki", to są drobne lapsusy, które się każdemu mogą przydarzyć.