Testowałem szwajcarską kolej. Nagle poczułem się jak w Polsce
Przez najdłuższy tunel świata pociągi pędzą z 230 km/h na liczniku. Szwajcarska kolej zaskoczyła mnie także wnętrzem wagonów oraz organizacją ruchu. Pierwszą klasą jeździ się po królewsku, w fotelu przypominającym tron, lecz podróżujący w niższym standardzie też nie mogą narzekać. Sprawdziłem również, jakie specjały podają w tamtejszym Warsie i czy pociągi faktycznie kursują punktualnie jak w szwajcarskim zegarku.
Wsiadając do pociągu z biletem na pierwszą klasę liczymy, że będziemy ugoszczeni najlepiej, jak się da. O tym, że w Polsce niekoniecznie tak będzie, pisałem w tym artykule. Zawieść można się zwłaszcza, gdy system wylosuje nam miejsce w sześcioosobowym przedziale i wagonie bez odnowionych toalet.
Bądźmy jednak optymistami i i przypomnijmy sobie o słowach ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka sprzed pięciu lat: "Po uruchomieniu nowoczesnych systemów zarządzania i sterowania ruchem będziemy mieli kolej być może zorganizowaną najlepiej w Europie". Skąd jednak brać przykład? Może ze Szwajcarii, gdzie kolej uchodzi za wzór dla całego świata.
Koleją przez Szwajcarię w pierwszej klasie. Fotel na podwyższeniu i bez tłoku
Na wakacjach sprawdziłem, jak podróżuje się po kraju Helwetów. Pierwsza klasa w szwajcarskich pociągach, do których wsiadłem, wyglądała naprawdę komfortowo. Zarówno w składach regionalnych, jak i tamtejszych Intercity, część foteli była na podwyższeniu, zwrócona względem siebie i ulokowana pojedynczo po obu stronach wagonu.
Każdy miał do dyspozycji półkę z miejscem na napój, a pod nią schowek, gdzie zmieścił się plecak czy podręczna torba. Pozostałe miejsca aż tak królewskich warunków nie zapewniały, nadal była to jednak luksusowa podróż. Miałem sporo miejsca na nogi, a gdyby ktoś usiadł obok, nie przeszkadzalibyśmy sobie wzajemnie. Jedyne, co mogłoby być wspólne, to półeczka przy oknie.
Zaglądałem też do drugiej klasy, gdzie fotele usytuowane są nieco ciaśniej, lecz ścisku i tak nie było. Korytarze w wagonach zaprojektowano tak, by dwie osoby mijały się bez większego trudu. Pociągi nie były przepełnione, chociaż niemal za każdym razem jechałem w godzinach szczytu.
Tunel długi na 57 kilometrów. I nie zrywa zasięgu
W drodze z Arth-Goldau do Lugano zszokować może prędkość pociągu - nawet 230 km/h, czyli o 30 km/h więcej niż pułap dla Pendolino w Polsce. Składy szwajcarskich kolei osiągają ją, mknąc przez najdłuższy na świecie, 57-kilometrowy tunel bazowy Świętego Gotarda. Wydrążono go w latach 1996-2016 pod przełęczą o tej samej nazwie i alpejskimi szczytami, a inwestycja pochłonęła 11 mld euro.
Zarówno pod ziemią, jak i na powierzchni miałem zasięg i telefoniczny, i internetu. Tymczasem podróżujący na trasie Kraków-Warszawa wiedzą, że gdy pociąg mija stację Tunel w Uniejowie-Rędzinach i wjeżdża w ciemność, stracą dostęp do sieci co najmniej na parę minut. Zdarza się to również podczas jazdy przez mniej zurbanizowane tereny Polski.
W składzie, którym jechałem z Zurychu do Arth-Goldau, nie było wagonu gastronomicznego, lecz maszyna z przekąskami, wodą i alkoholem. Na pokładach szwajcarskich pociągów napoje z procentami można pić, gdzie się chce, także siedząc na swoim miejscu.
Automat wyda piwo lub wino po tym, jak zweryfikujemy wiek szwajcarskim dowodem osobistym. Trzeba go przeciągnąć przez elektroniczny zamek - tak, jakbyśmy chcieli dostać się w weekend do bankomatu w nieczynnym banku. Przyjezdni z zagranicy mają trudniej, bo muszą okazać dokument komuś z drużyny konduktorskiej i wtedy ta osoba odblokowuje opcję kupienia alkoholu.
Wars w Szwajcarii. Co zjemy w wagonie gastronomicznym?
Do wagonu restauracyjnego zajrzałem w drodze z miasta Zug (po niemiecku: pociąg) do Zurychu. Było sporo miejsc do siedzenia, na co niekoniecznie możemy liczyć w naszych Pendolino i innych, nowszych składach PKP Intercity. Co Szwajcarzy mają w kolejowej ofercie gastronomicznej? Wśród przekąsek "Odrobina Orient Expressu", czyli sałatka bulgur z żurawiną i miętą (cena 14,50 franków) i "Przyjemność z Ticino", pod którą kryją się różne rodzaje wędlin (22,80).
W menu ujęto też "Die Extra-Wurst" - kiełbaski wieprzowe z chlebem i musztardą (13,90). Na większy głód szwajcarski odpowiednik Warsu proponuje m.in. wegańskiego tatara warzywnego (18,50) i mozzarellę z suszonymi pomidorami (16,80), a gdy ktoś chce naprawdę dobrze pojeść, może zamówić np. pierś z kurczaka w sosie cytrynowym z trójkolorowym makaronem (23,50).
Do wyboru miałem również mieloną wołowinę z makaronem, smażoną cebulą, sosem jabłkowym i serem Sbrinz (21,50), ale zdecydowałem się na bolognese, które podano z niecodziennym dodatkiem - musem jabłkowym. Za takie danie zapłaciłem około 20 franków.
Takt kursowania i więcej piętrowych wagonów niż w Polsce
Turystów w Szwajcarii zaskakuje tylko jedzenie, ale i wygląd gniazdek z prądem. W hotelach nierzadko napotkamy na trójbolcowe kontakty, więc bez adaptera niczego nie naładujemy. Kolejarze wzięli jednak pod uwagę, że ktoś mógł o tym nie wiedzieć lub zapomnieć przejściówki - w pociągach, którymi jechałem, były gniazdka podobne do tych z naszego kraju.
Jako miłośnika transportu zbiorowego zachwyciła mnie szwajcarska organizacja ruchu pociągów. Na wielu trasach istnieje tam rzadko spotykany w Polsce takt, czyli równe odstępy w odjazdach pociągów w tym samym kierunku. Przykładowo w Arth-Goldau popołudniowe połączenia do Lugano zaplanowano na 14:49, 15:49, 16:18, 16:49 i 17:49 - dokładnie co 60 minut, z bonusowym kursem o 16:18 wstrzelonym niemalże równo między dwa inne.
Znacznie więcej niż w Polsce dostrzec można wagonów piętrowych. Nad Wisłą użytkują je tylko Koleje Mazowieckie i Polregio, do zakupu przymierza się PKP Intercity, a jadąc przez Szwajcarię widziałem takie co kilkanaście-kilkadziesiąt minut.
Samemu zresztą przejechałem się "na piętrze" z lotniska do dworca głównego w Zurychu. Za nastawnikiem lokomotywy siedziała kobieta, co u nas zdarza się również nieczęsto.
Poczułem się jak w Polsce. Nagle stanęliśmy i nikt nie powiedział, co się dzieje
W szwajcarskiej beczce kolejowego miodu znalazła się jednak łyżka dziegciu. I było zdarzenie, które polscy pasażerowie wpisaliby na listę najbardziej irytujących. Czekała mnie przesiadka z pociągu regio na dalekobieżny, na którą miałem pięć minut. Gdy już byliśmy prawie przy stacji, skład się zatrzymał i... cisza. Zero komunikatu, wokół żadnej osoby z obsługi, a przy drzwiach inni podróżni, którzy zamierzają się przesiąść.
Ostatecznie pojazd ruszył, ale nie byliśmy pewni, czy drugi pociąg zaczeka. Gdy drzwi na stacji się otworzyły, wraz z kilkunastoma osobami wybiegłem na peron, bo istniał cień szansy, że zdołamy wsiąść do drugiego składu, chociaż już byliśmy spóźnieni. Szczęśliwie się udało, lecz nie było żadnej informacji, czy kolej wprowadziła skomunikowanie.
Pociągami podróżowałem, mając wykupioną Swiss Travel Pass. To oferta dla turystów pozwalająca zapłacić raz i bez limitów jeździć tamtejszą koleją i autobusami, a także pływać pasażerskimi statkami. Obejmuje też m.in. bezpłatne korzystanie z komunikacji miejskiej w prawie 100 lokalizacjach, jak i darmowy wstęp do kilkuset muzeów.
Wiktor Kazanecki
Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl