Których języków używa się w Szwajcarii? Na myśl przychodzi niemiecki i francuski, może ktoś przypomniałby sobie ze szkoły o retoromańskim. To niepełna odpowiedź, bo używa się tam również włoskiego. Centrum włoskiej kultury w państwie Helwetów jest położony najdalej na południe kanton Ticino. Mianem jego stolicy szczyci się mająca 40 tysięcy mieszkańców Bellinzona, lecz ludniejsze jest nieodległe Lugano. To drugie miasto odnajdziemy w specyficznym miejscu na mapie, gdzie terytorium Szwajcarii jakby wcina się w ziemie należące do Włoch. Blisko zresztą z niego do najważniejszego ośrodka włoskiej Lombardii, czyli Mediolanu - wystarczy niespełna półtoragodzinna podróż autem lub transportem zbiorowym. Niby Włochy, ale to jednak Szwajcaria. W restauracji podali carbonarę Jakby ktoś zasnął w pociągu, nagle ocucił się w Lugano i tam wysiadł, mógłby uwierzyć, że już znalazł się w kraju pizzy i makaronów. Lombardzkie wpływy są tam znaczące, dlatego włoskie słowa, spacerując przez to 62-tysięczne miasto, słyszałem co chwila. Tabliczki z nazwami ulic, strzałki wskazujące którędy dokądś dojść, a także szyldy sklepów i lokali usługowych, również mają włoskie napisy. Zwiedzanie Lugano przyjemnie rozpocząć, będąc najedzonym, więc poszedłem do restauracji. Głodnych klientów witały stary model fiata przerobiony na minibar, a także sznury ze szwajcarskimi flagami - chociaż zapachy dobiegające z kuchni wskazywałyby, że zamiast czerwonego tła i białego krzyża powinny być na nich pasy zielony, biały i czerwony. - Prego! - powiedział kelner, podając menu. Wybrałem carbonarę i coś do picia, za co zapłaciłem 20 franków, czyli około 100 złotych. To normalne ceny w Szwajcarii, więc dla spokoju duszy nie za każdym razem przeliczałem rachunki na naszą walutę. Skoro mówimy o pieniądzach to podkreślmy, że Lugano jest jednym z najistotniejszych centrów finansowych Szwajcarii. Na pierwszy rzut oka widać, że miasto jest bogate. Ulice i chodniki są w niemal nienagannym stanie, do czystości trotuarów trudno się przyczepić, stare budynki nie straszą, lecz prezentują piękno lombardzkiej architektury, a typowo miejska tkanka dobrze współgra z terenami oddanymi naturze. Miejska fiesta z okazji 1 sierpnia. Ulice pełne świętujących Będąc tam, grzech nie przejść się promenadą wytyczoną wzdłuż brzegu jeziora Lago di Lugano. Miałem szczęście, bo trafiłem tam 1 sierpnia, gdy Szwajcarzy obchodzą Święto Narodowe. Upamiętnia ono założenie konfederacji leżącej u podstaw ich państwowości. Pakt zawarli przedstawiciele trzech kantonów na łące Rütli, dokąd - co opisałem tutaj - łatwo dotrzeć statkiem. Niewielka przystań znajduje się również przy deptaku w Lugano. Odpływają z niej turystyczne jednostki, a chętnych na takie rejsy nie brakuje - na przypłynięcie statków czekały dziesiątki osób. ZOBACZ: Jedna z największych atrakcji Szwajcarii. Wsiadłem do niezwykłego pociągu Przyjezdnych i mieszkańców pełno było również na ulicach Lugano. 1 sierpnia bawili się w specjalnie rozstawionych piwnych ogródkach, inni zajmowali nadbrzeżne ławki lub ścielili koc na zieleńcu i wpatrywali się w taflę jeziora. Podczas miejskiej imprezy lampka wina kosztowała cztery lub pięć franków. Można było delektować się nim, gdziekolwiek się chciało. W Szwajcarii nie ma przepisów zabraniających picia alkoholu w miejscach publicznych, podobnie jak np. kąpieli w dowolnym jeziorze, także w parku narodowym. Zakazane jest to natomiast w fontannach, jak w tej nieopodal Lago di Lugano. Szwajcarzy umieją w fajerwerki Im bliżej nocy, tym panowała bardziej klimatyczna atmosfera. Wieczorem promenadą przeszła uroczysta parada z udziałem m.in. reprezentacyjnych grup mundurowych, muzyków przygrywających na bębnach i dętych instrumentach oraz kibiców i przedstawicieli lokalnych klubów sportowych. W oklaskującym ich tłumie nie byłem jedynym Polakiem. Przypadkowo stanąłem koło rodziny z naszego kraju i nie był to jedyny przypadek, gdy wśród włoskiego gwaru usłyszałem polskie słowa. Lago di Lugano jest otoczone nie tylko przez miasto - są również zadrzewione, alpejskie szczyty, między którymi rozlewa się akwen. Landszaft w Lugano jest piękny, gdy świeci słońce, ale widok osad wybudowanych na zboczach gór urzekł mnie najbardziej po zapadnięciu zmroku. Dobiegające stamtąd światła opasały okryte ciemnością wzniesienia i nieco kontrastowały z rozświetlonymi zabytkami wzdłuż promenady. "Alpy, tu się oddycha!" - pomyślałem niczym Kramer w filmie "Vabank II, czyli riposta". Zafascynowanych krajobrazem było wielu i po 21:00 brakowało już chociaż skrawka wolnego miejsca nad brzegiem. Tłum jeszcze bardziej się zagęścił, gdy nastał czas na gwóźdź świątecznego programu, czyli trwający godzinę pokaz fajerwerków. Rozbłyski na nocnym niebie miały tak finezyjne kształty i wyraziste, różnorodne kolory, że trudno było chociaż na chwilę odciągnąć wzrok od widowiska. Zastanawiałem się podczas świet(l)nego spektaklu, co stałoby się, gdyby ktoś zorganizował podobny w którymś z polskich miast? Trwa u nas przecież debata, czy powinniśmy strzelać fajerwerkami, przykładowo z okazji Nowego Roku, bo zwierzęta boją się wystrzałów. W trakcie szwajcarskiego pokazu huki były bardzo donośne, ale organizatorzy raczej nie brali pod uwagę kwestii dobrostanu psów czy ptaków. Natomiast setki widzów, będących pod wrażeniem, odpowiadały gromkimi oklaskami. Koncert piosenek Abby w wykonaniu orkiestry i pozłacany Sknerus McKwacz Po fajerwerkach kolejny show, tym razem muzyczny. Pod gołym niebem rozpoczęto symfoniczny koncert piosenek zespołu ABBA. W Szwajcarii muzycy nie mogliby chyba grać nigdzie indziej niż przed siedzibą banku. Padło na budynek Credit Suisse, gdzie orkiestra z dyrygentem przypomniała odpowiednio zinterpretowane hity szwedzkiej grupy, w tym "Mamma mia" oraz "Gimme, Gimme, Gimme". Wśród wiekowych zabudowań Lugano pełno wąskich uliczek przemykających się między oficynami i narożnikami kamienic. Gdy jest późno, na pokrytych kocimi łbami dróżkach panuje półmrok, ale na szczęście natknąłem się tam wyłącznie na zakochane pary, a nie złodziei. Tam również znajdziemy wystawy jubilerów i domów aukcyjnych. Na jednej z nich wisiała nieoczywista ozdoba - pozłacany portret Sknerusa McKwacza, wujka Kaczora Donalda, który w disneyowskim uniwersum jest najbogatszy na świecie. Miejska kolejka z tunelem i panoramiczny ekspres wśród Alp Tuż obok okien, w gęsto zabudowanej okolicy Lugano, od świtu do nocy kursuje też naziemna kolejka linowa, łącząca centrum miasta z położonym na wzgórzu dworcem kolejowym. Jej trasa liczy zaledwie 200 metrów, więc przystanki są tylko dwa, ale w ciągu krótkiego przejazdu pokonujemy i mijankę, i tunel. W tych mikropociągach nie ma maszynisty - pieczę nad bezpieczeństwem ruchu trzyma pracownik przy dolnej stacji. To niejedyna kolejowa atrakcja tego włoskojęzycznego miasta. Stamtąd ruszyłem w podróż Panoramicznym Ekspresem Gotarda - wyjątkowym pociągiem z wagonami o przeszklonych ścianach, z których podziwiałem Alpy, wijące się między górami strumienie i położone w dolinach szwajcarskie miasteczka. Podróż z Lugano nad Jezioro Czterech Kantonów również opisałem w Interii. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl