Prokurator Mateusz Wolny odczytał akt oskarżenia. Zdaniem śledczych, Andrzej K. wywołał eksplozję materiałów łatwopalnych, która zagrażała zdrowiu i życiu mieszkańców kamienicy. Oskarżony pozostawił kanister koło piecyka z otwartym paleniskiem. Po wybuchu powstał pożar, który objął kamienicę, a kilkanaście osób straciło swój dobytek. K. przed prokuratorem zeznał, że niczego nie pamięta. We wtorek przyznał się jednak do winy. "Przyznaję się. Żałuję tego. (...) Byłem nawalony. Nie wiedziałem, co robię. Cały czas tego żałuję. Nawet spać nie mogę. Dzięki Bogu, sąsiadom nic się nie stało" - mówił w sądzie. Andrzej K. wystąpił z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze. Zaproponował dla siebie cztery lata więzienia. Sprzeciwili się temu prokuratura i poszkodowani. Prokurator Wolny argumentował, że oskarżony w 2001 r. został już raz skazany na cztery lata za podpalenie. "Nawet jego linia obrony była wówczas identyczna. Tłumaczył się niepamięcią i byciem pod wpływem alkoholu" - dodał śledczy. Sędzia Edyta Mazur nie uwzględniła wniosku Andrzeja K. Prokurator w rozmowie z dziennikarzami zaznaczył, że strona oskarżycielska będzie domagała się w procesie kary wieloletniego więzienia. Podczas pierwszej rozprawy zeznawało kilku świadków. W większości byli to sąsiedzi Andrzeja K. Przyznali, że gdy nie pił, wydawał się być dość spokojnym człowiekiem. Jako sąsiad był jednak uciążliwy - w ogródku składował złom, słuchał głośno radia, awanturował się z konkubiną. Alkohol wywoływał w nim agresję. Pod jego wpływem wielokrotnie odgrażał się, że spali dom. Świadkowie przyznali jednak, że nie traktowali tych gróźb zbyt poważnie. Ostatecznie Andrzej K. swoją groźbę zrealizował. "Przez niego straciliśmy cały dorobek życia. Dzięki Bogu żyjemy" - mówiła jedna z byłych sąsiadek. We wtorek przed sąd nie dotarło troje świadków, w tym konkubina oskarżonego oraz jego syn. Zostaną doprowadzeni na kolejną rozprawę - 23 grudnia. Pożar wybuchł w kwietniu tego roku w komunalnej kamienicy parterowej z użytkowym poddaszem. Bez dachu nad głową zostało 15 osób, w tym rodziny z dziećmi. Mieszkańcy stracili cały dobytek. Pierwszą noc spędzili u rodzin, a później miasto zaoferowało im inne lokale. Otrzymali też pomoc finansową od samorządu. Budynek po wybuchu i pożarze nie nadawał się do użytku. Został zburzony. Magistrat zamierza obciążyć Andrzeja K. kosztami zniszczenia domu i prac rozbiórkowych. Odszkodowań dochodzili będą również sąsiedzi. Mężczyzna został zatrzymany następnego dnia po pożarze. Był pijany; miał we krwi niemal dwa promile alkoholu. Gdy wytrzeźwiał, stanął przed prokuratorem. Usłyszał zarzut spowodowania - poprzez wywołanie eksplozji - katastrofy zagrażającej życiu wielu osób. Został aresztowany.