Konwencja PiS w Katowicach. "Tusk" i "referendum" na ustach polityków PiS
- Proszę was o jedno: wyłączcie na jeden dzień telewizję i internet. Rozejrzyjcie się i zobaczcie, ile udało się zrobić. I podejmijcie decyzję. A potem wykonajcie cztery-pięć telefonów, wyślijcie kilkanaście sms-ów, rozdajcie pięć ulotek. Od waszej aktywności może zależeć przyszłość Polski - przekonywał Mateusz Morawiecki na konwencji mobilizacyjnej PiS w Katowicach. Równolegle ulicami Warszawy szedł tzw. Marsz Miliona Serc Koalicji Obywatelskiej. Komu lepiej uda się zmobilizować wyborców? - Na konwencji są politycy, na marsz przyszli ludzie. Konwencja ma przede wszystkim podkreślić obietnice programowe. Ma pokazać siłę partii, program partii, zachęcić do głosowania. Bardziej mobilizują jednak marsze - mówi Interii politolog prof. Szymon Ossowski.
- Przed Polską walka o zwycięstwo. Przed nami 12 nieprzespanych nocy, co najmniej dwa tygodnie wytężonej pracy. Damy radę, musimy dać radę, bo przed Polską wybory parlamentarne. Polacy odpowiedzą na pytanie nie tylko jaka i czyja będzie Polska, ale na pytanie najważniejsze: czy będzie Polska - mówił w Katowicach szef rządu Mateusz Morawiecki.
- 15 października przed państwem będą leżeć dwie wizje. Polska wizja Jarosława Kaczyńskiego i niemiecka wizja Donalda Tuska - dodawał.
W gruncie rzeczy niedzielna konwencja Prawa i Sprawiedliwości sprowadzała się do tego, by zestawić potencjalnym wyborcom tej partii dwie ewentualne drogi po wyborach. Pierwsza, którą od ośmiu lat wytycza Prawo i Sprawiedliwość i druga, którą osiem wcześniejszych lat szła Platforma Obywatelska. Co oczywiste, obóz rządzący nie ma wątpliwości, że to ostatni czas jest najlepszy w historii Polski i trzeba go kontynuować.
Niedzielna konwencja miała nieoczywistych bohaterów. Na scenie kolejno pojawiali się: Dominik Tarczyński, Elżbieta Witek, Paweł Wdówik, Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński.
Wybory 2023. Deska na scenie w katowickim Spodku
Pierwszy polityk jest europosłem, który wniósł na scenę... deskę. To odniesienie do wcześniej wyświetlonego spotu PiS, w którym przypomniano archiwalne słowa Bronisława Komorowskiego o "waleniu przeciwnika dechą". Tarczyński przekonywał, że prawdziwe zamiary PO to skłócenie społeczeństwa i sprawienie, by do Polski sprowadzeni zostali migranci. Mówił też, odnosząc się do czterech pytań referendalnych, że Tusk znów podniesie wiek emerytalny, wyprzeda polski majątek i zlikwiduje barierę na granicy polsko-białoruskiej.
Kolejnym mówcą była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, która skupiła się na wątkach dotyczących rodziny, macierzyństwa, społecznego wyrównywania szans. Podobnie jak wszyscy inni przemawiający, prosiła o zestawienie ośmiu lat rządów PiS z ośmioma latami rządów PO-PSL. - To kolosalna różnica - przekonywała.
Odnosiła się też do politycznego wykorzystywania dzieci w kampanii wyborczej. - To systemowe zło, a najgorsze jest to, że wciąga się w to wszystko dzieci. Pytam, dlaczego tak krzywdzicie własne dzieci? Mówię to do rodziców, którzy zabierają swoje dzieci na te okropne manifestacje - otrzymacie od nich rachunek. Na szacunek nie możecie liczyć - przestrzegała Witek.
Kontrowersja na konwencji PiS. Nieocenzurowany spot
Tyle tylko, że niedzielna konwencja PiS rozpoczęła się od odśpiewaniu hymnu przez kilkuletnie dzieci. Następnym punktem programu było zaprezentowanie nowego spotu PiS. Nowy film partii rządzącej przytacza słowa polityków i sympatyków PO. W zdecydowanej większości naszpikowany jest wulgaryzmami, które nie zostały ocenzurowane, a siłą rzeczy słyszały je dzieci, które chwilę wcześniej odśpiewały hymn.
Po marszałek Witek na scenę w katowickim Spodku wyszedł pełnomocnik rządu ds. osób z niepełnosprawnościami Paweł Wdówik. Towarzyszył mu pies przewodnik, a sam minister wyliczał, jak duże środki obecny rząd przeznaczył na potrzeby osób z niepełnosprawnościami.
- PO rozpoczęła Tuskiem, a PiS nie rozpoczął Kaczyńskim. Na konwencji PiS mieliśmy stopniowanie, Kaczyński wystąpił na końcu. Ciekawie wyglądał zabieg z przyniesioną deską Tarczyńskiego. Marszałek Witek mówiła o zabezpieczeniu socjalnym. Minister Wdówik zwracał uwagę na niepełnosprawnych. Odpowiadał na zarzuty, które w stronę PiS się pojawiały, że partia ta dba o większość, a niedużą wagę przywiązuje do mniejszości - komentuje dla Interii prof. Szymon Ossowski, politolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Czwartym mówcą był Mateusz Morawiecki, którego przywitały głośne okrzyki "Mateusz! Mateusz!". Szef rządu przyniósł ze sobą... "teczkę Tuska", w której - jak mówił - znalazły się informacje, które są "wyrzutem sumienia PO". Morawiecki skupił się na ostrej krytyce byłego premiera i wypominał mu jego dobre kontakty w Niemczech i Unii Europejskiej.
Wybory 2023. Morawiecki przestrzegł Zełenskiego przed współpracą z Niemcami
Co ciekawe, poza skupieniem się na programie PiS i kwestiami referendalnymi, szef rządu zrobił mały wyjątek. Tłumaczył, że PiS poradzi sobie z "ukraińskimi oligarchami" zbożowymi. Zwrócił się też do Wołodymyra Zełenskiego, którego przestrzegł przed współpracą z Niemcami.
- Oni zawsze będą z ruskimi - mówił Morawiecki. Przypomniał też, że to Polacy przyjęli setki tysięcy ukraińskich uchodźców "w momencie, kiedy Niemcy oferowali pięć tysięcy hełmów". - Warto, żeby pan o tym pamiętał, prezydencie Zełenski - przestrzegał Morawiecki.
Poza tym małym wyjątkiem szef rządu skupił się na ataku na Tuska i polityków PO. Gdy powtarzał, że "Tusk to niebezpieczny człowiek", sala zaczęła skandować "Do Berlina! Do Berlina!". Morawiecki mówił pod nosem: - Do Berlina, tak. I auf wiedersehen, tak jest.
Wybory 2023. Morawiecki apeluje do wyborców PiS
W finale swojego wystąpienia używał słów stricte mobilizacyjnych. - Chcę poprosić o jedno. Żebyście wyłączyli na jeden dzień internet, telewizor, nie czytajcie tych różnych artykułów, nawet tych publicystów-symetrystów. Zróbcie coś innego. Rozejrzyjcie się dookoła. Zobaczcie co się zmieniło i na tej podstawie podejmijcie decyzję - apelował szef rządu.
- Nasze zwycięstwo 15 października zależy od tego czy się zmobilizujemy. Czy się obudzimy, czy naród się obudzi. Nie dajmy się zwieść syrenim dźwiękom płynącym z Berlina czy Brukseli. Proszę was o jedno: wykonajcie cztery-pięć telefonów, wyślijcie kilkanaście sms-ów, rozdajcie pięć ulotek. Od waszej aktywności może zależeć przyszłość Polski - przekonywał.
Kluczowe jednak było wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego, lidera Zjednoczonej Prawicy. - Chodzi o to, żeby do Polski nie wrócił system Tuska. Bo ma on wokół siebie - jak powiedział premier - samych gamoni, ale sam tak do końca gamoniem nie jest, i wie co robi - mówił Kaczyński. Przekonywał, że Polska pod rządami Tuska miała być uzależniona od Niemiec i Rosji. Prezes PiS w tym kontekście skupił się na wątkach dotyczących bezpieczeństwa.
"Zaczadzenie ideologią neoliberalną" to zdaniem Kaczyńskiego druga przyczyna, która charakteryzuje polityczną drogę Donalda Tuska. - Sam mówił, że być może ludzie będą umierali z głodu, ale system liberalny musi być wprowadzony - zaznaczał Kaczyński. Mówił w tym wątku o prywatyzacji, a wszystkie jego sformułowania w gruncie rzeczy również krążyły wokół czterech pytań referendalnych. Przypomnijmy, że referendum odbędzie się 15 października, tego samego dnia co wybory. PiS namawia, by zagłosować 4xNIE, opozycja natomiast zachęca, by zbojkotować referendum ze względu na jego tendencyjny charakter.
Ekspert: Bardziej mobilizuje marsz niż konwencja
Tymczasem katowicka konwencja PiS miała miejsce równolegle do tzw. Marszu Miliona Serc zorganizowanego przez Koalicję Obywatelską. Imprezę w Spodku prowadzili posłowie Anna Pieczarka i Rafał Bochenek. Oboje powtarzali, że "jesteśmy na największej konwencji w katowickim Spodku. Jest nas kilkadziesiąt tysięcy". Czy będzie miała, upragnioną dla PiS, funkcję mobilizacyjną?
- Na pewno bardziej mobilizuje marsz setek tysięcy niż konwencja kilkunastu tysięcy. Na konwencji są politycy, na marsz przyszli ludzie. Konwencja ma przede wszystkim podkreślić obietnice programowe. Ma pokazać siłę partii, program partii, zachęcić do głosowania. Bardziej mobilizują jednak marsze. Przy okazji marszu PO przypomniałem sobie marsze smoleńskie. Dziś o nich nie pamiętamy, ale kiedyś PiS w ten sposób mobilizował swoich wyborców. To przyniosło efekt - przypomina prof. Ossowski.
- Widać duży profesjonalizm i przygotowanie tej konwencji. Rozpoczęto ostrym atakiem na PO. Widać, że PiS, który w 2015 roku mocno postawił na kampanię negatywną, kontynuuje tę drogę. To sprawdzona metoda. Widać, po co było referendum. Te cztery hasła kojarzą mi się z 2015 rokiem, kiedy PiS wygrał właśnie czterema hasłami. Wtedy to były sześciolatki, gimnazja, 500 plus i wiek emerytalny. PiS znów formułuje cztery hasła, na kanwie referendum, które spójnie układają się w całość komunikacji - konkluduje prof. Ossowski.
Łukasz Szpyrka
--------
Czytaj także:
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!