Sytuacja w obwodzie kurskim dobrze ilustruje podstawowy problem w zakresie prognozowania przebiegu wojny: fakt, iż pewnych rzeczy nie da się przewidzieć. Jako obserwatorzy mamy bowiem dostęp do ograniczonej ilości informacji. Stąd też wariantowy charakter i umowność rozważań podjętych w tekście, w którym staram się odpowiedzieć na pytanie: Przełom, stabilizacja, załamanie? Co przyniesie jesień na rosyjsko-ukraińskim froncie? Z konieczności pozwolę sobie na skrótowość, a dla zachowania porządku wywodu podzielę scenariusze na trzy kategorie. Punktem odniesienia będzie dla mnie sytuacja Ukraińców i ich armii - zacznę od wariantu optymistycznego, by przejść do umiarkowanego, a na końcu pesymistycznego. Atak Ukrainy na sterydach? Pierwszy scenariusz na jesień Ukraińcy weszli w obwód kurski jak w masło, Kreml nie jest w stanie podjąć działań, które pozwoliłyby na natychmiastowe wyparcie przeciwnika. Rosja szykuje się do długotrwałej wojny na własnym terytorium, mobilizując znaczne siły, których zabraknie jej gdzie indziej. Operacja kurska ujawniła fasadowość rosyjskiej państwowości w przygranicznych rejonach kraju. Administracja uciekła, mieszkańcy nie podjęli żadnych prób obywatelskiego oporu. Jak to ujął jeden z mieszkańców Sudży: "Wszyscy mieli gdzieś, czy będzie tu Rosja czy nie". Widzieliśmy już tę bierność Rosjan - cywilów i służb - podczas puczu Prigożyna. Rosjanie deklaratywnie wspierają politykę państwa, ani myślą jednak nadstawiać za nią głowy. Dość wspomnieć, że zaciąg do wojska odbywa się niemal w całości w oparciu o zachęty finansowe (spore jak na rosyjskie warunki pieniądze) - a dzieje się to po długotrwałej kampanii propagandowej, w której Kreml przyrównuje "spec-operację" do wielkiej wojny ojczyźnianej. Z ideologiczną pustką mierzył się już ZSRR, Putin pragnął tę pustkę wypełnić nacjonalistyczno-religijno-imperialnym żarem. Jak widać z mizernym efektem. A teraz wyobraźmy sobie "operację kurską na sterydach". Prowadzoną większymi siłami, na rozleglejszym obszarze, bez ograniczeń jeśli idzie o wykorzystanie dostarczonego Ukraińcom sprzętu. Dla gnijącego państwa rosyjskiego, z jego biernym społeczeństwem, zapewne byłby to nokautujący cios, skutkujący kaskadowym zawaleniem się putinowskiego reżimu. Czy to możliwe? Dziś wiemy już, że Ukraińcy "schomikowali" niemałe rezerwy, z których część użyto w operacji kurskiej. Nie możemy wykluczyć, że ten potencjał jest istotnie większy. Otwartym pozostaje pytanie, jak na przeniesienie i kontynuowanie wojny na terytorium Rosji zapatruje się Zachód. Zdaje się, że jednym z efektów działań w obwodzie kurskim jest rosnące przekonanie o rosyjskich blefach, dotyczących "nieprzekraczalnych czerwonych linii". Innymi słowy, sojusznicy Kijowa coraz mniej obawiają się "eskalacji". Gdyby za tym poszła intensyfikacja pomocy zbrojnej, Ukraińcy mogliby odnieść upragnione zwycięstwo i dogadać pokój z następcami Putina - jeszcze przed nastaniem zimy. Sprawdź, jak przebiega wojna na Ukrainie. Czytaj raport Ukraina-Rosja. Wojna na Ukrainie. Stabilizacja na jesieni? Wróćmy na grunt teraźniejszości i znanych nam realiów, czyli ograniczonego ukraińskiego zaangażowania w Rosji. Natarcie ZSU w obwodzie kurskim zwolniło, ale Ukraińcy nadal odnoszą sukcesy i nie będzie nadużyciem założenie, że ich skala w końcu zmusi Kreml do radykalnych cięć kontyngentu stacjonującego w Ukrainie. Przypomnijmy, dziś jest to 540 tys. żołnierzy, niemal połowa całej putinowskiej armii i ponad 80 proc. wojsk lądowych Federacji. Z tych ponad pół miliona ludzi około 300 tys. stanowią żołnierze formacji bojowych. Co trzeci z nich wróci do Rosji, jeśli w ciągu najbliższych dwóch-trzech tygodni Ukraińcy w obwodzie kurskim nie zostaną zatrzymani i zmuszeni do przejścia do obrony. Taki odpływ sił i środków dałby ZSU sposobność do przeprowadzenia działań zaczepnych, których celem byłoby wyzwolenie rdzennych ukraińskich terytoriów. Pamiętajmy jednak, że Rosjanie bardzo mocno "wgryźli się w ziemię" na okupowanych terenach - skutki tego widzieliśmy podczas zeszłorocznej, nieudanej ukraińskiej kontrofensywy na Zaporożu. Dziś fortyfikacji jest więcej, są bardziej rozbudowane, głębiej urzutowane; zarazem konstruowane w taki sposób, by ich utrzymanie nie wiązało zbyt dużych sił. Mówiąc wprost, warto założyć, że Rosjanie mogliby relatywnie długo realizować dwa zadania na raz - bronić zdobyczy w Ukrainie i wojskami wycofanymi znad Dniepru próbować odzyskiwać utracone terytoria w Rosji. Zwłaszcza ten drugi rodzaj zaangażowania sił zbrojnych Federacji byłby istotą scenariusza umiarkowanego. Nawet jeśli przeniesieniu ciężaru wojny do kraju agresora na okres wielu tygodni, może miesięcy, nie towarzyszyłyby działania zaczepne Ukraińców "u siebie" (bo armia ukraińska może nie mieć odpowiednich zasobów), sumarycznie byłaby to sytuacja dla Kijowa korzystna. Przejście Rosjan na całym ukraińskim froncie w tryb obrony dałoby oddech ZSU, pozwoliło lepiej przygotować własne fortyfikacje na Zaporożu i w Donbasie. Miałoby to kluczowe znacznie, gdyby zdarzenia zaczęłyby układać się po myśli Rosjan i ci byliby w stanie zrobić to, co robili do tej pory - zimą przejść do ofensywy. Ukraina. Najgorsze może przyjść wcześniej Możliwy, trzeci scenariusz walk na froncie ukraińskim zależałby od wielu zmiennych, także geopolitycznych, jak na przykład wynik wyborów prezydenckich w USA. Ewentualna wolta Ameryki z pewnością wpłynęłaby na kondycję armii ukraińskiej, która istotną część swojej technicznej przewagi nad wojskami Putina buduje w oparciu o sprzęt zza oceanu. Nie wybiegajmy jednak tak daleko w przyszłość (wybory w Stanach są co prawda w listopadzie, ale nowy prezydent obejmie urząd dopiero w styczniu przyszłego roku) - niekorzystne dla Ukrainy wydarzenia mogą zdarzyć się wcześniej. To one składają się na scenariusz pesymistyczny. Załóżmy, że Rosjanie najpierw wyhamowują, a następnie w szybkim tempie (kilku tygodni) wyrzucają Ukraińców z obwodu kurskiego. Zarazem udaje im się przełamać ukraińską obronę w Donbasie i podchodzą pod ostatnie w obwodzie donieckim, symbolicznie niezwykle ważne rubieże w Kramatorsku i Słowiańsku. Przystępują do prób zajęcia metropolii, czemu towarzyszy wzmożona kampania lotniczo-rakietowa, podjęta z intencją "dobicia" ukraińskiej energetyki przed zimą. Nietrudno sobie wyobrazić, że i bez zabiegów rosyjskiej propagandy (jej dezinformujących i demotywujących "wrzutek" do ukraińskiego obiegu informacyjnego), nad Dnieprem siadłyby nastroje. Zapewne bardziej niż po klęsce w Zaporożu. Objawiliby się "mądrzy", którzy "od początku wiedzieli", że operacja kurska to "błąd, marnowanie potencjału, osłabianie kluczowych linii obronnych" - i że "oto mamy teraz skutki". Sądząc po kondycji ukraińskiej klasy politycznej, znów pojawiłaby się presja na czystki w armii. Gdyby do nich doszło, personalny chaos dodatkowo osłabiłby ZSU. Pogoda - chłodna jesień - w obliczu dramatycznych niedostatków energii przyniosłaby kolejny uchodźczy exodus. Nie sądzę, by to wszystko przełożyło się na spektakularne załamanie ukraińskiej operacji obronnej, ale przestrzeń dla zgniłych kompromisów z pewnością by się powiększyła. "Po co nam to wszystko" - pytaliby samych siebie Ukraińcy, wątpiąc w sens dalszej walki. "Po co wam to wszystko" - takie głosy dałoby się też słyszeć z ust sojuszników. No i rzecz jasna z Moskwy. Marcin Ogdowski ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!