Donald Trump ma potężną przewagę w walce o republikańską nominacjęCzekają go jednak cztery procesy karne w trakcie kampanii wyborczej oraz decyzja Sądu Najwyższego, czy w ogóle może kandydowaćRosnąca przewaga sondażowa Trumpa nad Bidenem może w ostatniej chwili zmusić obecnego prezydenta do wycofania się Wtedy demokraci będą mogli wybrać nowego kandydata w swobodnym głosowaniu na krajowej konwencji w sierpniu Bitwa republikańskich kandydatów o nominację na wybory prezydenckie w USA ledwie się zaczęła, a już się praktycznie skończyła. W prawyborach, które odbyły się w liczącym trzy miliony mieszkańców stanie Iowa, były prezydent Donald Trump zdeklasował swoich konkurentów i jeśli w przyszły wtorek w jeszcze mniejszym stanie New Hampshire wynik będzie podobny, to Partia Republikańska może uznać, że nie warto tracić czasu i pieniędzy na kolejne prawybory. Ogłosi, że to Trump został jej kandydatem w walce o Biały Dom z urzędującym prezydentem Joem Bidenem. Biden zaś, jako urzędujący prezydent, nominację swojej partii ma w garści. Wszystko więc wydaje się jasne: w pierwszy wtorek listopada Amerykanie będą wybierać między nim a jego poprzednikiem Trumpem. Ameryka, a wraz z nią cały świat zadają sobie dziś pytanie, czy zmęczony staruszek obroni się przed szarżującym staruszkiem? Niepewnie stąpający Joe Biden, który ma 81 lat, oraz o trzy i pół roku młodszy, ale wciąż kipiący energią Donald Trump, będą walczyć nie tylko o fotel w Gabinecie Owalnym w Zachodnim Skrzydle Białego Domu, ale też o los demokracji w USA i ni mniej, ni więcej, ale o przyszły kształt świata. Na wiadomość o łomocie, jaki Trump zgotował swoim konkurentom w prawyborach w Iowa, wielcy tego świata zgromadzeni na Forum Ekonomicznym w Davos wstrzymali oddechy. Widmo powrotu lakierowanej blond czupryny nad wysmarowaną samoopalaczem twarzą zdominowało rozmowy, bo przecież Trump grozi opuszczeniem NATO, powrotem do wojen celnych i zablokowaniem zielonej agendy klimatycznej. Zniknięcie Bidena, najbardziej proeuropejskiego prezydenta w ostatnich dekadach i wejście Trumpa oznaczałoby konieczność usamodzielnienia się naszego kontynentu w praktycznie wszystkich obszarach, ale przede wszystkim w dziedzinie obrony, w której Europa jest wciąż podczepiona jak na pępowinie do amerykańskiego giganta. Europa musiałaby przejąć na swoje barki cały ciężar militarnego i gospodarczego wsparcia dla walczącej Ukrainy, a możliwość rosyjskiego ataku poza ten kraj oznaczałaby konieczność obrony przez pozbawione jednolitej kontynentalnej struktury wojska unijnych krajów. Groza! I na dodatek wygląda na to, że Trump zmierza do pewnego zwycięstwa w listopadzie. Choć nie bez kłopotów. Perspektywy Trumpa Trumpa czekają w trakcie kampanii wyborczej cztery rozprawy karne, z których pierwsza ma wystartować na początku marca. Póki co ma też na głowie proces cywilny w Nowym Jorku o publiczne znieważenie kobiety, którą kilka dekad temu napastował seksualnie i za co już został skazany. Nie musi być obecny na rozprawach, ale najwyraźniej uznał, że dobrze mu służą krzykliwe występy przed kamerami na sali sądowej, z lawiną ostrych ataków na wszystkich wrogów - od ofiary, poprzez świadków i prokuratorów, aż po samego sędziego. Na wiecu po zwycięstwie w Iowa Trump przypisał swój rewelacyjny wynik - najlepszy w historii prawyborów w tym stanie - oskarżeniom, za jakie ściga go kilka sądów. - Wygraliśmy dziś w stanie Iowa. Nikt nigdy nie zbliżył się do uzyskania takiego wyniku jak ja. Gdybym nie został oskarżony tyle razy i gdyby nie ścigali mnie niesprawiedliwie, wygrałbym, ale ze znacznie mniejszą przewagą - powiedział. Jeśli ktoś myślał, że Trump jest swoim najgorszym wrogiem, bo doprowadził do pojawienia się przeciwko niemu w sumie 91 zarzutów karnych, to się mylił. Były prezydent może mieć rację, że służą mu oskarżenia ze strony "skorumpowanych elit", bo sondaże sugerują, że te kłopoty tylko go wzmocniły. Dzięki nowojorskiemu procesowi Trump mógł też pokazać, jak bardzo jest żwawy i sprawny intelektualnie: z rana w sądzie, a wieczorem na wiecu. I ten wzorzec będzie się teraz powtarzał w kampanii aż do samych wyborów. Czekają go jeszcze procesy karne z oskarżenia o przekupywanie czarną gotówką gwiazdy porno, o wykradzenie supertajnych dokumentów, o wywieranie presji na urzędników, by zmienili wynik wyborów i o przygotowanie ataku tłumu jego zwolenników na gmach Kongresu 6 stycznia 2021 r. Od miesięcy powodowało to nadzieje u jednych i obawy u drugich, że Trump może okazać się niewybieralny. On sobie jednak nic z tego nie robi, zwłaszcza że szybkie zakończenie cyklu prawyborów zmniejszy znacząco liczbę wieców, w jakich musiałby uczestniczyć i da mu czas na popisy w sądach. Przeciwnicy Trumpa pokładają jednak pewne nadzieje w powstrzymaniu go przy pomocy Sądu Najwyższego. Otóż artykuł 3 w 14. poprawce Konstytucji Stanów Zjednoczonych zakazuje kandydowania na urzędy wybieralne osobom, które dopuściły się podżegania do buntu przeciwko państwu. Dziewięcioro członków Sądu Najwyższego USA musi rozstrzygnąć, czy atak na Kapitol 6 stycznia był takim buntem, a jeśli tak, to czy Trump za niego odpowiada i czy powinno mu to zagrodzić drogę do prezydentury. Może więc dojść do tego, że Donald Trump nie znajdzie się ostatecznie na kartach wyborczych. Sądzić jednak należy, że planiści jego konkurenta, choć po cichu na to liczą, to jednak szykują się do trzeciego starcia między obu panami. Perspektywy Bidena Jeszcze rok temu mogły istnieć wątpliwości, czy Biden zdecyduje się na ponowny start w wyborach. W końcu sędziwy wiek musi wywierać wpływ na najbardziej odpowiedzialne zajęcie na świecie. Jednak Biden stanął w szranki. I jeśliby wygrał, to pod koniec swojej drugiej kadencji będzie miał 86 lat. Zgromadzeni w Davos wielcy tego świata (i nie tylko oni) marzą, żeby mu się powiodło. Przecież to Biden okazał się wielkim przyjacielem Europy, który sprawił, że prezydentura Trumpa wydawała się złym snem. I wszyscy oni, na czele z samym Bidenem, wierzą, że tylko on może zapobiec powrotowi jego poprzednika. Jednak ogólna opinia Amerykanów o prezydencie, że jest kruchego zdrowia i że źle prowadzi sprawy gospodarcze, sprawia - nawet jeśli jest błędna - że Biden ma wskaźnik dezaprobaty o 16 punktów procentowych wyższy niż wskaźnik akceptacji. Sondaż przeprowadzony w grudniu przez "The Economist" wykazał, że 55 proc. wyborców uważa, że zdrowie i wiek 81-letniego Bidena "poważnie ograniczają jego zdolność do wykonywania obowiązków" prezydenta. Tylko 24 proc. chce, aby ponownie kandydował na to stanowisko. Te wyniki i ich dołujący trend sprawiają, że wielu demokratów wolałoby, aby Biden się wycofał. Tyle że na tym etapie jest już na to za późno - za chwilę ruszają prawybory w ich partii i prezydent nie ma w nich praktycznie żadnej konkurencji. Nie można już w większości stanów wprowadzić na listy kogoś, kto rokowałby lepszy wynik w listopadzie. Jest jednak jeden sposób na odsunięcie kandydatury Bidena, jeśli latem jego sondaże będą jeszcze gorsze niż dzisiaj. Otóż w sierpniu tuż przed krajową konwencją Biden mógłby się wycofać i wtedy 4 tys. delegatów nie będzie już związanych decyzjami podjętymi na prawyborach w ich stanach. Może się wtedy pojawić szansa na wyłonienie młodszego i energicznego kandydata, który byłby w stanie rzutem na taśmę pokonać Trumpa. Jak na razie obowiązuje jednak opinia Bidena, który w grudniu powiedział na spotkaniu darczyńców: - Gdyby Trump nie kandydował, to nie jestem pewien, czy też bym startował. A zapytany, czy są jacyś demokraci zdolni pokonać Trumpa, odpowiedział: - Prawdopodobnie jest i 50 takich. Nie jestem jedynym, który mógłby go pokonać. Ale ja go pokonam. Michał Broniatowski Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii