Cotygodniowy, piątkowy cykl "Interia Bliżej Świata" to najciekawsze artykuły najważniejszych zagranicznych gazetFrancuski dziennik "Le Monde" zwraca uwagę, że w Korei Południowej istnieje ponad 500 "stref bez dzieci"Trend się nasila. Powstają także strefy zakazów dla innych grup społecznych. Czasami dochodzi do absurdalnych sytuacji Nie ma chyba przypadku w stwierdzeniu, że społeczeństwo Korei Południowej cierpi z powodu niskiego wskaźnika urodzeń. Już sama obecność dzieci dla wielu obywateli męcząca. Korea Południowa. "Strefy wolne od dzieci" zyskują na popularności Najlepszym dowodem na to jest duża liczba miejsc: kawiarni, restauracji czy sklepów, które odmawiają wstępu najmłodszym. - Na początku mieliśmy foteliki dziecięce, ale było z nimi zbyt wiele problemów. Maluchy krzyczały, rzucały jedzeniem itd. Ich zachowanie mogło irytować klientów. Mamy dość wysokie ceny, a kupujący oczekują odpowiedniej obsługi - wyjaśnia przedstawicielka eleganckiej restauracji sushi w sercu Seulu. Podobnie jak w setkach innych miejsc w Korei Południowej dzieci nie mają wstępu do tego lokalu. Napis "no kids zone" pojawia się nawet w menu. Trend przybiera na sile, a Instytut Badawczy Jeju zidentyfikował już 542 "stref bez dzieci" w całym kraju. Mapa stworzona przez internautów zawiera listę 459 takich miejsc. Zjawisko jest powodem do niepokoju w państwie, które boryka się z niską dzietnością, a "strefy bez dzieci" dotykają coraz większej części populacji. Min-ah Lee, socjolog z Uniwersytetu Chung-Ang w Seulu, postrzega to jako "rosnący trend w kierunku wykluczenia między grupami i rosnącą odmowę zrozumienia innych". Wszystko zaczęło się od gorącego bulionu Pierwsze "strefy wolne od dzieci" powstały na początku poprzedniej dekady. Ich wprowadzenie łączy się z incydentem w jednej z restauracji, gdy gość przypadkowo poparzył dziecko gorącym bulionem. Zdarzenie wywołało poruszenie w internecie, gdy oburzona matka dziecka opublikowała w mediach społecznościowych serię postów atakujących restaurację. Odpowiedzialność spadła na pechowego restauratora, a w 2013 r. sąd w Pusan nakazał mu wypłacenie rodzinie 41 mln wonów (około 129 tys. złotych). Kelner przypadkowo wylał wrzątek na 10-letnie dziecko, które zderzyło się z nim, gdy biegło w kierunku pokoju zabaw w restauracji. Według Koreańskiej Agencji Konsumenckiej (KCA) w latach 2018-2023 w hotelach i restauracjach doszło do 2943 wypadków związanych z bezpieczeństwem dzieci. W każdym z nich winą obarczono właścicieli. Stąd popularność "stref bez dzieci", które najczęściej pojawiają się w restauracjach, kawiarniach i hotelach. Z badania opublikowanego w grudniu 2023 r. przez koreańskie Ministerstwo Zdrowia wynika, że 68 proc. właścicieli kawiarni i restauracji uzasadnia decyzję o odmowie przyjmowania dzieci "nadmiernym obciążeniem odpowiedzialnością". Powód ten zdecydowanie przewyższa inne wskazania, jak menu niedopasowane do najmłodszych gości, brak miejsca lub obawa przed zaczepianiem innych klientów. Korea Południowa i problemy demograficzne "Strefy bez dzieci" wywołują gorącą debatę w kraju, który ma najniższy współczynnik dzietności na świecie (liczby dzieci, którą urodziłaby przeciętnie kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego). W 2023 r. spadł on do poziomu 0,72. Dla porównania we Francji wyniósł 1,68 (w Polsce w 2023 r. - prawdopodobnie mniej niż 1,2 - red.). - Dzieci są naturalnie niedojrzałe i uczą się dobrych manier poprzez kontakt z innymi. "Strefy bez dzieci" odzwierciedlają kulturę społeczeństwa, które odrzuca dzieci i ich rodziny - ubolewa Yong Hye-in, członkini Zgromadzenia Narodowego, w którym reprezentuje Partię na rzecz Dochodu Podstawowego. - Pijani ludzie są głośni i zachowują się niegrzecznie, ale nigdy nie słyszeliśmy o "strefach bez dorosłych" w pubach - ironizuje Yang Sung-hee z dziennika JoongAng Daily. Felietonistka uważa zakazy za dyskryminację wykraczającą poza zwykłą wolność właściciela lokalu. W 2017 r. koreańska Państwowa Komisja ds. Praw Człowieka uznała, że "strefy bez dzieci" naruszają prawo do równości i wezwała do zaprzestania tej praktyki. Strefy są akceptowane przez większość Koreańczyków Pomimo krytyki strefy cieszą się społeczną akceptacją. Z badania opublikowanego w maju 2023 r. przez Embrain Institute wynika, że 61,9 proc. Koreańczyków uważa je za akceptowalne. Wśród małżeństw z dziećmi odsetek ten wynosi 53,6 proc. Dowodem na problematyczność tematu jest fakt, że na popularnej wśród turystów koreańskiej wyspie Jeju (a przy okazji najbardziej zaludnionym obszarze w kraju - red.) chciano zakazać "stref bez dzieci". Skończyło się na zaleceniu "ograniczenia" ich rozwoju. W kontrze do kontrowersyjnego trendu w kilku miastach, w tym w Seulu, powstały "strefy OK dla dzieci". W koreańskiej stolicy do programu zgłosiło się 578 lokali, które otrzymały 300 tys. wonów (około 900 złotych - red.), naklejki certyfikacyjne oraz listę porad. Działania te nie wzbudziły jednak nadmiernego entuzjazmu, ponieważ, jak podkreśla osoba odpowiedzialna za projekt w dzielnicy Jungnang-gu w Seulu, "dzieci generują mniejsze zyski niż dorośli, a dotacja jest ograniczona". W obliczu dylematu między odpowiedzialnością a dyskryminacją, niektóre restauracje uciekają się do fortelu i zamiast "no kids zone" korzystają z wyrażenia "no bad parents zone" (strefa nie dla złych rodziców - red.). Pomysł polega na zachęceniu opiekunów do upewnienia się, że ich dzieci zachowują się właściwie i nie przeszkadzają innym. W Korei nie brakuje absurdów. Zakazy dla jutuberów, seniorów Ale "strefy bez dzieci" są częścią znacznie szerszego zagadnienia stygmatyzacji części populacji. Jedna z kawiarni w mieście Pusan zamknęła swoje drzwi dla studentów. Powodem miało być złe zachowanie młodzieży, w tym ubliżanie personelowi. Inne miejsca zakazały wstępu tzw. cagongjok. W ten sposób określa się młodych ludzi, którzy kupują w kawiarniach tanie napoje, by spędzać w nich wiele czasu (zwrot bierze się z połączenia słów "can" - kawa, "gongbu" - studiowanie i "jok" - plemię. Termin dosłownie tłumaczy się jako "plemię ludzi, którzy uczą się w kawiarniach" - red.). W Korei nie brakuje już także "stref bez YouTube'a". Ma to związek z zakazem dla jutuberów, którzy w danym miejscu chcą kręcić swoje filmiki. Często robią to bez zapytania o zgodę, a zdarzało się, że żądali darmowego posiłku, argumentując, że dzięki swojej pracy "reklamują lokal". Z kolei jedna z kawiarń w Seulu zakazała wstępu osobom powyżej 60. roku życia, argumentując to tym, że niektórzy starsi klienci okazywali brak szacunku dla menedżerki lokalu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że takie podejście nie jest najlepszym przepisem na wzajemne zrozumienie i wymianę międzypokoleniową. --- Więcej ciekawych historii z całego świata w każdy piątek w Interii --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły! --- Artykuł przetłumaczony z "Le Monde". Autor: Philippe Mesmer Tekst w oryginale dostępny na stronie "Le Monde" Tłumaczenie: Mateusz Kucharczyk Tytuł i śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji ---