- Nie powiem, że nie jestem zaskoczona, bo skala zjawiska jest porażająca - przyznaje Aleksandra Gajewska, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, gdy pytamy ją o opublikowany na koniec stycznia raport GUS-u ws. kryzysu demograficznego. - Jeśli roczny bilans urodzeń i zgonów wynosi -137 tys., to tak jakby z mapy Polski zniknęła np. Ruda Śląska. Nie można powiedzieć, że to nie szokuje - podkreśla. Kryzys demograficzny. Polska ma problem Najnowsze dane i prognozy GUS-u rzeczywiście robią wrażenie. I niepokoją. W 2023 roku w naszym kraju urodziło się tylko 272 tys. dzieci. To najmniej od zakończenia drugiej wojny światowej. Widać też coroczny trend spadkowy, ponieważ w poprzednich latach na świat przychodziło wyraźnie więcej nowych Polaków: 305 tys. w 2022 roku, 331 tys. w 2021, 355 tys. w 2020, 375 w 2019, 388 w 2018 i 400 w 2017. Gdy sięgniemy jeszcze dalej w przeszłość, widzimy prawdziwą przepaść. Jeszcze w 1990 roku w Polsce odnotowano 548 tys. urodzin, czyli ponad dwukrotnie więcej niż w ubiegłym roku. Co więcej, sytuacja demograficzna polskiego społeczeństwa zaskoczyła nawet analityków GUS-u. Zgodnie z tzw. scenariuszem podstawowym, a więc tym najbardziej prawdopodobnym, tak niską liczbę urodzeń Polska miała odnotować dopiero w 2049 roku. Założenia na 2023 rok wynosiły natomiast 301 tys. urodzeń. - Ubytek liczby ludności obserwujemy nieprzerwanie od ponad dekady. W 2023 roku był on mniejszy niż w dwóch poprzednich latach, ale nadal dużo większy niż przed pandemią. Według naszych szacunków na każde 10 tys. ubyło 35 osób. Dla porównania w roku 2019, czyli ostatnim przed pandemią, na 10 tys. ludności ubyło 7 osób - mówił podczas publikacji wyników Dominik Rozkrut, prezes GUS. Marnym pocieszeniem jest w tej sytuacji fakt, że w 2023 roku spadła również liczba zgonów. Zaraportowano ich 409 tys., a więc o 39 tys. mniej niż rok wcześniej. Problem w tym, że przy wyraźnym spadku liczby urodzeń, spadek liczby zgonów w ogólnym rozrachunku niewiele pomaga. Saldo jest mocno ujemne i wynosi -137 tys. Z danych GUS-u wynika też, że rok do roku populacja Polski skurczyła się o 131 tys. osób. Aktualnie wynosi 37,6 mln ludzi. A będzie tylko gorzej. Z prognozy na lata 2023-2060 przygotowanej przez GUS wynika, że w najgorszym scenariuszu za 37 lat Polska będzie liczyć tylko nieznacznie powyżej 27 mln mieszkańców. W scenariuszu średnim, czyli najbardziej prawdopodobnym, nieco ponad 30 mln. Najbardziej optymistyczny wariant zakłada liczbę ludności na poziomie 35 mln. Dane GUS i kryzys demograficzny. Wyzwanie dla rządu - Żaden resort nie poradzi sobie z tym kryzysem w pojedynkę. To zadanie dla całego rządu i chcemy na rządzie ten problem podnieść - zapowiada Aleksandra Gajewska, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. I dodaje: - Jednak najpierw musimy ocenić sytuację w ramach resortu, wiedzieć, na czym stoimy i co można zrobić, żeby na rządzie przedstawić możliwie precyzyjną diagnozę sytuacji. Polityczka Platformy Obywatelskiej uważa, że poprzednia ekipa rządząca mocno zaniedbała kwestię walki z kryzysem demograficznym. Chociaż na sztandarach miała program "Rodzina 500 plus", to w praktyce okazał się on skutecznym narzędziem do walki z ubóstwem najmłodszych Polaków. Jego skuteczność w zwiększaniu dzietności jest - jak mówi minister Gajewska - praktycznie niezauważalna. Z drugiej strony, zaostrzenie prawa aborcyjnego w 2020 roku sprawiło, że wiele Polek zaczęło obawiać posiadania dzieci. - Ciężko oczekiwać od nich heroizmu, że będą rodzić dzieci z narażeniem swojego zdrowia i życia - nie ma wątpliwości nasza rozmówczyni. - Społeczeństwo potrzebuje w tej kwestii stabilizacji, poczucia bezpieczeństwa - dostępu do mieszkań, wyższych wynagrodzeń, bezpieczeństwa pracy, dostępu do opieki wczesnodziecięcej - wylicza. Gajewska przyznaje też, że zaskoczeniem był dla niej fakt, że rząd Zjednoczonej Prawicy niechętnie korzystał ze wsparcia autorytetów naukowych w dziedzinie demografii. - Kiedy weszliśmy do resortu z zaskoczeniem stwierdziliśmy, że poprzednia ekipa nie współpracowała z ekspertami. Oni nie mieli dostępu do najnowszych danych, analiz, prognoz. Pod koniec poprzedniej kadencji powołany został Międzyresortowy Zespół ds. Przeciwdziałania Negatywnym Zjawiskom Demograficznym, ale nie zebrał się ani razu - punktuje wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej. Właśnie na ekspertach i autorytetach chce oprzeć się nowa ekipa w resorcie. To na ministerstwie kierowanym przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk spocznie odpowiedzialność za ocenę aktualnej sytuacji demograficznej i wypracowanie możliwych kierunków działań zmierzających do jej poprawy. Na razie resort podjął decyzję o powołaniu Rady ds. polityki rodzinnej i demograficznej, w skład której wejdą "wybitni eksperci, zajmujący się tematyką demografii". Mowa m.in. o członkach Rządowej Rady Ludności czy Komitetu Demograficznego Polskiej Akademii Nauk. Jednym z kluczowych zadań nowo powołanego organu będzie przygotowanie planu działania, który pozwoli opanować kryzys demograficzny. Efekty prac i zalecenia Rady będą omawiane i prezentowane na posiedzeniach rządu, żeby z czasem wypracować kompleksową strategię walki z problemem depopulacji Polski, w której udział wezmą też inne ministerstwa. Pięć filarów kryzysu demograficznego O problemie kryzysu demograficznego wielokrotnie pisaliśmy na łamach Interii. Między innymi w naszym redakcyjnym cyklu "Polska znika" ze stycznia 2023 roku, gdzie prezentowaliśmy różne spojrzenia na problem - demograficzne, ekonomiczne, kulturowe, społeczne czy polityczne. Nasi rozmówcy i rozmówczynie, niezależnie od specjalizacji zawodowej czy naukowej, wskazywali kilka kluczowych problemów, z powodu których Polki coraz rzadziej decydują się na dzieci. Po pierwsze: brak mieszkań. Własne "M" stopniowo staje się dla Polaków dobrem luksusowym. Wzrost cen w czasie pandemii koronawirusa mocno ograniczył dostępność mieszkań dla przeciętnego Polaka. Sytuacja uległa dodatkowemu pogorszeniu po wprowadzeniu "Bezpiecznego kredytu 2 proc." w drugiej połowie 2023 roku. Stymulacja popytu przy niskiej podaży mieszkań jeszcze mocniej podbiła ceny lokali. Po drugie: strach o ciążę. Mówiąc wprost: po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w 2020 roku wiele kobiet odczuwa strach przed prowadzeniem ciąży w Polsce. Obawiają się, że w razie problemów, lekarze im nie pomogą, obawiając się rygorystycznego prawa antyaborcyjnego. Potwierdzają to zresztą dostępne dane. W badaniu pracowni Inquiry dla Onetu aż 39 proc. Polek w wieku 18-44 lata wskazało decyzję TK jako główny argument przeciwko zajściu w ciążę. To druga najczęściej podawana przyczyna rezygnacji z macierzyństwa. Więcej wskazań (nieznacznie, bo 41 proc.) miały tylko kryteria ekonomiczne, ze szczególnym naciskiem na drożyznę i inflację. Po trzecie: Polki chcą pracować. Wiele kobiet odczuwa obawę, że w obecnej sytuacji w Polsce decyzja o rodzicielstwie oznacza również decyzję o rezygnacji z kariery zawodowej. A w najlepszym razie: bardzo mocno ją wyhamowuje. Nie chodzi tylko o kwestie urlopów macierzyńskich czy ojcowskich, ale przede wszystkim dostęp do infrastruktury opiekuńczej (żłobki i przedszkola), możliwość pracy w niepełnym wymiarze czasu czy dostęp do wspomnianych już mieszkań własnościowych. Wszystko to składa się na skuteczną i przyjazną obywatelom politykę pronatalistyczną, której aktualnie Polkom brakuje. Po czwarte: odpowiedni partner. Jednak nawet spełnienie wszystkich finansowo-materialno-społecznych wymogów koniecznych do posiadania dziecka może nie załatwiać sprawy. Dlaczego? Ponieważ mocno zmieniło się spojrzenie Polek na kwestię związków i małżeństw. Brak odpowiedniego partnera to jeden z najczęściej wskazywanych przez Polki powodów nieposiadania dziecka. Jak tłumaczyła to Interii socjolożka rodziny prof. Aldona Żurek, obecnie nie szukamy już małżeństwa czy choćby związku, ale wyobrażonego partnera i wyobrażonej partnerki. - Spójrzmy na kobiety - to one stanowią większość na polskich uczelniach, to one są lepiej wykształconą płcią. A skoro już przebyły tak daleką drogę, wykształciły się, znalazły dobrą pracę, dzięki której są niezależne finansowo i osiągają sukcesy, to chcą partnera podobnego do siebie - wyjaśniała naukowczyni z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Po piąte: dziecko to tylko opcja. Drugą wyraźnie zauważalną zmianą kulturową w polskim społeczeństwie jest to, że macierzyństwo stało się dla kobiet jedną z wielu życiowych dróg, a nie nadrzędnym celem, od którego zależy własna samoocena czy sposób postrzegania w społeczeństwie. - Wielu młodych ludzi nie planuje mieć dzieci, chce żyć inaczej. Priorytetem dla nich jest samorealizacja i wysoka jakość życia, ale to nie ogranicza się jedynie do sfery zawodowej. Myślenie, że kobiety nie chcą rodzić dzieci, bo wybierają kariery zawodowe, jest błędne - skomentowała tę zmianę prof. Agata Górny. Demografka z Uniwersytetu Warszawskiego wyliczyła również, z czym na rynku wartości życiowych musi obecnie konkurować macierzyństwo i ojcostwo: - Właśnie ta szeroko rozumiana samorealizacja, czyli spełnianie swoich marzeń, poświęcanie się swoim pasjom, większa ilość wolnego czasu, czasu dla siebie czy wreszcie dążenie do szczęścia. Łukasz Rogojsz *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!