Ostatnie posiedzenie Sejmu nie było najłatwiejsze dla Katarzyny Łażewskiej-Hrycko. Szefowa PIP przedstawiła sprawozdanie z działalności inspekcji za 2021 r., poszczególne kluby parlamentarne wyraziły swoje stanowiska, a posłowie mogli zadawać pytania. Z mównicy sejmowej politycy opozycji wielokrotnie powoływali się na teksty o inspekcji publikowane w Interii. - PIP wykonująca swoje czynności związane z prawem pracy sama wewnętrznie winna być instytucją, co do której nie istnieje choćby cień wątpliwości dotyczący jej funkcjonowania. Niestety, pomimo próśb i wniosków formułowanych przy okazji sprawozdania z działalności PIP za rok 2020, a także na posiedzeniu sejmowej Komisji Spraw Kontroli Państwowej w dniu 14 września, główna inspektor odmawiała i odmawia wglądu do dokumentu kontroli - krytykował Tomasz Kostuś z PO. O co chodzi? Po naszych publikacjach ze stanowiska musiał zrezygnować Wiesław Łyszczek, jeden z poprzedników Katarzyny Łażewskiej-Hrycko. Za jego kadencji miało dochodzić do nadużyć m.in. nepotyzmu, kumoterstwa czy wynoszenia dokumentów w środku nocy. Inspekcja zdecydowała się przygotować specjalny raport odnoszący się do nieprawidłowości, a nawet łamania prawa w PIP. Po jego powstaniu autorzy chcieli powiadomić CBA i prokuraturę, ale nic takiego się nie wydarzyło. Do tej pory, mimo nacisków posłów, dokumentami dysponuje jedynie PIP. Jeden z autorów raportu to były zastępca Łyszczka - Dariusz Mińkowski, który wciąż piastuje stanowisko zastępcy głównego inspektora pracy i współdecyduje o instytucji zajmującej się ochroną prawa pracy w Polsce. Łażewska-Hrycko jak Macierewicz - Pani inspektor swoje stanowisko uzasadnia wyłącznie stwierdzeniem, zgodnie z którym są to dokumenty wewnętrzne, które nie podlegają konieczności udostępniania - mówił Kostuś. Większość posłów opozycji domagała się upublicznienia dokumentu. - Dlaczego pani, z uporem maniaka, nie chce ujawnić raportu o pracy pani poprzednika parlamentarzystom? Przecież tam mamy pełno nieprawidłowości: nepotyzm, nieuzasadnione wydatkowanie środków publicznych. Dlaczego pani tego nie ujawnia? - dopytywała Mirosława Nykiel z PO. Jan Łopata z PSL, wiceszef Komisji do Spraw Kontroli Państwowej: - Zwracam się kolejny raz, przecież tu padały te głosy, do pani minister (Katarzyny Łażewskiej-Hrycko - red.) o informację dotyczącą efektów kontroli, o dokonaniach pani poprzednika - zauważył. - Jest to ważne, nie dla mnie. To ważne dla przejrzystości funkcjonowania PIP, dla czystości nadzoru Sejmu nad tą ważną instytucją - podkreślał. Z mównicy sejmowej padły porównania do działalności publicznej Antoniego Macierewicza związanej z katastrofą smoleńską. - Jestem zaskoczona, ale chyba nie powinnam być. Skoro raport Antoniego Macierewicza jest tajny, tak samo tajny jest ten słynny raport dotyczący głównego inspektora pracy, o który wszyscy dopytują - podkreślała Krystyna Skowrońska z PO. - Pani minister nie powinna nikomu odmawiać informacji w tej sprawie, przecież to jest informacja publiczna, a parlament wykonuje określone obowiązki kontrolne - obruszała się posłanka Platformy. Posłowie wskazywali również, że trudno dawać innym przykład, kiedy samemu ma się sporo za uszami. - Instytucja, która ma stać na straży przepisów prawa, bała się upublicznienia raportu, który pokazałby szereg nieprawidłowości - zauważyła Małgorzata Pępek z PO. O krok dalej poszedł Dariusz Joński, który w Platformie słynie z głośnych kontroli poselskich. - Chcę panią poinformować, że w związku z art. 276 KK, "kto niszczy, uszkadza, czyni bezużytecznym, ukrywa lub usuwa dokument, którym nie ma prawa wyłącznie rozporządzać, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch" - cytował polityk. - Na pewno pani to zna. Skoro tak, dlaczego nie chce nam pani udostępnić dokumentów? Proszę nam przekazać pełną informację na temat tego raportu - domagał się poseł. Skazany doradca wciąż robi karierę Jak się okazało, posłowie opozycji doskonale znają publikacje Interii. W trakcie debaty w Sejmie wspomnieli również o Tomaszu Abramczyku. To szef inspekcyjnej "Solidarności", który usłyszał wyrok skazujący za posługiwanie się podrobioną legitymacją policji. Zajmuje stanowisko nadinspektora, choć ustawa o PIP tego zabrania. Jak pisaliśmy, w kwietniu mężczyzna otrzymał Medal Złoty za Długoletnią Służbę od prezydenta Andrzeja Dudy. Obecnie doradza głównej inspektor pracy w Komisji do Spraw Bezpieczeństw i Higieny Pracy w Rolnictwie. - Chciałabym wiedzieć, pani minister, czy to są nowe standardy pracy w PIP? Czy osoba Tomasza A. daje rękojmie należytego wykonywania obowiązków służbowych? - dopytywała z mównicy sejmowej Marta Wcisło z PO. - Złoty medal należy się przedsiębiorcom, którzy płacą podatki, dają miejsca pracy. A te podatki idą na takich inspektorów jak pan Tomasz A. To skandal - oburzała się. To nie koniec pretensji posłów. - Nie możemy zamykać oczu na to, że inspekcja pracy ma problemy, z którymi teoretycznie powinna walczyć. Pracownicy PIP mówią mi w biurze poselskim o nieprzestrzeganiu przepisów prawa pracy w samej inspekcji - powiedziała Joanna Mucha z Polski 2050. - O mobbingu w PIP, o niejasnych przepisach przyznawania premii. Wspomnę po raz kolejny o nieudostępnieniu posłom raportu [o nieprawidłowościach w PIP] - dodała. Politycy opozycji odwoływali się również do innych spraw, które opisaliśmy. - Kolejny zarzut dotyczący głośnej publikacji portalu Interia, ujawniającej, że w marcu, w środku kolejnej fali zachorowań na COVID-19 i tuż po rosyjskiej agresji na Ukrainę, zorganizowana została konferencja i poczęstunek z okazji pierwszego roku kierowania inspekcją przez obecną główną inspektor pracy. Media informowały, że dwugodzinne wydarzenie w jednym z warszawskich hoteli miało kosztować ponad 12 tys. zł - zarzucał Tomasz Kostuś. Przypomnijmy: po naszej publikacji, chociaż przesłano już zaproszenia dla gości, odwołano wydarzenie. Do listy grzechów PIP, o których wspominali posłowie, zalicza się również natychmiastowe zwolnienie "sygnalistki" z Opola czy 40 tys. zł odszkodowania przyznane przez sąd asystentce Wiesława Łyszczka. Chociaż miała m.in. antydatować dokumenty i prowadzić działalność bez zgody przełożonych, wymiar sprawiedliwości stanął po jej stronie. Dlaczego? Bo urząd wadliwie dostarczył jej wypowiedzenie. - Jak pracodawcy czy społeczeństwo mają ocenić wyniki działań PIP, szumnie głoszonych w sprawozdaniu, czy mieć zaufanie do instytucji, która chroni prawa pracy, a sama przegrywa sprawę w sądzie dotyczącą nieprawidłowości przy zwolnieniu pracownika? - dopytywała Pępek. Z kolei Tomasz Kostuś ocenił, że to dopiero wierzchołek góry lodowej: - Niestety, ze względu na ograniczony czas nie odniosłem się do wszystkich wątpliwych zdarzeń oraz sytuacji w przedmiotowym zakresie sprawozdania. Szefowa PIP: Mogę jedynie ubolewać Kiedy kluby parlamentarne przedstawiły swoje stanowiska, a posłowie zadali pytania, przyszedł czas na wypowiedź Katarzyny Łażewskiej-Hrycko. Z mównicy sejmowej szefowa PIP głośno wyraziła swoje niezadowolenie aktywnością parlamentarzystów, którzy formalnie sprawują kontrolę nad jej urzędem. - Jako główny inspektor pracy mogę ubolewać tylko nad tym, że debata na temat tak ważnych spraw jakimi są przestrzeganie i praworządność w zakresie prawa pracy sprowadziła się w dużej mierze do pytań na temat raportu. Dokumentu, który państwo nazywacie raportem, dotyczącym (...) Wiesława Łyszczka. Wielokrotnie przedstawiałam informacje na komisjach, dostawaliście odpowiedzi pisemne dotyczące ustosunkowania się w kwestii, o którą pytacie - tłumaczyła główna inspektor pracy w randze ministra. Chociaż wciąż nie udostępnia wnioskowanych dokumentów, mówi o "wszelkich niezbędnych działaniach mających na celu usunięcie skutków związanych z ewentualnymi naruszeniami". Szefowa Państwowej Inspekcji Pracy zarzekała się, że nieprawidłowości nie odbiły się niekorzystnie na budżecie. - Jeżeli chodzi o sam dokument, wielokrotnie wspominałam, że jest to dokument wewnętrzny, wytworzony na potrzeby PIP. Dlatego przedstawiłam wyniki i wnioski - stwierdziła. - Chciałam też podkreślić, że w związku z nieprawidłowościami Wiesław Łyszczek poniósł największą polityczną odpowiedzialność, został odwołany z pełnionej funkcji - dodała. Posłowie opozycji podtrzymują, że szefowa urzędu utrudnia im pracę. - W kwestii szefa "Solidarności" w PIP wszyscy nabrali wody w usta. Do dziś ani ja, ani koledzy z klubu nie mamy odpowiedzi na żadne pytania, które zadawaliśmy podczas debaty sejmowej - podkreśla Marta Wcisło, lubelska posłanka PO. - W najbliższym tygodniu mamy Radę Ochrony Pracy, więc kolejny raz będziemy zadawać pytania. Kierownictwo PIP uważa, że ani Sejm, ani posłowie nic nie mogą. Oni są panami na włościach i wolno im wszystko - podsumowała. Jakub Szczepański