W PIP Katarzyny Łażewskiej-Hrycko zakładowa "Solidarność" i jej przewodniczący cieszą się sporymi względami. Dzięki staraniom poprzedniego kierownictwa inspekcji, w kwietniu 2019 r., związkowiec otrzymał nawet Medal Złoty za Długoletnią Służbę od prezydenta Andrzeja Dudy. To najwyższe odznaczenie tego rodzaju, chociaż Abramczyk pracował jako pełnoprawny inspektor pracy niecałe pięć lat. Kierownictwo przychylnie patrzy na związkowca. W ramach okresowych ocen pracowników mianowanych uznano, że "wyróżnia się", choć nasze źródła podnoszą, że w 2021 r. wykonał 35 kontroli przy średniej liczbie 60 kontroli rocznie. - On nie robi kontroli, tylko zajmuje się pogadankami z rolnikami i ich dziećmi, które w czasie wakacji pomagają rodzinom w gospodarstwach - słyszymy od jednego z naszych informatorów. - Jest częstym gościem Katarzyny Łażewskiej-Hrycko. Powszechnie wiadomo, że to jej zaufany człowiek, który zrobi wszystko - twierdzi. Faktem jest, że Tomasz Abramczyk pełni obowiązki nadinspektora pracy i kieruje ludźmi w Lublinie. Niemniej, zgodnie z ustawą o PIP, stanowisko inspektora może zajmować osoba, która "nie była karana za umyślne przestępstwo lub umyślne przestępstwo skarbowe". - Już wcześniej obawiano się skandalu w związku z wyrokiem karnym Abramczyka. Dlatego na stanowisko inspektora wrócił dopiero po dekadzie - przekazało nasze źródło. Zadbał o to Wiesław Łyszczek. To były szef PIP, który odchodził w niesławie z urzędu, gdy Interia ujawniła, że sam sobie przyznał 20 tys. zł nagrody. Nadszarpnięta opinia Tomasz Abramczyk trafił do lubelskiego PIP w kwietniu 2007 r., rok później zdał egzamin państwowy i zaczął wykonywać obowiązki inspektora pracy. Już na początku przygody z Okręgowym Inspektoratem Pracy w Lublinie zaliczył wpadkę, bo równolegle pracował w Polskim Związku Motorowym, chociaż nie posiadał wymaganej zgody. Wtedy skończyło się na karze upomnienia. Później było tylko gorzej. W 2009 r. kierownictwo PIP dowiedziało się o nakazowym wyroku Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy z 24 października 2008 r. Co ma na sumieniu związkowiec? W czasie wizyty na lotnisku Chopina Tomasz Abramczyk okazał fałszywą legitymację służbową policji podczas rozmowy z umundurowanym funkcjonariuszem. Sędzia Agnieszka Kossowska uznała inspektora pracy winnym, "przyjmując, że na podstawie zebranych dowodów okoliczności czynu i wina oskarżonego nie budzą wątpliwości". Przyszły szef "Solidarności" w PIP musiał się gęsto tłumaczyć, żeby zachować pracę. Jak zastrzegał w piśmie do Tadeusza Zająca, ówczesnego głównego inspektora pracy, przełożeni cenią sobie jego sumienność i rzetelność. Co więcej, miał posługiwać się podrobioną legitymacją policyjną ze względu na sytuację osobistą. "Nowy partner żony jest przestępcą i recydywistą, otrzymywałem od niego wielokrotnie pogróżki, że skrzywdzi mnie i mojego synka (...). Żyłem w ciągłym zastraszeniu, zastanawiając się za każdym razem, co się dzieje z moim dzieckiem, kiedy jestem w pracy" - napisał Abramczyk. Jak tłumaczył przełożonym związkowiec, wymyślił plan rozpowszechnienia informacji o ochronie i współpracy z policją. "Dla uwiarygodnienia takiego stanu rzeczy zdobyłem dokument potwierdzający tą wersję. Dokument ten pokazałem kilku osobom, w tym mojej byłej żonie, dzięki czemu po pewnym okresie ustały wszelkie groźby kierowane pod moim adresem" - stwierdził Abramczyk. Uczciwie napisał też, że legitymacja "nie była prawdziwa". Czy szczerość uratowała przyszłego szefa "Solidarności"? Trudno powiedzieć. Z pewnością stracił posadę inspektora. Nie wyrzucono go jednak z PIP, bo ostatecznie wstawiły się za nim związki zawodowe. Pod koniec lipca 2010 r. główny inspektor pracy Tadeusz Zając przeniósł Tomasza Abramczyka na stanowisko specjalisty. Żeby wrócić do pracy inspektora musiał czekać dekadę. Czyją stronę trzymał w negocjacjach? W październiku 2019 r. Tomasz Abramczyk został szefem ogólnopolskiej "Solidarności" w PIP. Z naszych informacji wynika, że był jedynym kandydatem. Już wtedy miał doskonałe relacje z szefostwem inspekcji. Podobnie ma być również dzisiaj. Jak twierdzą nasze źródła z PIP, było to szczególnie widoczne chociażby podczas niedawnych negocjacji nagród i podwyżek dla pracowników. - Podczas negocjacji Abramczyk od razu zgodził się na propozycje pracodawcy, chociaż nie były korzystne dla pracowników PIP, a zabezpieczały interesy kierownictwa - zapewnia nas jeden z wysokich urzędników PIP. Wiadomo, że 8 lipca, po czterech miesiącach negocjacji, zarówno strona społeczna jak i kierownictwo inspekcji podpisało się wspólnie pod uzgodnieniami dotyczącymi m.in. obligatoryjnych podwyżek (od 250 do 600 zł brutto - red.) czy wyrównania dla wszystkich pracowników od 1 stycznia. Jednak niezależnie od relacji Tomasza Abramczyka z kierownictwem PIP pozostaje pytanie, czy związkowe władze "Solidarności" wiedziały, że ich przewodniczący ma na koncie wyrok karny. - Nie mam takiej wiedzy - powiedział nam Tadeusz Jureń, wiceszef związku. Lidia Marciniak, członek prezydium, odmówiła komentarza. - Panie redaktorze, nie będę rozmawiał z panem na ten temat. Życzę panu miłego dnia - zbył nas przewodniczący Abramczyk, kiedy dopytywaliśmy o jego wyrok sprzed lat. W sprawie lubelskiego inspektora pracy i związkowca próbowaliśmy się skontaktować z Januszem Śniadkiem z PiS. To były szef ogólnopolskiej "Solidarności", a obecnie przewodniczący Rady Ochrony Pracy, która nadzoruje PIP. Zarówno w środę jak i czwartek polityk pozostawał dla nas nieosiągalny. Jakub Szczepański