"Rzeczpospolita": Pomnik politycznej niezgody
Przez spór kluczowych polityków zagrożona jest budowa monumentu Ignacego Daszyńskiego w Warszawie - informuje dzisiejsza "Rzeczpospolita".

Na brak pomnika Ignacego Daszyńskiego przy warszawskim Trakcie Królewskim zwrócił uwagę Bronisław Komorowski podczas marszu z okazji 11 listopada w 2012 roku. Reakcja na to spostrzeżenie była natychmiastowa. Powstały aż dwa komitety, które chcą zbudować pomnik. Jednak zamiast realizacji przedsięwzięcia, rozpoczęła się polityczna walka o to, kto ostatecznie ma zająć się budową - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Dwa komitety
Z informacji "Rz" wynika, że pierwszy komitet założył pod koniec 2012 roku wicemarszałek Sejmu Jerzy Wenderlich z SLD. W jego skład weszli m.in. prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, reżyser Janusz Kijowski i historyk starożytności Aleksander Krawczuk.
Drugi komitet, prawie rok później, powołał marszałek Senatu Bogdan Borusewicz z PO. Jego członkami zostali głównie działacze opozycji demokratycznej w PRL: Henryk i Ludwika Wujcowie oraz Jan Lityński.
Grupa Bogdana Borusewicza zaczęła pracę, gdyż jak twierdzi marszałek, pierwszy komitet niczego w tej sprawie nie robił. Drugi komitet zabrał się do pracy błyskawicznie. Zgodnie z ustaleniami, pomnik miał powstać u zbiegu ul. Matejki i Alei Ujazdowskich.
Pod koniec 2014 roku uaktywnił się też komitet Wenderlicha. Przeforsował w warszawskiej Radzie Miasta uchwałę w sprawie budowy pomnika w innej lokalizacji: u wylotu al. Szucha przy pl. Na Rozdrożu - podaje "Rz".
Bogdan Borusewicz uważa jednak, że SLD doprowadził do przyjęcia uchwały "z zaskoczenia". Powodem takiego zdania jest fakt, że radni nie zostali poinformowani i istnieniu konkurencyjnego komitetu Borusewicza.