Temat rekolekcji w szkołach od lat porusza rodziców i uczniów. Nie każdy chce uczestniczyć w spotkaniach o religijnym charakterze, a ci, którzy sprzeciwiają się wprowadzaniu Kościoła w szkolne mury, nierzadko spotykają się z niezrozumieniem. Rodziców szczególnie irytuje to, że ich dzieci, zamiast uczyć się biologii, matematyki czy angielskiego, muszą spędzać czas w świetlicy. Nikt nie pyta ich też o zdanie na temat rekolekcji - często dowiadują się o nich dopiero, gdy pytają, z jakiej okazji w dzienniku elektronicznym pojawił się "dzień wolny". Lekcji nie ma, bo nauczyciele są w kościele W taki sposób o rekolekcjach w szkole córki dowiedziała się Aneta z Przemyśla. - Klasy ósme miały egzamin próbny, a potem rekolekcje. Według pani dyrektor zdecydowana większość uczestniczy w rekolekcjach - relacjonuje w rozmowie z Interią. Dodaje, że rodziców o zdanie na temat rekolekcji w czasie lekcji nikt nie pytał. Kiedy kobieta zapytała wprost, czy to z powodu nauk rekolekcyjnych cała szkoła przez dwa dni nie pracuje, dowiedziała się, że "prawie wszyscy rodzice zadeklarowali udział dzieci w rekolekcjach, a dla pozostałych uczniów są organizowane zajęcia opiekuńczo-wychowawcze". - Wiem z doświadczenia, że reszta ląduje w świetlicy. Normalnych lekcji w tych dniach nie ma, bo nauczyciele są w kościele - mówi. Daria z Torunia również interweniowała u dyrekcji, kiedy w szkole jej córki ogłoszono dni wole z powodu rekolekcji. - W planie rekolekcje i msze pojawiły się zamiast lekcji. Po mojej interwencji dyrekcja zapewniła, że lekcje odbędą się zgodnie z planem. Dodam, że nikt nie pytał o organizacje rekolekcji ani udział w nich dziecka - mówi. Ostatecznie dyrekcja wystosowała do wszystkich rodziców wiadomość w dzienniku, że w związku z zapytaniami informuje, że w dzienniku pojawił się błąd i lekcje dla dzieci nieuczestniczących w rekolekcjach będą prowadzone normalnie. - Jak widać, nie byłam osamotniona w interwencji - dodaje Daria. W szkole jej córki rekolekcje odbywają się na sali gimnastycznej, dziećmi opiekują się wtedy nauczyciele. Zaplanowane są też dwa wyjścia na mszę. - Wolałabym, aby odbywały się poza szkołą, bez udziału i angażowania nauczycieli, czyli zgodnie z rozporządzeniem. Chcę wychować dziecko w wolności wyznania, szacunku i tolerancji dla różnorodności, ale w publicznej szkole Kościół ma tak silną pozycję, że cały czas dziecko jest bombardowane tymi przekonaniami (jasełka, wystawy obrazków narysowanych na religii itp). Dzieci niechodzące na religię są od początku wystawiane na konieczność tłumaczenia się przed rówieśnikami, dlaczego nie chodzą do kościoła, jak mogą nie wierzyć w boga, więc nie ma tu mowy o warunkach sprzyjających wolności wyznania czy prywatności - dodaje. Coraz mniej chętnych na religię w szkole Agata Diduszko-Zyglewska, radna Warszawy i członkini zarządu krajowego Nowej Lewicy, przyznaje, że co roku zgłaszają się do niej rodzice w sprawach nadmiernego wkraczania religii do szkół. - W kontekście rekolekcji pytają, dlaczego ich dzieci nie mają zajęć, kiedy inne są zwolnione na rekolekcje, albo czemu rekolekcje są organizowane w trakcie lekcji lub wręcz na terenie szkoły - mówi radna. Dodaje, że odzywają się też do niej nauczyciele, którzy są zmuszani do odprowadzania dzieci do kościołów i uczestniczenia w rytuałach. Diduszko-Zyglewska mówi, że zmieniło się też spojrzenie rodziców na religię w szkołach. Dziś coraz więcej dzieci jest wypisywanych z tych zajęć. To nie szkoła organizuje rekolekcje Rodzice i nauczyciele zgłaszają się też do Fundacji Wolność Od Religii. Jej prezeska, Dorota Wójcik zaznacza, że naruszeń rozporządzenia, które definiuje sposób organizacji rekolekcji, jest w Polsce dużo. - Najważniejsza informacja jest jednak taka, że organizatorem rekolekcji nie jest szkoła, tylko parafia. Rozporządzenie to wyraźnie definiuje - mówi Interii. Wyjaśnia, że dyrektor szkoły powinien być powiadomiony przez parafię o terminie rekolekcji na 30 dni przed ich rozpoczęciem, a sam przebieg powinien być przedmiotem ustaleń obu instytucji. To, że proboszcz proponuje, żeby odbywały się o godz. 9, nie oznacza, że dyrektor szkoły nie może zasugerować np. 16, czyli już po zajęciach szkolnych. - Wtedy wydarzenie nie rozbija pracy szkoły i nie ma kłopotu z bezpieczeństwem dzieci. Tymczasem w naszym kraju pewne rzeczy są wyrazem tradycji, albo jakichś zastanych praktyk i są pielęgnowane w takiej formie, chociaż nie odpowiadają definicji państwa świeckiego - zauważa Wójcik. Fundacja interweniuje, gdy porządek organizacji wydarzenia jest zupełnie odwrócony. - Po pierwsze dlatego, że szkoła nie powinna organizować rekolekcji na swoim terenie. Kościół dysponuje ogromną liczbą ziem i ma potencjał, żeby swoje pomieszczenia wykorzystywać na nauki rekolekcyjne, a szkoła nie musi się w to angażować. W żadnej ustawie nie jest wskazane, że rekolekcje mogą się odbywać w szkole. Lekcje religii tak, ale nie msze - wyjaśnia prezeska. Z reguły z Fundacją kontaktują się rodzice, ale piszą też nauczyciele, którzy są kierowani do opieki nad uczniami podczas rekolekcji. - To są osoby z małych środowisk, które boją się sprzeciwić dyrekcji i powiedzieć, że nie chcą uczestniczyć w wydarzeniu, bo sami są niewierzący. Boją się szykan, gorszej pozycji zawodowej i proszą nas o wsparcie. Z roku na rok zgłoszeń jest coraz więcej. Mamy bardziej świadomych rodziców, którzy odważniej walczą o swoje prawa w szkołach, mniej się boją, są też świadomi prawnie - podkreśla. Nauki w auli, spowiedź w kantorku wuefistów Uczniowie, którzy nie chcą uczestniczyć w rekolekcjach, mają spędzać ten czas w świetlicy, a jeśli nie przyjdą do szkoły to mają nieusprawiedliwioną nieobecność. - To bardzo nieprzyjemne traktowanie ze strony dyrektorów szkół osób, które nie są wyznania katolickiego - uważa Wójcik. Jej zdaniem jeśli już szkoła decyduje się na coś takiego, to powinna wyjść naprzeciw uczniom, którzy nie chcą w nich uczestniczyć i zorganizować dla nich jakieś fajne zajęcia, czy wyjście do kina. - Tymczasem w Polsce tacy uczniowie za karę siedzą w świetlicy i nic nie mogą robić. To jest szykanowanie tych dzieci i ich rodziców. I to się dzieje też w dużych miastach, takich jak Poznań - mówi. Prezeska Fundacji Wolność od Religii wspomina jedną z interwencji w szkole. - Rekolekcje odbywały się przez kilka dni w auli, a w kantorku wuefistów organizowana była spowiedź. Podjęliśmy dialog z dyrekcją i ta sytuacja się nie powtórzyła, ale takie rzeczy ciągle dzieją się w Polsce - przyznaje. Pytana o to, jak zwykle wygląda reakcja dyrekcji na interwencje fundacji, mówi, że często pojawia się zażenowanie. - Dyrekcje zdają sobie sprawę, że jest w ich działaniach jakiś niesmak, ma poczucie zażenowania, że to wyszło na światło dzienne. Z reguły obserwujemy zmianę praktyk w kolejnym roku na taki, w którym dzieci niebiorące udziału w rekolekcjach nie czują się źle - zauważa. Rodzice zwracają uwagę, że w rekolekcjach mają uczestniczyć dzieci chodzące na religię. - A przecież rodzice nie zapisują dzieci na religię, jednocześnie deklarując, że będą uczestniczyły w każdej niedzielnej mszy. Rodzicom często zależy tylko nad tym, żeby dziecko miało lepszą średnią - kwituje. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: paulina.sowa@firma.interia.pl