Reportaż Marcina Gutowskiego z cyklu "Bielmo", zatytułowany "Franciszkańska 3", ujawnił nieznane dotąd fakty z życia Jana Pawła II. Z wyemitowanego na antenie TVN materiału wynika, że metropolita krakowski kard. Karol Wojtyła w latach 1964-78 miał tuszować przypadki pedofilii podległych mu księży. Autor reportażu dotarł do osób skrzywdzonych przez księży i listów pisanych przez samego Wojtyłę. Opierał się też m.in. na dokumentach zgromadzonych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Przyjaciółka papieża: Zachowywał się jak inni biskupi Jednym z głosów w materiale Gutowskiego jest Anna Karoń-Ostrowska, przyjaciółka Jana Pawła II i filozofka. - Był dla mnie ogromnie ważną postacią, takim zastępczym ojcem. Wierzyłam we wszystko, co mówił, zajmowałam się jego myślą i filozofią przez lata. To, co działo się w Kościele, wydawało mi się autentyczne, nie wiedziałam, że istnieje jakaś druga strona, gdzie rozgrywają się afery pedofilskie czy finansowe. Teraz ten świat, z którego nie zdawaliśmy sobie sprawy, jest odsłaniany. Gdybyśmy wtedy znali prawdę, to pewnie inaczej słuchalibyśmy słów o tym, że trzeba od siebie wymagać więcej. Nie byłoby w nas tak ogromnego zaufania - mówi w rozmowie z Interią. Karoń-Ostrowska studiowała filozofię u ks. Tischnera i pisała prace naukowe o myśli Karola Wojtyły. Wyjechała wtedy na roczne stypendium do Rzymu, gdzie miała okazję poznać papieża. - Nawiązała się między nami bliska więź, do końca jego życia pisaliśmy do siebie listy co miesiąc - przyznaje. Dodaje, że w relacji osobistej Jan Paweł II był człowiekiem czułym i wspierającym, oddanym, wrażliwym. - Stąd dramat, jaki teraz przeżywam. Znając go osobiście, bardzo prywatnie, nie znałam go jako szefa instytucji. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo zanurzony jest w tym systemie. Teraz okazuje się, że był nim przesiąknięty i zachowywał się tak, jak inni biskupi w Polsce i na świecie. To jest niezwykle bolesne - nie kryje. O. Biłka: System kościelny kryje sprawców - Nie podejrzewam Wojtyły o grę czy spektakl, ale mam świadomość tego, jak nim grano i jak go używano w naszym kraju. Dla hierarchów i sporej części naszego społeczeństwa stał się pewnego rodzaju fetyszem. To nie było winą papieża, to ludzie ulepili sobie takiego bohatera, który miał być gwarantem ich bezpieczeństwa i wartości. Polacy cały czas to robią - zauważa natomiast o. Tomasz Biłka, dominikanin. Pytany o to, co najbardziej zszokowało go w reportażu, mówi: - Każda krzywda człowieka jest dla mnie szokująca. Tę wrażliwość chciałbym w sobie zachować, mimo że informacji o osobach skrzywdzonych jest bardzo dużo. W jego ocenie to bardzo rzetelny reportaż. - Widać w nim determinację dziennikarza w dochodzeniu prawdy; nie ma pójścia na skróty, jak zrobił to redaktor Tomasz Krzyżak, który przyznał zresztą, że nie skontaktował się z osobami skrzywdzonymi, bo "co one mogą mu powiedzieć, skoro ma dokumenty". Ja właśnie tego oczekuję od dziennikarza, że odda głos tym, którym go odebrano oraz będzie szukał najpełniejszego obrazu sprawy, a nie pisał o tym, co wie a priori lub wydaje mu się, że wie; szczególnie, gdy mamy do czynienia z systemem kryjącym sprawców, a takim jest system kościelny. Jest ogromna potrzeba oczyszczenia Kościoła, a to oczyszczenie przyjdzie z zewnątrz. Nigdzie na świecie Kościół sam z siebie tego nie dokonał. Jak miałby dokonać, skoro mowa jest o systemowym złu - podkreśla dominikanin. Prof. Dudek o wiarygodności dokumentów Prof. Antonii Dudek, historyk i były przewodniczący Rady IPN w rozmowie z Interią zaznacza, że każdy z dokumentów należących do archiwum IPN trzeba rozpatrywać odrębnie. - W przypadku archiwów policyjnych, które gromadzą dane dotyczące tajemnic życia osobistego, nagromadzenie emocjonalnych tematów jest większe niż np. w archiwach gospodarczych - mówi. Jednocześnie zaznacza, że nie może ocenić wiarygodności dokumentów, na których bazowano w reportażu, gdyż się z nimi nie zapoznał. Zdaniem historyka materiały służb specjalnych PRL zlokalizowane w IPN-ie w większości są wiarygodne, ale w każdym przypadku potrzebna jest rzetelna konfrontacja ze źródłami i żyjącymi świadkami. - Mówiłem to samo kilkanaście lat temu, ale wtedy strona, która dzisiaj uważa te dokumenty za wiarygodne, podważała je. Odwrotnie mówili ci, którzy wtedy uważali je, choćby w sprawie Lecha Wałęsy, za absolutnie wiarygodne. Teraz oni mają wątpliwości. To jest bardzo charakterystyczne dla polskiego życia publicznego - mówi prof. Dudek. Historyk podkreśla, że nie ma określonej liczby źródeł, która pozwala na uznanie jakiejś informacji za prawdziwą. W sytuacji, gdy doniesienie powtarza się w kolejnych teczkach, to jego wiarygodność rośnie. - Możemy odnieść to do przypadku kardynała Adama Sapiehy. Przekazy o jego określonych zachowaniach odkryto w teczkach dwóch duchownych, ale trzeba szukać dalej. Zawsze będzie to temat podlegający dyskusji i sporowi - mówi prof. Dudek. Kluczowe prawo kanoniczne z 1917 roku - Ci, dla których papież był ważną postacią, nie chcą przyjmować do wiadomości, że tuszował pedofilię w Kościele. Tych ludzi jest masa, przede wszystkim starszych, którzy przeżyli swoje młode albo dorosłe życie w czasie jego pontyfikatu. Oni nie chcą o tym słyszeć. Ja miałam poczucie, że trzeba odsłonić prawdę, że nie mogę żyć w zakłamaniu - podkreśla Anna Karoń-Ostrowskiej. Przyjaciółka Jana Pawła II przyznaje, że temat podzielił Polaków. - Jest grono, które uważa, że trzeba przekreślić wszystko, co papież zrobił. Z drugiej strony są ludzie, którzy mówią, że to ataki na Kościół, że nie można w ogóle podejmować tych dyskusji. Jedno i drugie to szaleństwo i kłamstwo - mówi. - Trzeba odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Jan Paweł II lekceważył osoby skrzywdzone. Musimy dalej drążyć i szukać, to dopiero początek, ale nie ma innej drogi. Jeśli Kościół nie chce otworzyć swoich archiwów, milczą i blokują dotarcie do dokumentów, to znaczy, że coś tam jest, czego nie chcą ujawniać - dodaje Anna Karoń-Ostrowska. O. Tomasz Biłka również zaznacza, że w całej tej dyskusji najważniejsze jest, by zauważyć osoby skrzywdzone. Dla o. Biłki istotnym fragmentem reportażu było przytoczenie jednego z punktów Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1917 roku, który mówił o pedofilii wśród księży. To pokazuje, że Kościół już na początku XX wieku miał świadomość problemu. - Dlaczego więc Wojtyła nie wypełniał tych zaleceń? Jak to się stało, że ten punkt, tak mocny i jednoznaczny, nie chronił osób skrzywdzonych? - pyta dominikanin. O. Biłka podkreśla, że zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym kwestie związane z pedofilią należało ujawniać, a nie kryć. - Warto byłoby skończyć już z rozwadnianiem odpowiedzialności, a zacząć mówić o faktach - mówi. Zaznacza, że "po reportażu Marcina Gutowskiego faktem dla nas powinno stać się, że Jan Paweł II wiedział o zbrodniach pedofilskich". - Starajmy się raczej zrozumieć, dlaczego tak się zachował. Nie zakłamujmy rzeczywistości poprzez pisanie kolejnych apologii Wojtyły i podkreślanie jak bardzo wielkim człowiekiem i świętym był. To oczywiste. Tajemnica człowieka, przed jaką stajemy i z jaką mierzymy się w obecnej sytuacji, jego wielowymiarowość, przyniesie nam i naszej wierze o wiele więcej pożytku niż postawienie kolejnego pomnika - dodaje. Co Jan Paweł II odpisał przyjaciółce Anna Karoń-Ostrowska w rozmowie z Interią wspomina swoje rozmowy z Janem Pawłem II dotyczące wykorzystywania dzieci przez księży. - Sprawa Juliusza Paetza była pierwszą, która rozpoczęła odsłanianie działań kościoła w kwestiach wykorzystywania seksualnego. Pisałam o tym do Jana Pawła II, nie rozumiałam, dlaczego milczy i nie reaguje. Odpisywał: "Módlmy się za niego i wszystkich tych, którzy są słabi i błądzą" - wspomina. Pamięta też prywatny obiad w Watykanie, na którym była tylko jej rodzina. - Podjęłam ten wątek i zapadło milczenia. Ani papież, ani ks. Dziwisz się nie odezwali. Miałam poczucie, że między nami wytworzyła się szklana szyba, że dotknęłam tematów, których nie mam prawa dotykać. Myślę o tym teraz, kiedy to wszystko się odsłania - przyznaje. O. Tomasz Biłka żałuje, że do procesu kanonicznego Wojtyły doszło tak szybko, bo w jego opinii utrudnia nam to teraz spokojną i rzetelną rozmowę. - Nic nie zaszkodziłby świętości Jana Pawła II, gdyby z kanonizacją zaczekać i przeprowadzić badania, wtedy rozbłysłaby jeszcze bardziej. Przecież każdy kto żywił dla niego cześć, mógł modlić się za jego wstawiennictwem. Samo ogłoszenie go świętym nic mu nie przydało. Myślę, że poszukiwanie prawdy także niczego mu nie ujmie. Głębia jego nauczania przemawia i broni się sama, a świadectwo życia, mimo pojawiających się cieni, będzie jaśniało tym wyraźniej - kwituje w rozmowie z Interią. Dwie strony sporu. "Chodzi o politykę" Prof. Dudek zwraca uwagę na kontekst polityczny całej sprawy. - Wyraźnie widać, jaki jest cel tych działań. Nie chodzi tylko o ustalenie roli Karola Wojtyły, ale o dewojtylizację Polski - zauważa. Przyznaje, że widział już komentarze nakłaniające do zniszczenia wszystkich pomników Jana Pawła II. - Trzeba sobie zdać pytanie, za jakie dokonania postawiono mu te pomniki. Tu wracamy do sedna polskiej kultury historycznej, czyli żądania bohaterów bez skazy. Jeśli wykryjemy na jakiejś postaci coś kompromitującego, to zaraz musimy ją strącić z pomnika. W takim razie nikt w Polsce na pomnik nie zasługuje - podkreśla. Prof. Dudek podaje przykład Józefa Piłsudskiego. - Mogę długo opowiadać o różnych ciemnych kartach z jego życia. Tak możemy analizować kolejne postaci, pytanie dokąd to prowadzi? - zastanawia się. Dodaje, że "chodzi o walkę polityczną i miejsce Kościoła w życiu publicznym". - Kościół stał się bardzo potężny w III RP, widzimy jego ścisły związek z partią rządzącą. Ludzie, którzy mają dość PiS-u i silnej pozycji Kościoła, próbują pod szczytnym hasłem walki z pedofilią wyciągnąć sprawy z lat 70. minionego wieku i nadać im ogromny rozgłos. A partia rządząca z kolei mobilizuje siły katolickie wokół swoich sztandarów pod hasłem "nie oddamy wam papieża" - ocenia historyk. Oficjalne stanowisko KEP. "Obecnie mamy większą świadomość" Interia skierowała pytania w sprawie informacji ukazanych w reportażu Marcina Gutowskiego do krakowskiej kurii. Czekamy na odpowiedzi. Próbowaliśmy się też skontaktować z przedstawicielami władz kościelnych. Nie znaleźli jednak dla nas czasu. W rozmowie z jednym z wysoko postawionych hierarchów kościelnych usłyszeliśmy, że "to atak na Kościół, a doniesienia są absurdalne i mogły być upublicznione za życia Jana Pawła II, bo wtedy mógłby się obronić. A teraz jest bardzo łatwo go niszczyć". Hierarcha nie chciał jednak wypowiedzieć się w naszym artykule pod nazwiskiem. Przyznał też, że reportażu nie oglądał. We wtorek wieczorem członkowie Rady Stałej Konferencji Episkopatu Polski wystosowali oficjalne stanowisko. Koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży KEP o. Adam Żak i kierownik biura delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży ks. Piotr Studnicki zaznaczyli w komunikacie, że "dwie z zaprezentowanych spraw - ks. Surgenta i ks. Loranca - znane były już od kilku miesięcy opinii publicznej dzięki pracy dziennikarskiej red. Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki, która oparta była w głównej mierze o analizę akt państwowych postępowań karnych dostępnych w archiwach IPN-u". Dodali, że "ustalenia te były już szeroko komentowane". Zwrócili uwagę, że "sprawa ks. Sadusia została zaprezentowana nie na podstawie dochodzenia prokuratorskiego lub sądowego, ale akt służb bezpieczeństwa PRL-u". "Na podstawie źródeł zaprezentowanych w filmie nie sposób ustalić kwalifikacji czynów przypisywanych ks. Sadusiowi" - czytamy w komunikacie. Zastrzegli, że "zgodnie z ówczesnym prawem kanonicznym bezwzględną ochroną były objęte osoby poniżej 16. roku życia, a nie jak obecnie - od roku 2001 - poniżej 18. roku życia". Podkreślił, że obecnie "mamy o wiele większą społeczną świadomość skutków wykorzystania seksualnego, a w Kościele wypracowane procedury oraz sposoby reagowania i pomocy". "Wszystkim osobom, które przed laty zostały w ten sposób skrzywdzone przez duchownych, a do dziś noszą skutki doświadczonego zła, jako Kościół zapewniamy przyjęcie, wysłuchanie i wsparcie" - wskazał o. Żak i ks. Studnicki. W ocenie duchownych "ustalenie roli oraz sprawiedliwa ocena decyzji i działań ordynariusza archidiecezji krakowskiej Karola Wojtyły, a także uczciwe wyjaśnienie zarzutów wobec kard. Adama Sapiehy, wymaga dalszych badań archiwalnych".