16 października 1978 roku. Wanda Rutkiewicz zdobywa najwyższy szczyt na świecie - Mount Everest. Jako trzecia kobieta w historii i jako pierwszy Polak. Osiem lat później weszła na K2 - tym razem jako pierwsza kobieta na świecie oraz pierwszy Polak. Przebojem wdarła się na szczyt - metaforyczny i dosłowny. To ona przecierała szlaki polskiemu himalaizmowi. Swojej Wandy Rutkiewicz wciąż szuka polska polityka. Hanna Suchocka, Ewa Kopacz i Beata Szydło - mieliśmy już trzy kobiety na stanowisku premiera. Ewa Kopacz, Małgorzata Kidawa-Błońska i Elżbieta Witek - to z kolei panie, które zasiadły w fotelu marszałka Sejmu. Kobiety coraz śmielej sięgają po najważniejsze stołki polskiej polityki. Jednego jednak, jak dotąd, zdobyć im się nie udało - to Pałac Prezydencki. Pałac Prezydencki okazuje się dla nich szczytem nie do zdobycia. Ba, nawet nie dołączają do wypraw. Do tej pory tylko trzy kobiety starały się wdrapać na samą górę. To Hanna Gronkiewicz-Waltz w 1995 r., Henryka Bochniarz w 2005 r. i Magdalena Ogórek w 2015 r. W zasadzie wszystkie starty skończyły się katastrofą. Pierwsza z nich w wyborach uzyskała 2,76 proc. poparcia, druga - 1,26 proc., a trzecia - 2,38 proc. Żadna dotychczasowa kandydatka nie wyszła ponad próg 3 proc. 3-proc. bariera Dużą szansę na przekroczenie tej bariery ma obecnie Małgorzata Kidawa-Błońska, która jako czwarta kobieta w historii powalczy o prezydenturę. Ze wszystkich swoich poprzedniczek może osiągnąć najlepszy wynik - wskazują na to sondaże, które w pierwszej turze dają jej od 20 do 25 proc. poparcia. - Tak, jest tylko jedna kobieta, ale za to jaka! - uśmiecha się w rozmowie z Interią Barbara Nowacka. - Po raz pierwszy jest kobieta, która nie jest kandydatką marginalną. Gronkiewicz-Waltz i Bochniarz nie miały żadnych szans, a kandydatura Ogórek była kuriozalna. Teraz KO wystawia poważną kandydatkę, to wielka zmiana - ocenia szefowa Inicjatywy Polskiej, która jeszcze nie zdecydowała się na oficjalne poparcie Kidawy-Błońskiej, ale prawdopodobnie jest to kwestia kilku dni. - Marzy mi się kobieta prezydent i jeśli się dogadamy, to będę namawiać naszych wyborców do wsparcia tej kandydatury - nie ukrywa Nowacka. Co ciekawe, długo mówiło się, że w tegorocznych wyborach prezydenckich o prezydenturę mogą powalczyć dwie kandydatki. - Był potencjał na jeszcze jedną kandydatkę - z Lewicy. W innych partiach sobie tego nie wyobrażam. Lewica miała taki pomysł, ale potencjału prezydenckiego nie buduje się z dnia na dzień. Każda z tych postaci, które kandydują, od lat występuje w polskiej polityce - mówi nam politolog Olgierd Annusewicz. Biedroń najbardziej "prokobiecy"? Lewica przymierzała się do postawienia na kobietę, ale obecne posłanki dopiero budują swoją pozycję. W dodatku politykom tego nurtu wciąż z tyłu głowy dzwoni nieudany eksperyment z Magdaleną Ogórek. Pewnie również dlatego zdecydowano się na Roberta Biedronia. Wśród ewentualnych kandydatek wymieniało się Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk. Posłanka z Dolnego Śląska, która jest zwolenniczką szerszego uczestnictwa kobiet w polskiej polityce, uważa, że paradoksalnie to właśnie Biedroń jest bardziej "prokobiecym" kandydatem od Kidawy-Błońskiej. - Rywalizacja będzie zacięta, a kampania ciekawa - pod warunkiem, że kandydaci i kandydatka zdecydują się jasno przedstawić swoje wizje prezydentury. Nie będzie miał z tym problemu kandydat lewicy, prezentujący jednoznacznie postępowe poglądy, znana jest też dość uległa wizja prezydentury Andrzeja Dudy. Pozostałym, w tym Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, może być ciężko. Kandydatka Koalicji ma trudną sytuację, bo jest tylko jedną z wielu prawicowych kandydatur, trudno odróżnialną programowo np. od kandydata PSL. Spodziewam się, że między Kidawą-Błońską, Kosiniakiem-Kamyszem a Hołownią będzie sporo przepływów, bo różnic światopoglądowych między nimi nie ma - mówi nam Dziemianowicz-Bąk. - Nie ma takiego urzędu, którego sprawowanie wymagałoby określonej płci. Kobiety są świetnie wykształcone, bardzo dobrze przygotowane, a choćby w ostatnich wyborach parlamentarnych pokazały, że potrafią osiągnąć lepszy wynik, niż wskazywałoby na to miejsce na liście wyborczej. W polityce pojawia się wiele kobiet, które są aktywne, z pewnością należą do nich posłanki Lewicy. Jeśli tylko pojawia się możliwość działania, to wyciskamy ją do końca, jak cytrynę. Nie ma takiego urzędu, który byłby jedynie urzędem dla kobiet i takiego, który byłby zarezerwowany tylko dla mężczyzn - dodaje. Jak szlachta na wojnę Najbliższe wybory będą siódmymi od transformacji, w których przewinęło się już kilkudziesięciu kandydatów, a Małgorzata Kidawa-Błońska będzie dopiero czwartą kandydatką. Dziwi więc fakt, że płeć piękna tak rzadko ubiega się o ten urząd. - Płeć sama w sobie nie jest czynnikiem decydującym. Raczej chodzi o to, że w naszej polityce jest mało kobiet, które świadomie budowałyby swój wizerunek - mówi Olgierd Annusewicz. - Jesteśmy dość tradycyjnym społeczeństwem. W tradycyjny sposób tworzyły się też partie polityczne. Do polityki szli mężczyźni, jak szlachta na wojnę, a kobiety zostawały w domach. Kobiet było zdecydowanie mniej. Dzisiejsza polityka ma więcej silnych kobiet, które same wypracowały swoją pozycję. Co ciekawe, tak się dzieje po wszystkich stronach sceny politycznej - uważa ekspert. I chyba faktycznie, poza Konfederacją, kobiety mają coraz silniejszy głos. W rządzie Beaty Szydło było wiele mocnych nazwisk kobiecych (w gabinecie Mateusza Morawieckiego jest ich nieco mniej). Kobiety sprawują funkcje ministrów i wiceministrów. Po drugiej stronie jest Koalicja Obywatelska, w skład której wchodzi Inicjatywa Polska i Zieloni - z kobietami u sterów. Do niedawna też Katarzyna Lubnauer była szefową Nowoczesnej. Lewica wprowadziła do Sejmu wiele wyrazistych posłanek. Wiceprzewodniczącą PSL jest z kolei Urszula Pasławska. - Jest wiele silnych kobiet w życiu społeczno-politycznym. Szefową sztabu Kosiniaka-Kamysza została kobieta (Magdalena Sobkowiak - przyp. red.), kobieta była także szefową sztabu Andrzeja Dudy (Beata Szydło - przyp. red.) - dodaje Nowacka. - Przede wszystkim rośnie ich znaczenie. Hanna Suchocka, gdy zostawała premierem, została nim trochę z przypadku, bo tak wskazali na nią panowie. Dziś kobiety wypracowują sobie solidną pozycję - podkreśla Annusewicz. Pytanie tylko, dlaczego kobiety tak rzadko startują w wyborach prezydenckich? Może dobry wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jakim byłoby na przykład wejście do II tury wyborów, przetrze szlak. Łukasz Szpyrka