Prezydent dowiedział się za późno? "Nie było sugestii, że był to zamach"
Rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz stwierdził, że służby "przespały" kilka pierwszych godzin po akcie dywersji, do którego doszło na trasie kolejowej w miejscowości Mika w województwie mazowieckim. - Nie było sugestii, że był to zamach, była sugestia, że doszło do jakiegoś incydentu - powiedział w programie o pierwszych informacjach przekazanych głowie państwa.

W skrócie
- Rzecznik prezydenta Rafał Leśkiewicz skrytykował służby za opóźnioną reakcję na akt dywersji kolejowej w Mika na Mazowszu.
- Sprawcy sabotażu, dwaj obywatele Ukrainy współpracujący z rosyjskimi służbami, zdążyli uciec na Białoruś.
- Początkowa dezinformacja i opieszałość utrudniły identyfikację zamachowców oraz szybkie działania bezpieczeństwa.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
W poniedziałek premier Donald Tusk przekazał, że na trasie kolejowej w miejscowości Mika w woj. mazowieckim doszło do aktu dywersji. Maszynista jednego ze składów zauważył uszkodzone szyny. Nikt nie odniósł obrażeń. Z ustaleń służb wynika, że doszło do eksplozji ładunku wybuchowego, a za detonację odpowiedzialni sa obywatele Ukrainy, współpracujący z rosyjskimi służbami. Szef rządu przekazał we wtorek w Sejmie, ze potencjalnym sprawcom udało się uciec na Białoruś.
Do zdarzenia doszło w sobotę w godzinach wieczornych, początkowo nie pojawiały się oficjalne wiadomości co do ewentualnego sabotażu.
Prezydent otrzymał informacje przez BBN. Nie było sugestii o zamachu
Pierwsze informacje o tej sprawie, które otrzymał prezydent Karol Nawrocki, również nie zawierały takich raportów.
- Wszystkie informacje, które otrzymuje pan prezydent, trafiają za pośrednictwem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, tam jest dyżurna służba. Dowiedział się tak, jak wszystkie służby, które otrzymały pierwszą informację z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, w niedzielę rano, tuż po tym, jak to się wydarzyło. Nie było sugestii, że był to zamach - powiedział Rafał Leśkiewicz w programie "Super Expressu".
- Była sugestia, że doszło do jakiegoś incydentu, którego efektem było zniszczenie fragmentu torów kolejowych. Nie było żadnej innej szczegółowej informacji - dodał.
Leśkiewicz przekazał, że szczegółowe informacje dotarły do głowy państwa po wtorkowym spotkaniu rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa, w którym brał udział przedstawiciel BBN.
- Mamy wrażenie, że początkowo zignorowano trochę potencjalne zagrożenie, nie zareagowano odpowiednie szybko, co doprowadziło do tego, że dwóch Ukraińców, których udało się zidentyfikować, wyjechało z Polski - mówił Leśkiewicz.
"Służby przespały". Rzecznik prezydenta o ucieczce dywersantów
Zdaniem rzecznika, do wyjazdu dywersantów doszło, ponieważ służby nie podjęły wystarczająco szybko swoich działań w celu ustalenia przyczyn zdarzenia, "faktycznie mającego charakter zamachu terrorystycznego". Stwierdził, że służby "kilka czy kilkanaście pierwszych godzin przespały".
- To, że nikt nie zginął, to jest ogromne szczęście, przecież kilka pociągów przejechało po tej szynie - dodał rzecznik.
Prezydencki rzecznik stwierdził, że choć takim aktom sabotażu ciężko jest w pełni zapobiegać, to jedynie szybkie i profesjonalne działania służb pozwolą na szybkie zidentyfikowanie sprawców, to tylko w ten sposób można ustalić przyczyny, ale i siatkę biorącą udział w zamachu. Służby ustaliły, że dywersji dokonali dwaj Ukraińcy, którzy uciekli na Białoruś przez przejście w Terepolu.
- Nie sądzę, by udało się tych dwóch Ukraińców zatrzymać, oni wyjechali przez Białoruś, prawdopodobnie są w Rosji albo są na Białorusi. Nie ma żadnych szans, żeby tych dwóch panów zatrzymać, tak jak nie ma szans, żeby zatrzymać i sprowadzić do Polski zabójcy naszego żołnierza, Mateusza Sitka - powiedział.










