W piątek Tomasz Siemoniak, były szef Ministerstwa Obrony Narodowej za rządów Platformy Obywatelskiej, stwierdził w RMF FM, że "optymalnym wariantem jest 150-tysięczna armia zawodowa". Zaznaczył, że "Polska nie jest w stanie zbudować 300-tysięcznej armii", o której mówił na początku roku Mariusz Błaszczak, bo kraj "nie posiada takiego potencjału demograficznego". Komentarz do słów Siemoniaka. "Olśniło go, że Polskę nie stać" Gen. Roman Polko w sobotę w rozmowie z Polsat News, odnosząc się do tych słów powiedział, że wymogiem dzisiejszych czasów jest silna, dobrze wyposażona i liczna armia, a w regionie wszystkie sąsiadujące z Rosją kraje zdając sobie sprawę z zagrożenia zwiększają swój potencjał bojowy. - Zastanawiam się, czy miał po prostu w nocy sen i go olśniło, że Polski na taką armię nie stać, czy rozmawiał z ministrem Błaszczakiem, najwyższymi dowódcami, przekalkulował te swoje opinie - ocenił. Generał Polko dodał, że Polska musi iść w kierunku rozbudowy armii. - Stać nas na taką armię. Myśmy mieli, co prawda w okresie pokoju, 400-tysięczną armię. Teraz mówimy o 300-tysięcznej armii, gdy wojna toczy się poza naszymi granicami kraju. Takie kraje jak Finlandia, Rumunia, Estonią, które graniczą z Rosją, zwiększają swój potencjał. My też nie mamy innego wyjścia - stwierdził. W rozmowie z PAP Polko dodał, że "w PRL-u, słusznie minionej epoce, mieliśmy 400-tysięczną armię, czyli było nas stać, a demografia była chyba na podobnym poziomie". Przekazał też, że ma nadzieję, że Siemoniak w przyszłości nie będzie zajmował się armią, "natomiast poszedł sygnał na Kreml, gdzie tam ludzie cieszą się, że Polacy nie zgadzają się w kwestiach związanych z bezpieczeństwem". - Na zewnątrz powinny iść sygnały, że w kwestii polskiego bezpieczeństwa nie ma rozdźwięku - podsumował. "Należy kierować się prognozami demograficznymi" Nieco odmienne stanowisko przedstawił generał Waldemar Skrzypczak, który stwierdził, że w ocenie potencjału polskiej armii należy kierować się prognozami demograficznymi, a "te prognozy są pesymistyczne". Generał Skrzypczak podkreślił jednak, że "opinie polityków szkodzą armii", a wyrażać je powinni przede wszystkim wojskowi. - Wszystkie wypowiedzi polityków, oparte o prognozy demograficzne, powinny być poparte naukowymi badaniami. Nie wiem, czym się posługuje minister Błaszczak i Siemoniak, ale jeżeli nie posłują się prognozami demograficznymi, to opinie panów są nieuprawnione - powiedział. Przyznał jednak, że rozbudowa armii wiążę się też z ogromnymi kosztami, a "armia 300-tysięczna będzie ogromnym obciążeniem dla budżetu państwa". - Nowy rząd powinien przyjąć stan faktyczny w armii i wtedy przyjąć strategię. (...) Armii nie zbuduje się na deklaracjach i propagandzie. Upolityczniona armia jest karykaturą armii - ocenił generał. Afera po słowach Siemoniaka Do jego słów odniósł się w piątek wieczorem Mariusz Błaszczak, który w serwisie X wskazał, że mogą one oznaczać "zwolnienia w armii". "Zaczyna się. W tej chwili Wojsko Polskie liczy 187 tys. żołnierzy. Słowa Tomasza Siemoniaka oznaczają więc zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP, likwidację jednostek i zmniejszenie bezpieczeństwa Polski" - podał szef MON. Tomasz Siemoniak w odpowiedzi zaapelował: "Błaszczak, nie kłam" i podsumował, że w wywiadzie pada, że armia powinna liczyć w sumie 200-210 tys. żołnierzy. Macierewicz komentuje słowa Siemoniaka Były szef MON Antoni Macierewicz stwierdził w Polski Radiu 24, że "Polska ma potencjał ludnościowy, nie mówiąc o gospodarczym, na 300-tysięczną armię". Według niego wypowiedź wiceszefa PO Tomasza Siemoniaka o armii oznacza "otwarcie się na zagrożenie ze strony rosyjskiej". Siemoniak odpowiedział na jego słowa i przypomniał, skąd może wynikać poparcie Macierewicza dla wypowiedzi Błaszczaka. "Macierewicz od 2018 roku na podstawie nielegalnej decyzji ministra Błaszczaka korzysta z limuzyny Żandarmerii Wojskowej z kierowcą i ochroną. Już niedługo obydwaj wiceprezesi PiS będą musieli zwrócić budżetowi państwa pieniądze za tę bezczelną partyjną prywatę" - napisał.