Ostatni weekend, Wrocław, konferencja programowa Ogólnopolskiej Federacji Bezpartyjni i Samorządowcy. To tam zapadła decyzja, która może mieć niebagatelne znaczenie w jesiennych wyborach parlamentarnych. Otóż Bezpartyjni Samorządowcy potwierdzili to, o czym mówiło się od dłuższego czasu - zamierzają wystawić 100 własnych kandydatów w wyborach do Senatu. - Mamy potencjał, by wywrócić stolik, przy którym dzieli się Polskę na dwie zantagonizowane strony - PiS i PO/KO - mówił Dariusz Kacprzak, koordynator projektu Senat 2023. Informacja o starcie w wyborach do Senatu z pozoru może wydawać się jedną z wielu w politycznym świecie, bo przecież wybory są dla każdego. W tym przypadku jednak sprawa jest poważniejsza - samorządowcy decyzję ogłosili kilka dni po tym, jak opozycja podpisała porozumienie ramowe dotyczące wspólnego startu w Senacie. W tych wyborach miało dojść do wielkich pojedynków między przedstawicielami PiS i opozycji, ale okazuje się, że opcji będzie więcej. Trzeci kandydat w Senacie może wywrócić wyniki A to interesujące w kontekście ostatnich wyborów. Np. w Koszalinie w 2019 r. spotkało się trzech rywali, a każdy z nich zdobył niemal tyle samo głosów. Ostatecznie do Senatu wszedł Stanisław Gawłowski, który wyprzedził drugiego kandydata 320 głosami. W Wałbrzychu natomiast różnica między dwoma pierwszymi miejscami wyniosła 4 tys. głosów. Trzeci kandydat mógł się pochwalić wynikiem rzędu 22 tys. głosów. Gdyby nie kandydował, głosy trafiłyby do dwóch pierwszych polityków, więc wynik mógłby być odwrotny. Podobnie było w okręgu koszalińskim - różnica między najlepszymi wyniosła 10 tys., a trzeci kandydat zdobył blisko 28 tys. głosów. Na tym polega zresztą główne założenie Paktu Senackiego - opozycja idzie do tych wyborów pod jednym szyldem, by głosy się nie rozdrobniły. A taka taktyka ma sprawić, że kandydat PiS przegra. Plan komplikuje decyzja Bezpartyjnych Samorządowców, którzy na spektakularne wyniki nie powinni dziś liczyć, ale mogą poważnie zamieszać w wyborczej układance. Politycy opozycji mają jednak nadzieję, że jeśli nawet Bezpartyjni wystawią w wyborach do Senatu 100 kandydatów, to będą oni zabierać głosy nie tylko im, ale też PiS. Pominięci Bezpartyjni wywinęli opozycji numer - Podjęliśmy jednogłośnie decyzję o naszym udziale w wyborach do Senatu. To decyzja fundamentalna, a teraz będziemy prowadzić szeroko zakrojone rozmowy i składać propozycje uczestnikom życia publicznego. Chcieliśmy wysłać sygnał, że jesteśmy zdeterminowani, a co za tym idzie, nasza propozycja spotka się z odzewem samorządowców, którzy czekali na taką ofertę spoza duopolu politycznego - mówi Interii Marcin Maranda, wiceprzewodniczący Bezpartyjnych Samorządowców.CZYTAJ DALEJ: Wejście do Radia Szczecin oblane czerwoną farbą Bezpartyjnych ubodło, że opozycja w sprawie startu w Senacie dogadała się za ich plecami. - Próba zawłaszczania Senatu jest zaprzeczeniem demokracji. O dołączeniu do Paktu Senackiego nikt z nami nie rozmawiał - przyznaje Cezary Przybylski, jeden z liderów ruchu. Smaczku sprawie dodaje fakt, że motorem napędowym ruchu od lat są dwaj politycy - prezydent Lubina Robert Raczyński i właśnie Przybylski, marszałek województwa dolnośląskiego. Być może dlatego dotąd Bezpartyjni byli głównie kojarzeni z Dolnym Śląskiem, choć ambicje mają ogólnopolskie. Sęk w tym, że właśnie na Dolnym Ślasku współrządzą z PiS, co już wypominają im politycy opozycji, a niektórzy nazywają ich nawet "piątą kolumną PiS", która ma odebrać głosy opozycji. "Ani PO nam siostrą, ani PiS bratem" Samorządowcy odpierają jednak te zarzuty. - Jesteśmy otwarci na współpracę ze wszystkimi środowiskami politycznymi, z którymi będziemy mogli realizować nasz program. Na Dolnym Śląsku byliśmy w koalicji z Platformą, PSL-em, z Nowoczesną, współpracowaliśmy również w sejmiku z Lewicą - przypomina Przybylski. - Ani Platforma nie jest naszą siostrą, ani PiS naszym bratem. Stawiamy na program i możliwość jego realizacji, dlatego nie wykluczamy ewentualnej koalicji z żadnym ugrupowaniem - dodaje. Senat jest tylko elementem szerszego planu Bezpartyjnych, którzy chcą również wystawić kandydatów we wszystkich okręgach wyborczych do Sejmu. Ta sztuka nie udała im się cztery lata temu, ale dziś mają być lepiej przygotowani. - Jak nigdy wcześniej jesteśmy gotowi. Mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, że jak nigdy wcześniej mamy przygotowane struktury we wszystkich województwach w kraju - zapewnia Maranda. Senat, Sejm i wybory samorządowe Bezpartyjni prowadzą ofensywę i mówią o przekroczeniu 5-procentowego progu wyborczego. Przekonują, że jest to możliwe bez wielkich nazwisk, ale opierając się na "pretendentach" aktywnych w lokalnej społeczności. Wcześniej powołano już koordynatorów wojewódzkich, którzy będą tworzyć listy wyborcze w oparciu o takich właśnie kandydatów. Bezpartyjni weekendowym spotkaniem rozpoczęli ostatni etap prac programowych, które zamierzają sfinalizować przed wakacjami. - Celem jest 5 proc. do Sejmu. Będziemy starali się złożyć taką ofertę, która pozwoli nam ten próg przekroczyć - podkreśla Maranda. Co ciekawe, nawet jeśli nie uda się zrealizować założeń, Bezpartyjni nie założą rąk, bo ich plan jest długofalowy. Wybory parlamentarne mają ich napędzić do jeszcze lepszego wyniku w wyborach samorządowych, które odbędą się kilka miesięcy później. A ruch, który ma "samorząd" w nazwie, musi mieć to na uwadze. - Traktujemy tę kampanię jako jedną z maratonu trzech - nie ukrywa Maranda, nawiązując również do eurowyborów w 2024 roku. Tymczasem na scenie politycznej funkcjonują równolegle dwa zrzeszenia samorządowców, które, mówiąc delikatnie, nie darzą się sympatią. Obok Bezpartyjnych Samorządów jest to Ruch Samorządowy Tak dla Polski, któremu szefuje prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Jak wynika z badania IBSP, do którego dotarł red. Łukasz Rogojsz z Interii, rozpoznawalność najważniejszych polityków tego ruchu na poziomie krajowym nie jest za duża (z wyjątkiem Rafała Trzaskowskiego - red.). Co ciekawe, są to samorządowcy obecni w mediach tradycyjnych, aktywni w mediach społecznościowych i zdawałoby się - rozpoznawalni. Z badania płynie więc lekcja również dla Bezpartyjnych Samorządowców. Choć apetyty mogą być duże, do sukcesu daleka droga. Łukasz Szpyrka