Nowy układ albo wybory
PiS traci cierpliwość do koalicjantów i nie wyklucza przedterminowych wyborów parlamentarnych, jeśli pakt nie będzie realizowany.
- Jeśli nie ma możliwości wdrażania programu naprawy państwa, to albo tworzy się nowy układ władzy albo przeprowadza się wybory parlamentarne - mówił premier Kazimierz Marcinkiewicz.
Nie tylko premier ma dość krytyki ze strony Samoobrony i LPR. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że jeśli sytuacja się nie zmieni złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu. - Istnieje spore zagrożenie dla paktu stabilizacyjnego , są nim wypowiedzi Romana Giertycha i Andrzeja Leppera - powiedział Jarosław Kaczyński. Uznał je nawet za atak na PiS i rząd.
Pakt wytrzyma?
Według premiera Marcinkiewicza niezrozumiała jest krytyka rządu ze strony Romana Giertycha. - Zadziwia mnie to co mówi Roman Giertych, założył on jakąś dziwną koalicję z Platformą Obywatelską, koalicję brutalnej krytyki działań rządu - powiedział premier Marcinkiewicz.
LPR zapewnia jednak, że dotrzyma postanowień paktu, ale przy jego przedłużeniu - jeśli nic się nie zmieni - domagać się będzie co najmniej renegocjacji.
Liga będzie zatem popierała rząd Marcinkiewicza i jego ministrów oraz 146 uzgodnionych w pakcie ustaw. Wojciech Wierzejski z LPR zastrzegł jednak, że "w obecnej sytuacji, gdy rząd nie realizuje swoich przedwyborczych obietnic i rozmija się z deklaracjami wyborczymi z LPR", będzie bardzo trudno przekonać Ligę do przedłużenia postanowień paktu.
- Do lutego 2007 paktu dotrzymamy (do tego czasu on obowiązuje - red.). Po lutym - jeśli się nic nie zmieni - Liga ten pakt będzie chciała przynajmniej renegocjować albo zmienić jego zapisy i postanowienia - oświadczył poseł.
Także marszałek Sejmu Marek Jurek powiedział w sobotę, że pakt stabilizacyjny "jest wart realizacji" - tak długo, jak będą przyjmowane zawarte w nim ustawy. Dodał jednak, że w przypadku "stanu bezwładu sejmowego, braku polityki państwa i opadania autorytetu ważnej instytucji publicznej wcześniejsze wybory są lepsze".
Wybory za nielojalność
PiS nie ma już jednak w rękach politycznego instrumentu, którym mogło jeszcze niedawno dyscyplinować partnerów - budżet został uchwalony i prezydent nie może skrócić kadencji Sejmu.
Liderzy PiS postanowili zagrać inną kartą. Jeśli Samoobrona i LPR będą nadal nielojalne PiS złoży wniosek o samorozwiązanie Sejmu. - Liczymy na to, że PO i SLD poprą ten wniosek - mówi rzecznik partii Adam Bielan.
By wniosek przeszedł musi go poprzeć 307 posłów. Kluby PiS, PO i SLD dysponują wspólnie taką większością. SLD nie kryje, że zależy mu na wcześniejszych wyborach. - Od dawna mówiliśmy, że gdy nie ma sprawnego rządu, powinny się odbyć przedterminowe wybory - mówi wicemarszałek Sejmu Wojciech Olejniczak.
Jan Rokita (PO) powiedział, że PiS oraz rząd powinny w końcu zacząć rządzić, zamiast opowiadać o pakcie i nowych wyborach.
- Nie można co drugi dzień odpowiadać na pytanie, kiedy będą nowe wybory. W końcu niech ludzie, którzy wygrali ostatnie wybory, czyli Jarosław Kaczyński i premier Kazimierz Marcinkiewicz zabiorą się do rządzenia, zmieniania rzeczywistości, wypełniania zobowiązań wobec obywateli, a nie do opowiadania o pakcie czy zbliżających się następnych wyborach - zaznaczył.
Wybory nie takie straszne
Z kolei Bronisław Komorowski z PO przyznaje, że Platforma "nie boi się wyborów". - W tej chwili jednak za wcześnie na deklaracje, jak zagłosujemy. Wszystko wskazuje na to, że chodzi głównie o straszenie koalicjantów. Nie chcemy w tym uczestniczyć - dodaje.
Roman Giertych nie przejmuje się zapowiedziami PiS. - To prawdopodobnie przez to, że na posiedzenie Komisji ds. Służ Specjalnych chcę wezwać ministra Ziobrę, by wyjaśnił okoliczności podkładania atrap bomb w Warszawie tuż przed wyborami prezydenckimi. Zamierzam zapytać, czy mógł stać za tym sztab Lecha Kaczyńskiego - mówi Giertych.
Eurodeputowany Samoobrony Ryszard Czarnecki uważa natomiast, że alternatywą dla obecnego parlamentu i układu rządzącego jest utworzenie rządu autorskiego, a nie rozwiązanie Sejmu i rozpisanie przedterminowych wyborów. Według niego, "byłby to rząd fachowców, który byłby rządem technokratycznym, rządem technicznym" i gabinetem pewnego konsensusu politycznego.