Krótko po godzinie 10 Dorota Brejza zaczęła zeznawać na posiedzeniu sejmowej komisji ds. nielegalnej inwigilacji. Podczas swobodnej wypowiedzi żona senatora Koalicji Obywatelskiej nakreśliła tło afery związanej z podsłuchiwaniem jej męża w czasie, gdy ten był szefem sztabu wyborczego w 2019 roku. Mecenas oskarżyła służby specjalne, prokuraturę i media o manipulowanie materiałami operacyjnymi, pozyskanymi za pomocą szpiegowskiego oprogramowania Pegasus, aby zdyskredytować jej męża i jego partię przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku. - W sierpniu 2019 r., w samym szczycie kampanii wyborczej do polskiego parlamentu, na antenie rządowej telewizji zaczęły pojawiać się komunikaty pochodzące z telefonu mojego męża. Były to treści zaprezentowane w sposób zmanipulowany. (...) Dodany był "przestępczy" kontekst, bardzo sensacyjny, bardzo aferalny - mówiła Dorota Brejza. Wtedy właśnie ona oraz cała rodzina miała zorientować się, że padli ofiarami inwigilacji, co później potwierdzić miały badania w kanadyjskim ośrodku Citizen Lab oraz ustalenia agencji Associated Press. - Sierpień 2019 roku to był początek medialnego linczu, z którym musiał zmierzyć się mój mąż i cała nasza rodzina - kontynuowała. Tak Krzysztof Brejza miał zostać zainfekowany Pegasusem. "Dostał fałszywą analizę, kliknął w link" W czasie rundy pytań ze strony komisji Dorota Brejza ujawniła, jak doszło do zainfekowania telefonu jej męża. - Służby specjalne przesyłały sprofilowane wiadomości - mąż otrzymywał wiadomości od osób, z którymi chwilę wcześniej rozmawiał i one dotyczył tematu tej rozmowy. Te wiadomości dotyczyły kampanii wyborczej, jeden z nich zawierał fałszywe analizy - one się pokazywały po kliknięciu w link. Wtedy dochodziło do zainfekowania - przekonywała żona polityka. Dodała następnie, że "technologia szybko się zmieniła, a od lipca 2019 zmieniła się technika instalowana Pegasusa - już bez konieczności uczestnictwa użytkownika". Sam "fakt infekcji Pegasusem" był "niezauważalny", na telefonie nie świeciła się żadna dioda, ekran też nie wykazywał żadnej aktywności. Z telefonu Krzysztofa Brejzy, w trakcie trwającej sześć miesięcy inwigilacji, miano pobrać 85 tys. wiadomości tekstowych. - Służby miały pełny dostęp do skrzynki mailowej, poznały hasła do rozmaitych kont, w tym do bankowości internetowej (...). Mój mąż w tamtym czasie miał jeden telefon - prywatny i służbowy w jednym. Potem zmienił na inny, ale wciąż używał jednej komórki - relacjonowała Dorota Brejza. Dorota Brejza o akcji TVP: Pokazali zmanipulowane wiadomości Według prawniczki "skala inwigilacji Pegasusem była kompletnie niedorzeczna". - Służby specjalne miały dostęp do naszego życia prywatnego - dodała. Dorota Brejza w dalszej części zeznań zwróciła uwagę na "nierzetelność dziennikarską Samuela Pereira", dzięki której udało się powiązać zmanipulowane wiadomości ze skrzynki jej męża do kontroli operacyjnej prowadzonej przez służby. - On to powiedział wprost na antenie rządowej stacji, że te materiały pochodzą ze śledztwa - przyznała prawniczka. Przypomniała jednocześnie, że zarówno wobec byłego pracownika stacji, a także samej TVP Info za czasów PiS wytoczyła szereg pozwów za naruszenie dóbr osobistych za udostępnienie "nie tylko zmanipulowanych wiadomości, ale także fragmentów przesłuchań, które były przedstawiane jako wiarygodne", mimo że - jak dodała - "kontrola operacyjna tych kłamstw nie potwierdziła". Pegasus w Polsce. Padły słowa o "europejskiej Watergate" Według Doroty Brejzy użycie Pegasusa miało na celu nie tylko inwigilację, ale także manipulowanie treściami w celu wywierania politycznego nacisku. - Komisja PEGA Parlamentu Europejskiego nazwała użycie Pegasusa w Polsce "europejską Watergate", co pokazuje, że narzędzie to zostało wykorzystane do prób wpłynięcia na wynik wyborów parlamentarnych - dodała. Podczas drugiej rundy pytań w jednej z odpowiedzi Dorota Brejza pozwoliła sobie na odsłonienie kulisów życia rodzinnego w czasie wybuchu afery podsłuchowej Pegasusa. - Syn mierzył się z hejtem, my z nim o tym rozmawialiśmy, tłumaczyliśmy. W 2019 roku byliśmy młodymi rodzicami trójki dzieci, w środku kampanii, każdy ze swoją pracą. Ale trzeba było jakoś to ogarnąć i wytłumaczyć dzieciom. Trzeba było włączyć tryb zadaniowy, dopiero potem doszła do mnie skala tej inwigilacji - powiedziała żona senatora KO. Komisja śledcza ds. Pegasusa bada legalność, prawidłowość i celowość czynności podejmowanych z wykorzystaniem tego oprogramowania m.in. przez rząd, służby specjalne i policję od listopada 2015 r. do listopada 2023 r. Komisja ma też ustalić, kto był odpowiedzialny za zakup Pegasusa i podobnych narzędzi dla polskich władz. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!