W czwartek wieczorem posłowie rozpatrują wniosek prezydenta Andrzeja Dudy ws. wyrażenia zgody na przedłużenie o 60 dni stanu wyjątkowego na obszarze części woj. podlaskiego i woj. lubelskiego, przy granicy z Białorusią. Podczas wystąpienia w Sejmie Kamiński podkreślał, że chciałby uporządkować pewne kwestie na użytek opinii publicznej, dotyczące sytuacji na granicy wschodniej. Zaznaczył, że w wypowiedziach polityków opozycji mieszane są pojęcia uchodźca i migrant. - Musimy jasno powiedzieć, że to z czym mamy do czynienia na polsko-białoruskiej granicy, to jest zjawisko masowej, nielegalnej migracji organizowanej przez państwo białoruskie - podkreślał szef MSWiA. - Dyktator z Mińska chce w ten sposób wziąć odwet za nasze poparcie dla demokratycznych ruchów na Białorusi - mówił Kamiński. - Chce jasno powiedzieć: my rozróżniamy uchodźców od migrantów. Uchodźcy, którzy uciekają przed represjami politycznymi to są obywatele Białorusi, którzy są zagrożeni z racji poglądów i wartości, które wyznają przez opresyjne państwo zarządzane przez Łukaszenkę - dodał i przekazał, że 15 tysięcy uchodźców z Białorusi znalazło schronienie w Polsce w ciągu ostatniego roku. "Znajdują się na Białorusi legalnie" Minister przypomniał, że Polska domaga się uwolnienia więźniów politycznych na Białorusi, w tym Andrzeja Poczobuta i Andżeliki Borys. - Ludzie, którzy trafiają na naszą granicę, są to osoby, które znajdują się na terenie Białorusi całkowicie legalnie. Są to osoby, które mają wizy, są to osoby, które zapłaciły duże pieniądze jak na warunki bliskowschodnie, bo głównie stamtąd trafiają. Bardzo duże pieniądze - to są tysiące dolarów, które płacą na każdym etapie tej podróży, są migrantami, którzy chcą poprawić swoją sytuację życiową, chcą sobie stworzyć lepsze warunki życia" - podkreślał szef MSWiA. "Można rozumieć tę potrzebę, ale nie kosztem łamania prawa - dodał. W jego ocenie, "interes polityczny Łukaszenki jest taki - zdestabilizować sytuację w Polsce". "95 proc. zatrzymano" Kamiński wyjaśnił podczas swojego wystąpienia, w jaki sposób migranci - według niego - próbują przekraczać granicę z Białorusi do Polski. - Migranci w sposób zorganizowany, na strażnicach białoruskiej służby granicznej, są gromadzeni. Są dzieleni na grupy. Są podprowadzani pod polską granicę, latają białoruskie drony, które obserwują, gdzie w tym momencie nie ma polskich patroli. Jednocześnie szereg grup przebiega przez polską granicę. Wcześniej przygotowane są przejścia, drabiny, kłody drewna, nożyce, którymi są przecinane druty - mówił szef MSWiA. W kwestii zabezpieczenia polskiej granicy, szef MSWiA przekazał, że "na granicy polsko-białoruskiej jest 4 tys. funkcjonariuszy straży granicznej; 2,5 tys. żołnierzy, kilkuset policjantów z oddziałów prewencji i kontrterrorystycznych". Kamiński poinformował też, że "95 proc. ludzi, którzy próbują przekroczyć polską granicę jest zatrzymywanych na linii granicznej". - Od początku roku 11,5 tys. osób szturmowało naszą granicę. Zdecydowana większość została zatrzymana na linii granicznej i niewpuszczona do Polski - wskazał. Szef resortu spraw wewnętrznych przekazał też, że 10 tys. osób zostało zatrzymanych na linii granicznej, a 1,5 tys. zostało zatrzymanych w głębi kraju i przewiezionych do ośrodków dla uchodźców. 46 bezpośrednich lotów Powiedział, że między majem a sierpniem odbyło się 46 bezpośrednich przelotów pasażerskich z Bagdadu do Mińska w ramach specjalnej linii lotniczej. - Na pokładach tych samolotów przewieziono 10 tys. osób - powiedział. - Te osoby, zwerbowane w Iraku, płaciły już tam pierwsze pieniądze, w biurach podróży - kaucja za taką podróż to 4 tys. dolarów. Tyle płaci się w Iraku, za umożliwienie im przejścia na teren Unii Europejskiej. Na każdym etapie ci ludzie płacą kolejne pieniądze. Mają 'opiekunów' na lotniskach, i w Bagdadzie, i w Mińsku. Ci ludzie są kwaterowani w hotelach, blokach, a następnie są transportowani na granicę. Za transport do granicy płacą kolejne pieniądze - około 2-2,5 tys. dolarów - mówił. Szef MSWiA powiedział, że na granicy migranci przejmowani są przez "ludzi w mundurach". - Ci ludzie, w sposób zorganizowany, na strażnicach białoruskiej straży granicznej, które są kilkaset metrów od naszych granic, są gromadzeni i dzieleni na grupę. Są podprowadzani pod polską granicę - latają białoruskie drony które obserwują, gdzie w danym momencie nie ma patroli - jednocześnie szereg grup przebiega granicę. Wcześniej przygotowane są przejścia: drabiny, kłody drewna, nożyce do cięcia drutu - mówił. - Nie można tolerować masowego łamania prawa międzynarodowego i naruszania suwerenności naszych granic - stwierdził Kamiński. Informował również, że "od początku roku 11,5 tys. osób szturmowało naszą granicę". - Zdecydowana większość z nich została zatrzymana na linii granicznej i niewpuszczona do Polski. 1500 osób zostało zatrzymanych w głębi kraju i przewiezionych do zamkniętych ośrodków dla uchodźców. Taka jest skuteczność naszych funkcjonariuszy, i jest to skuteczność wysoka - powiedział. Kamiński odniósł się również do informacji o uchodźcach, którzy przekroczyli granicę polsko-niemiecką. Wskazał on, że część osób znika z ośrodków litewskich, a więc już wewnątrz strefy Schengen. Dodał, że wiele z tych osób wyłapywana jest na granicy polsko-litewskiej w drodze do Niemiec. "Najnowocześniejsza granica" Kamiński dodał, że trwają prace, by wschodnia granica Polski była "granicą najnowocześniej zabezpieczoną w Europie". Zapowiedział, że będzie to "nie tylko bariera fizyczna, niezwykle solidna", ale także systemy elektroniczne. - To będzie nowoczesna granica nie do przejścia - zapewnił. - Łukaszenka nie pozwoliłby sobie na tego typu międzynarodowe ruchy, gdyby nie miał akceptacji Rosji i Putina - powiedział. W czasie wystąpienia Kamińskiego posłowie opozycji skandowali "Gdzie są dzieci?". Magdalena Filiks stanęła przy mównicy z fotografią dziewczynki z pluszową zabawką. "Przywołuję panią do porządku, uniemożliwia pani prowadzenie obrad" - zwrócił się do niej marszałek Ryszard Terlecki (PiS). Gdy szef MSWiA zapowiadał zbudowanie bariery wzdłuż granicy, posłowie PiS bili mu brawo na stojąco. Podejrzane telefony Kamiński przekazał, że ok. 65 proc. osób, które trafiają do Polski, to obywatele Iraku. Jak wskazywał, "w Iraku nie ma wojny domowej, nie toczy się konflikt zbrojny. To są klasyczni migranci, posiadający realne pieniądze" - dodał. Podkreślił, że obowiązkiem rządu jest przedstawianie zagrożeń, jakie wiążą się "z masową nielegalną migracją". - Jest rzeczą oczywistą, że musimy badać, kto do nas trafił. Część z tych ludzi nie ma żadnych dokumentów, cześć z tych ludzi ma fałszywe dowody tożsamości i fałszywe paszporty. Na szczęście mamy pewne możliwości zbierania informacji o ludziach, którzy do nas trafili. Jednym ze źródeł wiedzy o tych ludziach, o ich przeszłości są ich telefony, które muszą być badane - wskazał szef MSWiA. Dodał, że informacje te są konfrontowane ze wszystkimi dostępnymi bazami danych, również z innych krajów. Poinformował, że w pierwszym etapie zbadano 200 telefonów. - Na 200 telefonów uznano, że 50 ich właścicieli może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa i naszych obywateli - powiedział. - W jednym z telefonów znaleziono numer telefonu osoby, która została aresztowana na terenie jednego z państw Unii Europejskiej 22 sierpnia. Wedle baz naszych sojuszników osoba ta przygotowywała zamach terrorystyczny na terenie UE i jest bojownikiem Państwa Islamskiego - powiedział Kamiński. Krzyki i owacje Wystąpienie ministra było przerywane okrzykami posłów opozycji: "Gdzie są dzieci?". W trakcie przemówienia szefa MSWiA protestowała posłanka PO Magdalena Filiks pokazując zdjęcie dziecka. Wystąpienie ministra zakończyło się gromkimi owacjami na stojąco z ław PiS-u i okrzykami "dziękujemy". O to, "gdzie są dzieci z Michałowa" posłowie i posłanki pytali później także wielokrotnie z mównicy sejmowej. Wielu z nich trzymało zdjęcie dziecka, zatrzymanego przez straż graniczną w jednym z ośrodków. Jedno ze zdjęć poseł wręczył przedstawicielowi prezydenta, Pawłowi Solochowi. Z sali było słychać głosy oburzenia, kiedy szef BBN strącił kartkę na ziemię. Z kolei posłanka Agnieszka Dziemianowicz-Bąk poprosiła o minutę ciszy dla uczczenia pamięci migrantów, którzy zginęli na polsko-białoruskiej granicy. Część posłów odmówiła w tym czasie modlitwę.