Z 40-minutowym opóźnieniem rozpoczęła się w poniedziałek konferencja prasowa Antoniego Macierewicza zatytułowana: "Dowody Eksplozji T-154M 10 kwietnia 2010 roku ukryte przez stronę rosyjską". Jeszcze przed rozpoczęciem Macierewicz mówił, że to zupełnie nowe informacje w sprawie. Zaczął od przeprosin za opóźnienie, jednak jednocześnie zasugerował, że winę za problemy techniczne ma ponosić zarządzający Sejmem marszałek Szymon Hołownia. Gdy konferencja się rozpoczęła, na ekranie pojawiło się zdjęcie samolotu wraz z zaznaczonymi fragmentami, gdzie miały zostać zidentyfikowane ślady materiałów wybuchowych. Grafikę opatrzono opisem: "Profesjonalnie zaplanowana całkowita destrukcja polskiego państwowego samolotu Tu-154M". Macierewicz tłumaczył, że prezentowane dowody zostały "zidentyfikowane w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy prac". Podkreślił, że podkomisja wykonała swoją pracę, mimo że "Władysław Kosiniak-Kamysz i Donald Tusk próbowali to utrudniać". Katastrofa smoleńska. Macierewicz prezentuje nowe dowody - Jak wielka ilość materiałów została zidentyfikowana - mówił Macierewicz, omawiając zdjęcia. W kolejnych minutach na ekranie prezentowano fotografie poszczególnych szczątków. Polityk PiS szczególną uwagę poświęcił symbolom NITRO i p-MNT (znacznik plastycznych materiałów wybuchowych). Oznaczenia te miały pojawić się m.in. podczas badania zewnętrznych fragmentów lewego kadłuba, elementach pulpitu sterowania czy statecznika. Macierewicz podkreślał, że "NITRO" to informacja, że wykryto materiał wybuchowy. W dalszej części prezentacji poinformowano, że określenie to oznacza grupę ośmiu konkretnych materiałów wybuchowych detektora, a nie nazwę jakiejkolwiek substancji chemicznej zawierającej grupę nitrową. - Jak państwo się domyślacie, to nie są ręce członków naszej komisji. To badania robione przez stronę rosyjską. To oni identyfikują materiały wybuchowe, ale o tym nie mówią, nie piszą - powiedział Macierewicz, odnosząc się do udostępnianych dowodów w sprawie katastrofy. Poseł PiS omawiał także zdjęcia szczątków z charakterystycznymi defektami i zniszczeniami, które - według niego - mogły powstać jedynie w wyniku eksplozji. Antoni Macierewicz o katastrofie smoleńskiej. "Ukryte celowo" W drugiej części pokazano prezentację, w której analizowano fragmenty raportu z oględzin z 22 września 2012 roku z użyciem czujników materiałów wybuchowych. Poinformowano, że "doszło do wystąpienia alarmów czujników, które nie zostały opisane, albo opisano je, by zafałszować odczytywane dane". - W protokole nie odnotowano wykrycia materiałów wybuchowych, mimo że alarmy pojawiły się wielokrotnie. Zostało to ukryte celowo, co mogą potwierdzać braki ciągłości numeracji alarmów - stwierdził narrator w prezentacji. W ostatniej części wskazano też na rozrzut metalowych szczątków Tu-154M na wrakowisku. Na podstawie przeprowadzonej symulacji stwierdzono, że sporządzone obserwacje świadczą o tym, iż na pokładzie musiało dojść do eksplozji. Podkomisja smoleńska Antoniego Macierewicza - Raport i jego załączniki są przez pana Donalda Tuska i przez pana Kosiniaka-Kamysza ukrywane tak, żeby społeczeństwo nie dowiedziało się, co tak naprawdę się zdarzyło - powiedział na zakończenie Macierewicz. Wyraził jednak zadowolenie, że mimo utrudnień, udało się przedstawić zebrane dowody. Antoni Macierewicz w 2016 roku stanął na czele podkomisji do spraw ponownego zbadania katastrofy. Grupa kilkukrotnie wskazywała w swoich pracach, że w Smoleńsku doszło do eksplozji na pokładzie samolotu. Po zmianie władzy w 2023 roku szef MON Kosiniak-Kamysz zdecydował o likwidacji podkomisji smoleńskiej. Wicepremier zarządził także kontrolę działań, jakie grupa kierowana przez Macierewicza podejmowała na przestrzeni ostatnich lat. Członkom podkomisji zostają cofnięte wszelkie upoważnienia i pełnomocnictwa. Koszt działania organu szacuje się na ponad 70 milionów złotych. Katastrofa smoleńska. Jedyny oficjalny raport 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi - 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Jak stwierdzono w raporcie komisji Jerzego Millera, bezpośrednimi przyczynami katastrofy było "zejście poniżej minimalnej wysokości przy nadmiernej prędkości opadania i mgle uniemożliwiającej widok pasa oraz spóźnione odejście na drugi krąg". W raporcie końcowym stwierdzono, że wyżej opisana przyczyna doprowadziła "do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią". Ministerstwo podkreśla, że raport sporządzony przez Komisję Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego to jedyny oficjalny dokument określający przebieg oraz faktyczne przyczyny katastrofy z 10 kwietnia. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!