- Badania z lipca 2015 wskazywały, że tylko 9 proc. Polaków uznawało problem imigracji za istotny. Był to odsetek znacznie niższy, niż w przypadku innych europejskich krajów. Przywołuję je dlatego, żebyśmy przypomnieli sobie, jak nagle temat, który praktycznie nie istniał w świadomości polskiej opinii publicznej, stał się tak ważny i zdominował przekazy medialne. Dlatego w naturalny sposób politycy kwestię uchodźców wykorzystują i będą wykorzystywać, bo jest aktualna, ważna i do tego prosta do przedstawienia - wskazuje już na wstępie rozmowy z Interią dr Sergiusz Trzeciak, autor książki "Drzewo kampanii wyborczej. Czyli jak wygrać wybory". Informacje migrantów napływały stopniowo i coraz bardziej zagęszczały atmosferę. Najpierw Polacy dowiedzieli się, że kraj przyjmie 2 tys. uchodźców. Potem, w obliczu poszerzającego się kryzysu premier wskazał, że może to być liczba większa. Konkretów nie poznaliśmy. W celu wypracowania wspólnego stanowiska, Ewa Kopacz zaprosiła, poprzez media, na rozmowy liderów polskich partii. Jarosław Kaczyński i Leszek Miller stwierdzili, że z premier rozmawiać nie będą, bo dyskusja na temat uchodźców powinna obywać się w Sejmie, a nie "po kątach". I tak się zaczęło. Obecnie partia rządząca zarzuca opozycji, że nie chcą rozmawiać i wypracować wspólnego stanowiska w kwestii przyjmowania uchodźców. Opozycja z kolei oskarża Kopacz o brak klarownych danych na temat planów rządu ws. przyjmowania określonej liczby migrantów i uleganie naciskom Unii Europejskiej. - Sprawa uchodźców jest ważna, jest również elementem kampanijnej gry i z pewnością wpłynie na preferencje wyborców - wskazuje w rozmowie z Interią dr hab. Norbert Maliszewski z UW. - Partie polityczne zawsze walczą, o to aby się różnić. Tylko wówczas, kiedy się różnią, są alternatywą dla wyborców o różnych poglądach - zauważa z kolei Trzeciak. "Kopacz nieudolnie naśladuje Tuska" Każda z partii próbuje wpasować się w nastroje i "ugrać" jak najwięcej - jeśli chodzi o jesienny wynik wyborczy. - Kampania objazdowa po Polsce Ewy Kopacz okazała się fiaskiem. Od poniedziałku plan PO wyraźnie się zmienił. Partia wraca do pomysłu z czasu kryzysu ukraińskiego, kiedy Donald Tusk reakcją na ten kryzys wygrał wybory do Europarlamentu. Kopacz próbuje powtarzać ten sam schemat, ale robi to nieudolnie - wskazuje Norbert Maliszewski. - Zazwyczaj w sytuacji kryzysu notowania partii rządzącej rosną, bo jej członkowie są częściej w mediach, mają szansę reagować, a polityk będący na jej czele ma okazję stać się mężem stanu. Zdaniem Maliszewskiego, Kopacz chciała za takiego męża stanu uchodzić, dlatego zaprosiła na ponadpartyjne spotkanie. W opinii prof. Radosława Markowskiego, było to rozsądne posunięcie. - Chciałbym, aby rząd polski miał w tej sprawie pryncypialne stanowisko, osiągnięte po konsultacjach z innymi ugrupowaniami, że przyjmujemy jasno określoną liczbę uchodźców z wyraźnym rozróżnieniem na emigrantów ekonomicznych i uchodźców - przyznaje. "Kaczyński nigdy nie przychodzi" Ze spotkania nie dość, że nie wynikło nic konkretnego, to jeszcze zabrakło na nim Kaczyńskiego i Milliera. - Problem z Kaczyńskim jest taki, że on systematycznie odmawia - komentuje dla Interii nieobecność prezesa Markowski i przypomina nieobecność prezesa PiS na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego. - Dziwi mnie za to decyzja Leszka Millera - dodaje. - Ktokolwiek będzie rządził po 25 października, coraz bardziej będzie mieć też do czynienia z problemem uchodźców. Takie kwestie należy załatwiać ponadpartyjnie i na drodze konsensusu. Strzelanie fochów, że spotkanie zwołano zbyt szybko, jest niepoważne - wskazuje ekspert. - Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby premier Kopacz zwołał spotkanie wcześniej, ale być może nastąpiła potrzeba zwołania nagłej narady, która wynikała z kalendarza Unii Europejskiej, a my o niej nie wiemy - zaznacza. "Badania opinii można zmanipulować" Z planów KE wynika, że Polska miałaby przyjąć w sumie 12 tys. uchodźców, więcej przyjmą Francja Hiszpania i Niemcy, innym krajom przyznano kwoty zdecydowanie niższe. W Polskiej opinii publiczne przeważa głos sprzeciwu, wobec narzuconej przez KE kwoty uchodźców. - Przeglądając badania opinii publicznej widać, że jest to temat trudny do zdefiniowania. W zależności jak zostanie zadane pytanie, odpowiedzi są bardzo różne. Kiedy zapytamy, czy jesteś za przyjmowaniem uchodźców - więcej badanych odpowie przecząco, ale kiedy zapytamy - czy jesteś za pomocą - otrzymamy więcej odpowiedzi twierdzących, bo przecież możemy pomagać wysyłając konkretne rzeczy czy pieniądze. Te badania są bardzo zróżnicowane i zmanipulowane w zależności od tego jak postawimy pytanie. Przeglądając internet widzimy, że Polacy coraz bardziej zaczynają się obawiać uchodźców, a na tym skorzystać mogą środowiska, które zajmą najbardziej radykalne stanowisko w tej sprawie. Jest to temat politycznie nośny - podkreśla Trzeciak. I korzystają głównie środowiska związane z Ruchem Narodowym i partia KORWiN. Kopacz lawiruje, by nie stracić wyborców Do tego powstał informacyjne chaos. Premier Kopacz nie potwierdza, czy Polska ma zamiar wypełnić wskazania Komisji Europejskiej. - Polski nie stać dzisiaj na przyjmowanie imigrantów ekonomicznych, ale chcemy przyjmować uchodźców, tych którzy nie mogą w swoim kraju czuć się bezpiecznie - mówiła w czwartek premier Ewa Kopacz. Wskazywał, że kwestia uchodźców to nie tylko problem rządu ale test na przyzwoitość. - Premier stara się unikać konkretów w tym temacie, który stał się gorącym kartoflem - wskazuje Trzeciak. - W polityce Ewy Kopacz widać chaos - z jednej strony chce być mężem stanu, a z drugiej nie zajmuje klarownego stanowiska ws. uchodźców. Jej zachowanie może zostać odebrane jako lawirowanie, aby poprzez wyrazistą postawę nie zniechęcić do siebie zbytnio opinii publicznej i nie stracić wyborców - mówi z kolei Maliszewski. W jego opinii PiS ma łatwiejszą rolę, ale musi uważać, by nie popełnić błędu i nie zradykalizować zbytnio swojego stanowiska ws. przyjmowania uchodźców. - Z jednej strony może "ogrywać" lęki związane z przybyciem uchodźców, ale z drugiej nie może mówić językiem partii nacjonalistycznej, bo straci wyborców bardziej centrowych. Z kolei Zjednoczona Lewica wie, że gra o tych samych wyborców co PO, więc korzysta z błędów Ewy Kopacz w tej sprawie. Problemy Platformy to zyski zjednoczonej lewicy - wskazuje Maliszewski. Kryzys stał się elementem politycznej gry - Partie zawsze walczą, o to aby się różnić. Tylko wówczas, kiedy się różnią są alternatywą dla wyborców o różnych poglądach - wskazuje Trzeciak. - Z kryzysu uchodźców uczyniono elementem gry wyborczej, i nie ma co do tego wątpliwości - mówi Maliszewski. - Nasze partie polityczne nie potrafią zbudować minimum konsensusu w przypadku poważnego kryzysu na niwie polityki zagranicznej, co w krajach dojrzałej demokracji jest rzeczą dość typową. Można się spierać w czasie kampanii, ale jeśli chodzi o tak ważne sprawy należałoby wypracowywać razem najlepsze rozwiązania - podsumowuje Maliszewski.