Posłuchaj Kontrwywiadu: Konrad Piasecki: Marszałek Sejmu, Bronisław Komorowski, dzień dobry. Bronisław Komorowski: Dzień dobry. Jeśli pan pozwoli, panie redaktorze, podkreślam, że jestem na żywo, bo ostatnio się zdarza, że politycy opozycji jakieś ekskluzywne mają zasady w radiach, w radiu publicznym. To nie w radiu RMF, my zawsze na żywo. Unia dogaduje się z Czechami. Będzie traktat, będzie prezydent Unii. Pan, panie marszałku, ma swojego kandydata? Nie, ja swojego nie mam, dlatego, że uważam, że to musi być kandydat Polski i powiedziałbym więcej: powinna być gotowość polska do prowadzenia swoistego handlu. Ale kandydat powinien mieć polskie nazwisko czy nazwisko europejskie, ale z polskim poparciem? W tych kwestiach zawsze propozycję przedstawia rząd Polski. Ja przypuszczam, że wszyscy wiemy, że skończy się raczej na kandydaturze jakiegoś dużego kraju, konkretnie największe szanse ma Wielka Brytania. Obejrzyj Kontrwywiad: Czyli Tony Blair. To musi mieć swoją cenę. To musi mieć swoją cenę, którą Polska uzyska na innych obszarach polityki Unii Europejskiej. Lech Wałęsa zawsze marzył o tym, że zostanie prezydentem zjednoczonej Europy, no i proszę - na tacy mu dają stanowisko. To może Lecha Wałęsę popromujmy? Trzeba by zapytać pana prezydenta, czy dzisiaj by również chciał, ale to jest jakiś pomysł. To jest jakiś pomysł, żeby, tak powiem, tym nazwiskiem błysnąć i pokazać światu, że mamy poważne kandydatury, ale pamiętajmy o jednym: że Polska uzyskała funkcję przewodniczącego Parlamentu Europejskiego i za dużo na raz chcieć to czasami może się źle skończyć. Czyli my w tym rozdaniu będziemy walczyli co najwyżej o wiceszefa unijnej dyplomacji. Kto - Radek Sikorski? Nie, Polska będzie walczyła - jak sądzę - raczej nie o stanowisko, w sensie takim taktycznym, że mamy tutaj oczekiwania, ale najważniejszą dla Polski sprawą jest wejście bardzo mocne na poziomie urzędniczym. Na poziomie służby zewnętrznej Unii Europejskiej, bo mówiąc wprost: ona teraz powstaje. Jeżeli dzisiaj wprowadzimy dużo... Czyli raczej urzędnicy niż politycy. Tak, jeżeli dzisiaj skierujemy tam dużo dobrych ludzi, będziemy mieli realny wpływ w przyszłości. Panie marszałku, a skoro o prezydenturach. Wygląda na to, że Hiszpania przydała panu otwartości i szczerości. Nie, ma pan na myśli jakiś wywiad taki? Pan mówi "nie muszę, ale mogę kandydować na prezydenta". Do tej pory mówił pan "nie chcę, nie muszę, nie mam ambicji". No, jak to z Hiszpanami, zawsze coś tam źle przetłumaczą... Poniósł ich hiszpański temperament? Mówiłem to, co zawsze. Mówiłem "wiele mogę, nic nie muszę", bo uważam, że mam pewien potencjał, ale jestem głęboko przekonany, że kandydatem na prezydenta w Polsce będzie Donald Tusk. Tak świadczą, mówią o tym wszystkie sondaże opinii publicznej. Ale nie uważa pan, że afera hazardowa trochę go odsuwa od tej prezydentury? Nie, na razie nie widać tego. Stracił otoczenie, stracił impet, dobre samopoczucie? Ale jednocześnie pokazał, że potrafi bardzo ostro potraktować nawet własne, najbliższe otoczenie, jeżeli wchodzi w grę problem podejrzeń korupcyjnych czy jakichś innych. Tusk ma 31 procent, pan 17. No, to nie jest taki zły kapitał. Razem to jest dużo. To jest dużo. W pojedynkę też jest sporo. Wie pan, to cieszy, co mam udawać, że mnie nie cieszy. Cieszy oczywiście, bo to jest przejaw zaufania i ocena całej kariery politycznej i życiowej, ale ja jeszcze raz chciałem powiedzieć: ja uważam, że celem jest wygranie prezydentury, a nie jej rozgrywanie dzisiaj, więc... Choć gdyby padło na Bronisława Komorowskiego, to pan by nie powiedział "nie". Nie no, powiązawszy, powinien być to kandydat Platformy Obywatelskiej i dzisiaj nim jest - i według mnie będzie do końca - Donald Tusk. Ale Bronisław Komorowski może nim być takoż. Jest pan bardzo miły. Pytam pana o pańskie zdanie. Nie no, jeszcze raz to samo powtórzę... To nie powtarzajmy. Jeszcze raz powtórzę to samo: Donald Tusk ma gigantyczne poparcie w opinii publicznej. To jest ogromny kapitał w walce o prezydenturę. I premier groźnym wzrokiem patrzy, rozgląda się po sali, mówi, że Sejm musi przyjąć ustawę hazardową szybko i bez poprawek. Premier każe - Sejm musi? Sejm - nie. Ale kluby może niektóre tak. Ale będzie pan w stanie przyłożyć posłom nóż do gardła i powiedzieć "głosujcie szybko, w dwa-trzy tygodnie uporajcie się z tą ustawą"? Nie. To będzie zależało od ustaleń klubowych. Ja mogę wprowadzić coś pod obrady - i wprowadzę oczywiście ustawę hazardową, jeżeli przyjdzie z rządu. Wprowadzę jak najszybciej, bo uważam, że to jest z korzyścią dla polskiego życia politycznego, wyjaśnienie także intencji rządu w tej sprawie, która była przedmiotem ogromnej krytyki opinii publicznej. Ale czy to się wydarzy tak szybko, jak chce premier? Na razie tej ustawy nie ma w Sejmie. No właśnie. O to pytam. Jeżeli trafi do laski marszałkowskiej, na pewno szybko skieruję ją do prac. Ale co dalej? Komisja śledcza też miała powstać szybko i jakoś tak bardzo szybko nie powstała. Póki co jej nie ma. Powstaje w odpowiednim, dobrym tempie. Kiedy zostanie powołana, pańskim zdaniem? Proszę zwrócić uwagę, że krytykują, mówią, sugerują, że coś się za wolno dzieje, ci, którzy sami uniemożliwili powstanie komisji śledczej np. w sprawie śmierci pani Barbary Blidy. PiS powiedział wtedy wprost: "Przed wyborami nie będzie komisji" - i nie było. Dopiero po wyborach. PiS musiał przegrać wybory, aby komisja badająca sprawę pani Barbary Blidy mogła powstać. Dzisiaj jest odwrotnie. Kiedy powstanie komisja śledcza? Już jest po pierwszej debacie. Zakładam, że na najbliższym posiedzeniu Sejmu zostanie przegłosowany projekt uchwały i powołany skład osobowy. Nie ma żadnych problemów konstytucyjnych z uchwałami? Są, ale nie są to takie nieprzekraczalne. Da się jakoś to załatwić? Kluby dostały opinie prawników Kancelarii Sejmu. Wszystkie trzy projekty uchwały poszły do komisji ustawodawczej, która zawsze zajmuje się badaniem konstytucyjności projektów. Nie mam żadnego sygnału, który by mówił tyle, że coś jest takiego w tych projektach, że to je dyskwalifikuje. Tak naprawdę zadecyduje większość, bo są nieco odrębne koncepcje co do zakresu prac komisji śledczej. Zbigniew Chlebowski się nam dzisiaj objawił. Mówi w "Polsce": "Ktoś zagrał moją głową!". Czy pan by oczekiwał, żeby on zrzekł się mandatu poselskiego, po tym co się stało? Nie. Nie sądzę. To co zrobił, wystarczy - to zawieszenie? Ja jestem człowiekiem, który jest ostatni w żądaniach, żeby inni robili coś wbrew swoim własnym interesom. Poseł jest wybrany, poseł ma prawo się bronić. Po to jest komisja śledcza, żeby Zbigniew Chlebowski też tam mógł się bronić. Jak sądzę, tam będzie mógł powiedzieć bardzo wiele. Jego decyzje o zawieszeniu panu wystarczają? Uważam, że to jest absolutnie zachowanie ponadstandardowe. To, że zawiesił członkostwo w klubie, zawiesił członkostwo w partii, zrezygnował z przewodniczącego komisji finansów publicznych i szefa klubu - naprawdę nikt wcześniej tak daleko idących pewnych gestów w stosunku do środowiska własnego nie zrobił. To już na koniec, bo dręczy mnie pytanie - rzeczywiście byli posłowie, którzy 600 osób przenocowali w ciągu dwóch lat w hotelu poselskim? To nie zawsze były osoby, to tzw. osobodoby. Ale 600? To oni tam drużyny piłkarskie nocowali? Różnie to bywało. W przyszłym tygodniu przedstawię Prezydium Sejmu propozycję uregulowania prawnego... Tylko żony, mężowie i dzieci? Sprawą było to, że te wszystkie noclegi - one odbywały się w pewnej próżni prawnej. Nie było żadnych uregulowań. Decydowała wola dyrektora hotelu lub szefa Kancelarii Sejmu. To się skończy. Będą wedle określonych kryteriów... Również moralnych kryteriów? To nie jest hotel, to jest dom poselski. A moralne kryteria weźmie pan pod uwagę? Nie. No bez przesady - takich rzeczy się nie sprawdza. Koleżankę można nocować? Właśnie nie. Nie można nocować osób trzecich. Aha. Bo wie pan, bo między koleżanką, a np. kolegą koleżanki to jest też... Osoby najbliższe na zasadzie gościny w domu pana posła będą mogły nocować.