"The Spectator": Władimir Putin wierzy, że los mu sprzyja. I niestety może mieć rację
Kijów mierzy się z katastrofą wojskową i kryzysem politycznym, natomiast kryzys gospodarczy sprawia, że Europa jest strategicznie bezsilna, a amerykańska administracja spieszy się do zawarcia porozumienia pokojowego. Nic dziwnego więc, że Putin wierzy, że czas i los mu sprzyjają.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia bliżej świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie.
Kreml dołożył wszelkich starań, by wizyta zięcia Donalda Trumpa Jared Kushnera i specjalnego wysłannika Steve'a Witkoffa w Moskwie przebiegła pomyślnie. Witkoff i Kushner niemal bez ochrony spacerowali w towarzystwie wysłannika Putina Kiryła Dmitriewa wśród tłumów na Placu Czerwonym po lunchu w ekskluzywnej restauracji na ulicy Pietrowka.
Nieprzypadkowo w tym samym czasie w mieście był również chiński minister spraw zagranicznych Wang Yi, który spotykał się z przewodniczącym rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa Siergiejem Szojgu. Rosja zapewniła Pekin o swoim poparciu dla polityki "jednych Chin".
To był wyrafinowany pokaz wielkiej siły, mający wysłać wielowątkową wiadomość do Donalda Trumpa. Po pierwsze, Kreml pokazał swoją solidarność z Chinami. Sojusz smoka z niedźwiedziem jest gotowy, by stać się kolejnym światowym supermocarstwem.
Po drugie, było to pokazanie, że Rosja postrzega Ukrainę jako nieznaczny szczegół w znacznie większej geopolitycznej rozgrywce, w której trzy wielkie mocarstwa dzielą między siebie świat, a Europa zostaje zepchnięta na margines.
Po trzecie, poprzez spacer Witkoffa ulicami Moskwy, w tym przejście obok domu towarowego TsUM, którego okna wypełnione są luksusowymi zachodnimi towarami objętymi sankcjami, Kreml pokazywał, że rosyjska stolica jest oczywiście bogata, stabilna i bezpieczna. To miasto nie zauważyło toczącej się wojny - brzmiała niezbyt podprogowa wiadomość Kremla. To miasto, w którym ważni urzędnicy mogą spacerować wśród tłumów bez obawy, że będą zaczepiani przez wściekłych obywateli.
Działania USA są w oczach Kremla oznaką słabości
Władimir Putin wierzy, że wszystko idzie zgodnie z jego planem, nawet gdy rozmawia na temat planu pokojowego dla Ukrainy. Tak, jego gospodarka ucierpiała na skutek sankcji i ogromnych wydatków wojennych, a ucierpi jeszcze bardziej na skutek ukraińskich ataków na tankowce z floty cieni, terminale naftowe i rafinerie. Mimo to Putin ma jednak dobre powody, by sądzić, że jego przeciwnicy z Waszyngtonu, Brukseli i Kijowa są w gorszej formie od niego.

Takie przekonanie jest źródłem jego uporu, by naciskać na utrzymanie maksymalistycznych celów wojny. Nawet jeśli przywódcy europejscy i Wołodymyr Zełenski ograniczają 28-punktowy plan pokojowy Białego Domu, określany jako "28PPP", Kreml idzie w przeciwnym kierunku i nalega, by 28PPP nie był zbyt niekorzystny dla Rosji.
Sam fakt, że Waszyngton jest tak chętny do rozmów pokojowych, jest według Kremla oznaką słabości - twierdzi były rosyjski dyplomata Borys Bondarew, najwyższy rangą rosyjski urzędnik, który uciekł na zachód na znak protestu po inwazji w 2022 roku.
"Pilność amerykańskiej inicjatywy jest według Putina sygnałem, że Waszyngton się poddaje. Nie dlatego, że doznał strat, ale dlatego, że jest zmęczony, przerażony i niechętny zaangażowaniu" - napisał Bondarew w niedawnym artykule. Z rosyjskiej perspektywy Trump "pokazuje bezsilność mocarstwa niezdolnego do obrony własnych interesów". Co gorsze, Trump "nie rozumie, że gdy państwo raz zadeklarowało wsparcie sojusznika, to nie może zrezygnować z tej obietnicy tak ostentacyjnie" - pisze były dyplomata.
Administracja Trumpa już pokazała, że jest gotowa uznać zarówno Donbas, jak i Krym za rosyjskie. Co ważniejsze, nawet znany proukraiński senator Lindsey Graham dał jasno do zrozumienia, że Stany Zjednoczone nigdy nie zgodzą się na członkostwo Ukrainy w NATO.
Takie stanowisko było od dawna oczywiste, ale były sekretarz stanu Antony Blinken podjął fatalną decyzję, by jeszcze przed rozpoczęciem wojny nie uznać tego oficjalnie w dokumentach. Skoro najpotężniejszy sojusznik Kijowa już zgadza się uznać tak fundamentalne propozycje na samym początku rozmów, to dlaczego Putin nie miałby naciskać na więcej?
Ukraina znajduje się w kryzysie politycznym i wojskowym
Na froncie w Ukrainie Rosja odnotowuje kolejne postępy. Ponura i przedłużająca się bitwa o przejęcie kontroli nad Pokrowskiem w Donbasie, który według słów Putina upadł w tym tygodniu, odwróciła uwagę od znacznie większych postępów Rosjan na południu w obwodzie zaporoskim.
W listopadzie Rosja okupowała już w tym regionie 502 kilometry kwadratowe. To cztery razy więcej niż we wrześniu. Siły Kremla są już 20 km od Zaporoża - stolicy obwodu oraz trzeciego co do wielkości miasta na wschodnim brzegu Dniepru po Charkowie i Doniecku. Są również coraz bliżej okrążenia Hulajpola.
Bezwzględna i systematyczna wojna powietrzna prowadzona przez Moskwę przeciwko ukraińskiej sieci energetycznej zbliża ją do osiągnięcia ponurego celu, jakim jest pogrążenie całych regionów w zimowej ciemności.

W Kijowie polityczny nastrój jest gorączkowy. W ubiegłym tygodniu Wołodymyr Zełenski został zmuszony do zdymisjonowania swojego najbliższego doradcy i prawej ręki Andrieja Jermaka, na skutek wejścia do jego domu policji w związku ze śledztwem służb antykorupcyjnych dotyczącym procederu defraudacji ok. 100 mln dolarów z funduszy przeznaczonych na budowę systemu obronnego. Skandal związany z czerpaniem zysków z wojny już zebrał żniwo wśród kilku ministrów i przyjaciół Zełenskiego. W tym tygodniu ukraińscy posłowie wstrzymali start prac parlamentu, krzycząc: "rząd do dymisji".
Według byłej rzeczniczki prasowej Zełenskiego Julii Mendel "ukraiński parlament jest sparaliżowany. Długotrwały kryzys polityczny w kraju właśnie osiągnął punkt kulminacyjny".
Analityk polityczny Wołodymyr Petrow, długoletni przyjaciel i rzecznik Zełenskiego stwierdził w wywiadzie w telewizji we wtorek, że według niego "Zełenski ma nas dość. Mam wrażenie, że zdecydował się posłać nas wszystkich do piekła. Jest zmęczony tłumaczeniem nam, po cholerę jest nam ta wojna".
Petrow przewiduje również, choć bez dowodów na poparcie swoich tez, że "do 15 grudnia uda się podpisać zawieszenie broni, a Zełenski odejdzie".
Optymizm Macrona, optymizm Putina
Sam Zełenski podróżuje po europejskich stolicach, zbierając dyplomatyczne i finansowe wsparcie, wymieniając się uściskami na schodach Pałacu Elizejskiego ze swoim niezłomnym sojusznikiem, a jak twierdzą krytycy - również tracącym wpływy, prezydentem Francji Emmanuelem Macronem.
Jak zwykle optymistyczny Macron stwierdził, że nowe europejskie sankcje wymierzone w tankowce z floty cieni przewożące ok. 40 proc. rosyjskiej ropy wkrótce sprawią, że Rosja upadnie.
- Naprawdę wierzę, że w najbliższych tygodniach presja na rosyjską gospodarkę sprawi, że jej możliwości finansowania wojny znacząco się zmienią - stwierdził Macron.

W chwili, gdy to mówił, Europejski Bank Centralny ostatecznie zniweczył plan "pożyczki reparacyjnej" w wysokości 140 mld euro pochodzącej z zamrożonych rosyjskich aktywów twierdząc, że taka pożyczka byłaby niezgodna z traktatami unijnymi.
- To pokazuje twarde granice "gospodarki opartej na darowiznach" - twierdzi były szef ukraińskiego Banku Centralnego Kiryło Szewczenko.
- Europa chce wspierać Ukrainę na dużą skalę, ale żadna poważna instytucja nie chce ponosić prawnego i politycznego ryzyka związanego z zamrożonymi rosyjskimi aktywami - dodaje. Bezpośrednim rezultatem tej decyzji jest to, że Kijowowi kończą się opcje dalszego finansowania wojny.
Nawet były minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba, długoletni uczestnik rozmów z sojusznikami Ukrainy przez pierwsze trzy lata wojny przyznaje, że "nadszedł czas przyznać poważną i bolesną prawdę, że Ukraina ponosi taktyczną porażkę".
- Gdy przyznamy to i będziemy gotowi się z tym zmierzyć, będziemy mogli zacząć odbudowywać naszą przyszłość - stwierdził.
Kijów mierzy się z katastrofą wojskową i kryzysem politycznym, natomiast kryzys gospodarczy sprawia, że Europa jest strategicznie bezsilna, a amerykańska administracja spieszy się do zawarcia porozumienia pokojowego.
Nic dziwnego więc, że Putin wierzy, że czas i los mu sprzyjają. Jednocześnie, jak wskazuje Kułeba, Ukraina pozostaje niepodległa i wolna, pomimo prób Putina, by ją zmiażdżyć. Dopóki tak będzie, Putin nie zwycięży, a jedynie dokona bardzo krwawej aneksji Donbasu, pozostawiając pozostałe 80 procent Ukrainy poza swoją kontrolą.
Tekst przetłumaczony z "The Spectator".
Autor: Owen Matthews
Tłumaczenie: Krzysztof Ryncarz
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji









