"The Spectator". Organizacja Narodów Zjednoczonych rozpada się na naszych oczach
Organizacja Narodów Zjednoczonych jest wyszydzana nawet przez jej stałych pracowników - krytykuje na łamach brytyjskiego "Spectatora" Edmund Fitton-Brown, były koordynator ONZ ds. terroryzmu. Autor zarzuca sekretarzowi generalnemu ONZ nepotyzm i błędną strategię. Tylko w Interii - publikujemy ten tekst w całości.

Interia współpracuje z czołowymi redakcjami na świecie. W naszym cotygodniowym, piątkowym cyklu "Interia Bliżej Świata" publikujemy najciekawsze teksty najważniejszych zagranicznych gazet. Brytyjski, konserwatywny "The Spectator", z którego pochodzi poniższy artykuł, ukazuje się nieprzerwanie od 1828 r., co czyni go najstarszym tygodnikiem na świecie.
Światowi przywódcy i ministrowie spraw zagranicznych spotkali się w ubiegłym tygodniu w Nowym Jorku na Zgromadzeniu Generalnym ONZ. Podczas obrad przedstawiono uznanie państwa palestyńskiego przez kolejne kraje jako postęp w kierunku osiągnięcia pokoju. W rzeczywistości nie ma z nim nic wspólnego. Potwierdza jedynie to, co stawało się w ciągu ostatnich ośmiu lat coraz bardziej oczywiste dla każdego obserwatora ONZ: organizacja ma się źle, a jej sekretarz generalny Antonio Guterres jest ucieleśnieniem jej upadku.
ONZ nie jest obca dysfunkcjonalność, czego doświadczyłem z pierwszej ręki, pracując przez pięć lat jako koordynator ds. przeciwdziałania terroryzmowi w Radzie Bezpieczeństwa.
Każdy sekretarz generalny musi mierzyć się z zarzutami o nieistotność, hipokryzję i niekompetencję. Ale Guterres wyróżnia się tym, że przewodzi organizacji, która jest obecnie wyszydzana nawet przez jej pracowników. Nie jest to zwykła frustracja związana ze zbyt małą liczbą pracowników, czy przywiązaniem do biurokracji. To męczące uznanie, że instytucja zgubiła swoją drogę, a jej przywódca jest bardziej zainteresowany wzmacnianiem swoich coraz większych referencji niż gwarantowaniem rezultatów.
Antonio Guterres. Mąż stanu czy staromodny socjalista?
Guterres prezentuje się jako mąż stanu, ale w rzeczywistości jest staromodnym europejskim socjalistą ze wszystkimi tego cechami: wiecznym kaznodziejstwem, brakiem moralnej odwagi i skłonnością do nagradzania lojalnych przyjaciół prestiżowymi stanowiskami, do pełnienia których nie mają kwalifikacji.
W rezultacie otrzymujemy pustą organizację, w której osobista lojalność i patronat narodowy liczą się bardziej niż kompetencje.
W ONZ od zawsze panowało pewnego rodzaju kumoterstwo, ale pod rządami Guterresa stało się to organizacyjną zasadą zatrudniania. Wysocy rangą urzędnicy z odpowiednim doświadczeniem są odstawiani na bok, podczas gdy przeciętniacy z wewnętrznego kręgu sekretarza trafiają na wysokie stanowiska.
Szczególny niepokój zapanował wśród pracowników ONZ wcześniej tego roku, gdy Guterres awansował w marcu swojego rodaka - Portugalczyka Miguela Gracę na asystenta sekretarza generalnego, czyniąc go jednocześnie szefem swojego biura wykonawczego. Krytycy zwrócili uwagę, że można było dokonać zmiany bez ponoszenia kosztów, zamiast obciążać budżet wynagrodzeniem nowego zastępcy sekretarza generalnego w okresie, gdy potrzebne są oszczędności.

Guterres jest wyjątkowo słabym przywódcą. Nigdy nie zapomnę próżni na szczycie hierarchii podczas pandemii COVID-19 i po jej zakończeniu, kiedy ONZ stała się pośmiewiskiem Nowego Jorku z powodu nadmiernego przywiązania do pracy zdalnej.
Zamiast przewodzić apelom o powrót pracowników do biura, Guterres przekazał podejmowanie decyzji kierownictwu średniego szczebla, które ostatecznie musiało ponieść ciężar skarg pracowników dotyczących powrotu do Turtle Bay na Manhattanie.
- Guterres brzmi, jakby zależało mu na dobrym samopoczuciu pracowników, ale musieliśmy nakładać na nich obowiązki zarządzania operacyjnego - powiedział mi jeden z wysokich rangą pracowników ONZ.
"Równość jest dobra dla biurokratów"
Na tym liczba zarzutów się jednak nie kończy. Równie rzucająca się w oczy jest jego niekonsekwencja w głośnym postulowaniu równowagi płci na wysokich stanowiskach. Czasami nawet posuwał się do odrzucania starannie przygotowanych list kandydatów do rozmów kwalifikacyjnych i naleganie na wybór kobiety.
Gdy jednak chodziło o jego reelekcję w 2021 roku, cała gadka o równouprawnieniu kobiet wyparowała. Nie było mowy o ustąpieniu i poparciu kobiecej kandydatury. Wychodzi na to, że równość jest dobra dla biurokratów, ale nie dla niego.
Hipokryzja jest zauważalna i podważa morale. W sprawie nowego portugalskiego asystenta ten konkretny mężczyzna z Globalnej Północy przeciwstawił się trendowi do promowania kobiet z Globalnego Południa gdzie tylko się da.
Krucjata Guterresa na rzecz modnych zagadnień nie kończy się na polityce dotyczącej płci. Na Zachodzie jego progresywność wydaje się szlachetna, jednak takie podejście pokazało swoje katastrofalne skutki w krajach rządzonych przez konserwatystów. Nie jestem zwolennikiem kary śmierci, ale skoro trzech na pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ją stosuje (Chiny, Stany Zjednoczone i technicznie rzecz biorąc Rosja), co usprawiedliwia przyjmowanie tak nieugiętego stanowiska przeciwko stosowaniu jej w Iraku?
Gdy nadmierna ingerencja ONZ prowadzi do wyrzucenia organizacji z kraju, to kraj taki i jego obywatele pozostają bez wsparcia i ochrony, której tak bardzo potrzebują. Widzieliśmy w ostatnich latach, jak ONZ zostało zmuszone do opuszczenia Mali, Sudanu czy Demokratycznej Republiki Konga, a także zakończenia działań na rzecz sprawiedliwości dla ofiar Państwa Islamskiego w Iraku.
Nawet pracownicy, którzy nadal wierzą w kluczową rolę ONZ, tracą nadzieję w związku z efektem Guterresa. Jeden z urzędników wypowiedział się na temat obecności sekretarza na szczycie BRICS w Rosji w październiku ubiegłego roku, gdzie sfotografowano go, jak z szacunkiem podawał dłoń Władimirowi Putinowi.
- NATO nie postawiłoby Guterresa w tak trudnej pozycji, zapraszając go na ich szczyt. A nawet gdyby to zrobili, to Guterres by odmówił - mówi.
Ta wypowiedź nie tylko pokazuje frustrację, ale też uznanie, że ONZ pod rządami Guterresa się zagubiła. On jednak pozostaje głuchy na te ostrzeżenia, wyraźnie bardziej zainteresowany uznaniem ze strony najmniejszej grupy państw wspólnego interesu w Zgromadzeniu Generalnym niż pozostaniem organizacji w Bagdadzie czy Bamako, gdzie można by wywrzeć pozytywną zmianę.

Mimo wszystkich tych problemów wewnętrznych ONZ nadal cieszy się uznaniem szerszej publiczności, a jej budżet na bieżące wydatki wynosi 2,75 mld funtów (13,4 mld zł). Dla wielu pozostaje arbitrem legitymacji w sprawach światowych, pewnego rodzaju świeckim Watykanem, którego oświadczenia noszą moralną wartość tylko z uwagi na to, przez kogo zostały wydane. Ta niewłaściwa uległość jest dokładnie tym, co pozwoliło różnym specjalnym sprawozdawcom ONZ wyrazić szalone twierdzenia, że Wielka Brytania i jej zachodni sojusznicy są seryjnymi łamaczami praw człowieka.
Coraz więcej krajów krytykuje ONZ. Przewodzą im Stany Zjednoczone
W wielu regionach świata wybuchły konflikty w ostatnich latach, ale Guterres zrobił niewiele, by je powstrzymać. Najbardziej widać to na przykładzie Gazy. Jego początkowa reakcja na atak terrorystyczny 7 października 2023 roku? "Nic nie dzieje się w próżni".
Od tego czasu jego interwencje skupiały się niemal całkowicie na kwestiach humanitarnych, ale nie za wiele wspominał o porwanych. Jego niekończące się wezwania do zawieszenia broni nie stawiały żadnych warunków wobec Hamasu.
Mimo że kilka krajów wyrażało swoje zaniepokojenie, agresywnie kontrowersyjna Francesca Albanese została ponownie wybrana na stanowisko sprawozdawcy ds. Palestyny. ONZ pozostało głuche na coraz głośniejsze zarzuty Stanów Zjednoczonych wobec UNRWA - operacji wspierającej palestyńskich uchodźców, która jest skompromitowana w związku ze swoim długim powiązaniem z Hamasem. ONZ alienuje również Stany Zjednoczone poprzez odmowę współpracy z amerykańsko-izraelską Fundacją Humanitarną dla Gazy.
Trwałość marki ONZ sprawiła, że opublikowany ostatnio raport o ludobójstwie w Strefie Gazy został przyjęty z powagą godną pisma świętego, a nie jako kontrowersyjny dokument, jakim w rzeczywistości był. Fakt, że przewodniczącym "panelu eksperckiego", który sporządził raport, jest osoba o długiej historii uprzedzeń wobec Izraela, zostało przemilczane, gdy jej ustalenia zyskały aprobatę ONZ.
Ciągła iluzja świętości ONZ pozwala jej instytucjom na prezentowanie uprzedzeń i przyjmowanie ich jako niezależny osąd. Ta iluzja świętości nie oszukuje jednak nikogo w Waszyngtonie, gdzie najpotężniejszy członek ONZ i jej największy fundator już ostrzy sobie noże na organizację, do której stracił całe zaufanie. Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa na tegorocznym Zgromadzeniu Ogólnym było pełne pogardy wobec sposobu radzenia sobie przez organizację z wyzwaniami międzynarodowymi.
ONZ potrzebuje reformy i zmiany przywództwa
Do tego wszystkiego dochodzi absurdalna kwestia uznania państwowości. W momencie pisania tego tekstu 156 ze 193 państw członkowskich ONZ już uznaje Palestynę, jednak nie prowadzi to do niczego. Zwykli Palestyńczycy nie są od tego ani bardziej wolni, ani bezpieczniejsi, ani bogatsi niż wcześniej.

W najlepszym wypadku uznanie Palestyny nadaje pozory legalności "prezydentowi" Mahmoudowi Abbasowi i jego skorumpowanej Autonomii Palestyńskiej - ciału, które zostało tak zdyskredytowane, że straciło kontrolę nad dużymi obszarami Zachodniego Brzegu na rzecz grup wspieranych przez Iran. W najgorszym - uznanie uczy ekstremistów, że zamachy działają. Aplauz w Zgromadzeniu Ogólnym tylko podkreślił tę wiadomość.
Państwa członkowskie, którym ciągle zależy na ONZ, nie powinny żyć w iluzji. Organizacja, która nie potrafi nazwać Hamasu tym, czym jest, która traci swoje misje poprzez narzucanie zachodniej agendy społecznej sceptycznym gospodarzom, i która budzi pogardę wśród własnych pracowników, a mimo to jakoś jest w stanie utrzymywać swój blask i wiarygodność jako znany na świecie arbiter w sprawach dyplomacji, nie tylko sama ponosi porażkę. Niektóre z jej perwersji czynią świat bardziej niebezpiecznym.
ONZ została założona, by bronić pokoju i bezpieczeństwa i nadal jest do tego potrzebna. Widziałem zbyt wiele konfliktów, za które poszczególne państwa członkowskie nie chciały wziąć odpowiedzialności albo nie miały w tym interesu. Zawsze będziemy potrzebować ONZ lub podobnej organizacji, by zareagowała na tego typu naruszenia.
Ale pod wodzą Antionio Guterresa ONZ stała się teatrem banałów, pokazem hipokryzji i instytucją, której brakuje środków i którą trapią choroby.
Mam nadzieję, że ONZ przetrwa, a nawet będzie się rozwijać po kadencji Guterresa. Ma wielu doskonałych, poświęcających się pracowników, a świat nadal potrzebuje jej usług. Organizacja potrzebuje jednak reform i nowego przywództwa. Do tego czasu uznanie Palestyny będzie tylko kolejnym pustym gestem ONZ, która coraz bardziej jest przez takie gesty definiowana.
Tekst przetłumaczony z "The Spectator".
Autor: Edmund Fitton-Brown
Tłumaczenie: redakcja Interia
Tytuł, śródtytuły oraz skróty pochodzą od redakcji









